Bruksela zaniepokojona zbyt wysokim odsetkiem brytyjskich mam pozostających w domu? Czemu konkretnie tym jest zaniepokojona? Skąd niby wie, że one zostają w domu z braku pracy, a nie z chęci zajmowania się swoimi dziećmi i domem?

(...) rząd brytyjski – zaleca KE - powinien zmienić ten stan rzeczy m.in. poprzez zapewnienie większego finansowania opieki nad dziećmi w pełnym wymiarze czasu. (...)
A może by tak odessać tłuszcz unijnej biurokracji? Wtedy obywateli będzie stać na zakładanie żłóbków i przedszkoli, by rodzice mogli je tam posłać jeśli sami tego zechcą? A jak nie zechcą, to zajmą się nimi sami lub ktoś przez nich wybrany! Będzie ich stać na samodzielną opiekę nad dziećmi, gdy aparat państwa nie będzie wypijał im tylu pieniędzy w podatkach!

Zaznaczam, proszę nie insynuować, że chcę "więzić kobiety w czterech ścianach"! Kiedy śp. Lady Małgorzata Thatcher, którą bardzo szanuję, zajmowała się polityką, to jej mąż - Sir Denis Thatcher - zajmował się ich domostwem. To był JEJ i JEGO wybór - i trzeba to uszanować!

Dlatego Pani Laura Perrins ma dużo racji, mówiąc:

To w jaki sposób brytyjskie rodziny organizują sobie życie i opiekę nad dziećmi nie powinno obchodzić rządu w Londynie ani tym bardziej biurokratów z Brukseli. Nie można stosować taktyki zastraszania matek, które troszczą się o swoje dzieci.
Co innego PRAWO dla kobiet do edukacji, pracy, samorealizacji, itp., a co innego NACHALNE LANSOWANIE modelu tzw. kobiety wyzwolonej. A tu na silę próbuje się przekonać nas wszystkie do modelu 30-letniej krotko ostrzyżonej bizneswoman w granatowym tweedzie, która w barze przy Marlboro i whisky negocjuje kontrakt dla swojej firmy z 25-letnim inteligencikiem o zajęczym spojrzeniu! Czym feminiści różnią się od ewidentnych szowinistów?! Czy ktoś tu przypadkiem nie uważa, bądź nie próbuje - choćby podprogowo - wmówić nam, że opieka nad dziećmi i ogarnianie domostwa to cos uwłaczającego?

Nie przyjmuję  również tez, że "kobieta w domu jest zawsze ubezwłasnowolniona przez mężczyznę". Od razu odpowiadam - to zależy czy trafi na przyzwoitego mężczyznę czy na ćwoka (mówię o sytuacji, kiedy z mężczyzną jest rzeczywiście coś nie tak, np. kiedy stosuje przemoc psychiczną, a nie kiedy kobieta jest primadonną, której za dużo się wydaje)! No i nie twierdzę, że jak któraś kobieta wybierze zajmowanie się dziećmi i domem, zamiast pracy zawodowej, musi być ciućmą bez żadnego wykształcenia. I tu kobieta musi być przygotowana - niech rozwija swoje talenty i zainteresowania. Bo czasem mężczyzny może zabraknąć - tj. umrze, nie będzie w stanie pracować ze względów zdrowotnych (np. poważny wypadek), straci pracę z powodu redukcji etatów, itp. bądź okaże się ewidentnym dupkiem, od którego trzeba będzie wiać. Jednak to nie znaczy, że mamy aż tak cykać się!

Dlatego rację ma również Pan Piotr Bone:

Nie ma takiego prawa, by można było zmuszać kobiety do podjęcia pracy.
Dodatkowo znów próbuje się narzucać jakieś chorobotwórcze parytety:

Z rekomendacji wynika także, że jest zbyt duża dysproporcja pomiędzy kobietami i mężczyznami zatrudnionymi w niepełnym wymiarze czasu. 42,6 proc. kobiet i odpowiednio 13,2 proc. mężczyzn na Wyspach pracuje na niepełny etat. Ta dysproporcja - zdaniem KE – spośród wszystkich krajów UE jest największa w Wielkiej Brytanii.

Do pracy trzeba przyjmować ludzi ze względu na ich przydatność na danym stanowisku, a nie płeć!

Fakt, że nakazuje się robić to wszystko przez aparat państwa dowodzi, że nie może on zapanować nad swoim popędem do pieniędzy i władzy! Wara wam - urzędasy unijne - od nas - kobiet, naszych mężczyzn i naszych rodzin! To my i oni mamy decydować w swoich związkach które z nas pracuje zarobkowo, które zajmuje się dziećmi, itp.!
 
                                                 Źródło cytatów: www.pch24.pl
                                                 Źródło nagrania: youtube
Zapraszam Państwa również do zapoznania się z
linkami zawartymi w tekście.