Pan Janusz Korwin-Mikke Pan swoim wpisem z profilu na Twitterze ze środy 15 sierpnia o 10:52 o śp. p. Oldze Aleksandrze Sipowicz (zd. Ostrowskiej, primo voto Jackowskiej) ps. Kora wywołał kolejną burzę. Naturalnie doskonale rozumiem wspomnianą przez niego zasadę "co cię nie zabije, to cię wzmocni" i - znając jego wszystkie wypowiedzi - że jest on świadom, że dane przejścia mogą zarówno wzmocnić jak i osłabić czyjeś zalety i talenty jak i wady i słabości, dlatego nie rozumiem jazgotania lewactwa nad treścią całej wypowiedzi. Jednak tym razem nawet ja uważam formę i kontekst jego wypowiedzi za bardzo nietaktowne - choćby z tego względu, że śp. p. Kora umarła niedawno - i szkoda, że nie zaznaczył od razu swojej świadomości prawdopodobieństwa różnych konsekwencji czyichś doświadczeń.
Czemu p. JKM musiał używać akurat takiej formy i kontekstu w swojej wypowiedzi o osobie niedawno zmarłej, a lubianej przez wielu ludzi? Myślę, że byłoby równie mocno, gdyby napisał, że tu lewactwo biadoli o przejściach śp. p. Kory z księdzem-pedofilem, ale nie burzy się, że część muzułmańskich imigrantów-uchodźców skandalicznie traktuje kobiety - których feminiści niby tak bronią - i zasłania się przy tym swoją tradycją, a dodatkowo wszczyna burdy i obija się za nasze podatki, czym sprowadza się do rangi śmiecia ludzkiego. Na pewno nikt nie oskarżyłby go wtedy o obrażanie śp. p. Kory, a najwyżej uchodźców - czyli byłby szum, ale wszelkie manipulacje dużo łatwiej dałoby się odkłamać. Nie chodzi o to, że p. JKM mógł wypowiedzią o śp. p. Korze stracić jako polityk (na pewno nie w moich oczach, bo mam gdzieś demokrację), ale ogólnie (też na pewno nie w moich oczach, bo zapoznałam się dostatecznie z jego wypowiedziami i nim osobiście, jako aktywna sympatyczka partii Wolność od czasu partii WiP, by wiedzieć jaki naprawdę jest - ale mówię o innych ludziach).
Na swoich profilach na Twitterze tego samego dnia o 12:57 i Facebooku w niedzielę 19 sierpnia o 02:21 p. JKM podał dwa inne przykłady na poparcie zasady "co cię nie zabije, to cię wzmocni". Może oburzenie przy śp. p. Korze było większe niż w przypadku p. Bergmana i więźniów hitlerowskich obozów koncentracyjnych, ponieważ te dwa przykłady p. JKM często przywołuje przy okazji, natomiast sprawie śp. p. Kory poświęcił całą wypowiedź. Dobrze, że w tym wpisie na Twitterze zaznaczył konieczność karania prawdziwych pedofilów - co popieram w mojej publikacji Mit o promowaniu przez lidera KNP przemocy: przemoc seksualna (5.10.2014 o 13:39 na moim blogu na Salon24). Jednak w wyrażeniu "gdyby podsuwał mu cukierki" dostrzegam sugestię jakoby dobre traktowanie oznaczało pobłażanie. W istocie wiem, że p. JKM tak nie myśli, co udowodniłam w mojej publikacji Mit o promowaniu przez lidera KNP przemocy: przemoc domowa (04.10.2014 o 13:22 na moim blogu na Salon24), ale jednak osobiście inaczej sformułowałabym niż p. JKM. Nawiasem mówiąc, do tej wypowiedzi p. JKM o więźniach odniósł się p. Sławomir Mentzen (v-prezes oraz członek zarządu krajowego i rady krajowej partii Wolność, prezes jej okręgu w Toruniu) na swoim profilu na Facebooku w niedzielę 19 sierpnia o 11:21. To jeden z niewielu konstruktywnie krytycznych komentarzy, choć być może merytorycznie błędny, do wypowiedzi p. JKM.
Zanim jednak przejdę do wypocin p. Środy i p. Kukiza, muszę podejść do dziwnego fragmentu posta p. JKM:
Każda dobrze wychowana 10-letnia panienka powiedziałaby po prostu „Czy księdzu nie wstyd?” - i do żadnego „molestowania” by nie doszło.
Czy napalony pedofil wysłucha dziecka, którego odczucia ma gdzieś? To tak jakby bandyta miał poniechać trudnienia się swoim procederem po słowach "to wstyd napadać na banki" czy podobnych. Przecież ten ksiądz mógł zastraszyć śp. p. Korę, albo mogła być ona nauczona tolerancji dla poczynań księży ze względu na ich profesję, zszokowana samą sytuacją, lub nie nauczona obrony - bo nie miał jej kto tego nauczyć. Warianty trzeci i czwarty są sugerowane przez wywiad przeprowadzony z nią na łamach Wprost, który opublikowano też 20.06.2010 o 20:15 na internetowej stronie magazynu. To dorośli powinni odpowiednio reagować - w zależności od sytuacji dziecka i okoliczności. Przecież p. JKM jest tego świadom, skoro w Vademecum ojca napisał następująco (pogrubiłam kluczowy fragment):
Dziecko jest — powiedzmy to otwarcie — obiektem wychowania. Nie powinno być w tym względzie traktowane jak człowiek dorosły i odpowiedzialny, bo nim nie jest i tego ciężaru nie udźwignie. Celem wychowania jest możliwe jak najszybsze doprowadzenie dziecka do stanu, w którym będzie ono mogło być traktowane jak dorosły, ale to nie znaczy, że już trzeba je tak traktować. Może to proces wychowania nie tylko opóźnić, ale i poważnie zaburzyć. Nieraz nieodwracalnie. Świat pełen jest dorosłych zachowujących się jak dzieci, niekiedy dlatego, że w dzieciństwie traktowano ich jak dorosłych — a oni chcą od tego uciekać (vide HOMEOSTAZA). ["zaocznie" par. 3, Vademecum ojca, Janusz Korwin-Mikke, 1991]
Zapoznałam się z relacjami wielu ofiar księży-pedofilów. We wtorek 28 sierpnia p. Krzysztof "Ator" Woźniak wyjaśnił na przykładach m.in. przyczyny trudności u wielu dzieci w bronieniu się przed księżmi-pedofilami:
Dlatego w razie czego p. JKM może być pewien, że nie wzięłam niczego z kosmosu.
Dobrze, że w odpowiedzi dla Super Expresu p. JKM zaznaczył swoją świadomość prawdopodobieństwa różnych skutków przejść śp. p. Kory z księdzem-pedofilem, bo w życiu prywatnym jednak średnio jej się układało, o czym świadczą te przykładowe wywiady ze wzmiankami o nim: 16.01.2009 na Gala.pl (1), 16.01.2009 na Gala.pl (2). Szkoda tylko, że nie zaznaczył tego od razu w pierwszej wypowiedzi o całej sprawie.
Przejdźmy teraz do wypocin p. Środy i p. Kukiza. Pani Środa tak cudnie mówi o przyjaźni ze śp. p. Korą i swoim oburzeniu na p. JKM. Jednak nie bardzo chce poznać prawdziwą przyczynę tego, że część muzułmańskich imigrantów-uchodźców skandalicznie traktuje kobiety, których ona ponoć tak broni. Można się o tym przekonać po przeczytaniu mojego wpisu Feminiści, a sprawa imigrantów - zarys (10.01.2016 w mojej rybryce na OMON.pl). Dlatego radziłabym jej się zamknąć! Panu Kukizowi też radziłabym się zamknąć! Każda ogarnięta osoba wie jak było z zakładaniem koalicji partii Wolność z Kukiz'15. Pisałam o tym w publikacji Czemu nie płaczę za koalicją Wolność-Kukiz'15? (11.02.2018 15:33 w mojej rubryce na OMON.pl).
Niestety, jak napisał p. JKM na swoim profilu na Facebooku cztery dni później o 19:46, z "nieznanych przyczyn" usunięto mu wpis o p. Środzie i p. Kukizie. Do zawartych w nim punktów odniosłam się wyżej. Natomiast na łamach Najwyższego Czasu, co potem opublikowano na internetowej stronie pisma w niedzielę 27 sierpnia, p. JKM odniósł się szerzej do wypowiedzi p. Środy i tu zobaczyłam kilka kolejnych roller coasterów intelektualnych.
Tak nawiasem: wypowiedź Kowalskiego o Wiśniewskim staram się oceniać obiektywnie – niezależnie od tego, że Wiśniewski był moim najbliższym przyjacielem i czuwałem przy jego łożu, gdy umierał. Dlatego z trudem pojmuję, że u kobiet jest całkiem inaczej – że obiektywne, chłodne, pozbawione emocji oceny są traktowane jako „chorobliwy brak empatii”. Ale właśnie choćby z tego powodu kobiety nie nadają się na ogół do polityki.
Niezupełnie, panie Januszu. Ja - jako kobieta - świetnie rozumiem Pana kontrowersyjne wypowiedzi, choć czasem uważam formę niektórych za nietaktowną - bardzo rzadko, ale jednak (posługując się Pana językiem, jako że jest Pan świadom istnienia kobiet o męskim umyśle - powiedzmy, że mam pół-męski umysł). Dlatego przychylam się do Pana tezy z ostatniego zdania tamtego fragmentu Pana publikacji.
Tak naprawdę to wściekłość jest stąd, że podważyłem podstawę „państwa opiekuńczego”. Weźmy przykład. Słynny bokser Józef Ludwik Barrow (ps. „Joe Louis”) nazwał swego syna Edeufremiasz czy jakoś podobnie. Pytany, dlaczego to zrobił, odparł: „Bo będzie chodził do szkoły, chłopaki będą się z niego śmiali, będzie musiał się bić – i wyrośnie na wielkiego boksera”. P. Środowa na pewno nazwałaby go „zboczonym czarnuchem” albo jakoś tak. Zresztą: cała murzyńska chytrość na nic, bo syn kariery boksera nie wybrał.
Że lewactwo przywiązuje kobiety, osoby o orientacjach LGBT, itp. do barykad Systemu to normalka. Natomiast rzeczoną postawę p. Barrowa wobec jego syna uważam za perfidny sh*t-test. Mogłabym zrozumieć, gdyby myślał "nadam synowi to imię, bo jest oryginalne, a że inne dzieci w szkole być może będą się z niego śmiać przez to imię, to... cóż... może dzięki temu nauczy się boksować i pójdzie w moje ślady", natomiast nie rozumiem tego co faktycznie zrobił (nie zamierzam nikomu narzucać metod wychowawczych, jedynie przedstawiam moją opinię).
Z czego oczywiście nie wynika, że starzy śmierdzący ludzie powinni wpychać dziewczynom jęzor do ust i gmerać w majtkach (tak nawiasem: wypowiedź śp. Olgi Jackowskiej sugeruje, że gdyby ten ksiądz nie był stary i śmierdzący, tylko młody – i zamiast gmerać w jej majtkach, zdjął je i zrobił, co trzeba – to nie byłoby problemu).
To mogła być przenośnia. Kiedy mówimy o kimś "śmierdzący leń", to nie dlatego, że dosłownie śmierdzi, ale dlatego, że jest strasznie leniwy.
Na moim FaceBooku pewien Komentator zasugerował: „To może gdyby ojciec Pana więcej lał pasem, to wyrósłby Pan na skuteczniejszego polityka?”. Nie obraziłem się, tylko odparłem lakonicznie:
Może…”.
I po namyśle oceniam, że jest to bardzo prawdopodobne!
To podziwiam Pańskie opanowanie, panie Januszu. Komuś omawiającemu w ten sposób moje doświadczenia życiowe tak bym pojechała, że nogami by się nakrył. Skoro swojemu rozmówcy odpisał Pan jak Pan zacytował, to może odnieśmy teraz przykłady śp. p. Kory, p. Bergmana i więźniów hitlerowskich obozów koncentracyjnych do pewnego - nie wątpię, strasznego - epizodu w Pańskim życiorysie. Być może poszedłby Pan bardziej w lewo lub prawo, a Pańska osobowość byłaby inna, gdyby Pańska mama nie zginęła w Powstaniu Warszawskim, kiedy miał Pan dwa lata. Choć być może wciąż byłby Pan osobą, jaką znamy. Natomiast śmierć Pańskiej mamy mogła wpłynąć na Pańskie postrzeganie i docenianie roli kobiet jako matek.
Komentarz Obywatela D.C. jest jednym z wielu odpowiedzi środowisk nie-lewicowych na wypowiedź p. JKM. Co jednak wciąż mnie zaskakuje to miauczenie nawet niektórych sympatyków prawicy (i kolejny raz zaznaczam: wolnorynkowej gospodarki, sprawiedliwego prawa i nie poruszania spraw intymnych publicznie, a nie koniecznie Kościoła Rzymskokatolickiego, a już na pewno nie w istocie lewicowego PiS) na rzekome kolejne uruchomienie przez p. JKM "protokołu 1%". Oto ich przykładowe argumenty - które nie są bezpośrednimi cytatami, ale esencjami ich treści - i moje kontrargumenty.
1. PO wjechała do Sejmu 2007 na hasłach wolnorynkowych, a że wydymali UPR z listami wyborczymi i elektorat, to inna sprawa.
No i wychodzi na to, że PO swoimi poczynaniami obrzydziła rozwiązana prawicowe elektoratowi, który myślał, że one opierają się na tych poczynaniach. A może elektorat tylko myślał, że swoimi głosami wprowadził PO do Sejmu, a w istocie tej partii pozwolili na to mityczni Oni?
2. Kukiz'15 wprowadziła teraz do Sejmu kilku wolnorynkowców, takich jak Jacek Wilk, więc jednak da się uprawiać politykę na Wallenroda.
No to, *****, idźcie do UPR i KNP, którym wysokie poparcie wychodzi uszami.
4. Należy promować bardziej stonowane osoby, takie jak dr Sławomir Mentzen.
Naturalnie, popieram promowanie nowych twarzy i cieszę się, że działają razem z p. JKM i innymi seniorami ruchu wolnościowego. Jednak, jak piszę w wyżej zalinkowanej publikacji, publiczna część mediów i tak zaprasza praktycznie tylko p. JKM, chcąc ośmieszyć prawicę.
Wiecie czemu p. JKM sypie tymi kontrowersjami mimo wszystko? Dzięki wieloletniej działalności w sferze polityczno-publicystycznej zdołał przekonać ludzi z otwartymi umysłami językiem dyplomatycznym. Jednak nie zdoła tym samym językiem przekonać Większości, chcącej rządów lewicy, i przebić się do publicznej części mediów, która rzadko kiedy zaprasza stonowanych prawicowców. Dlatego mówi jak mówi, co przychodzi mu z łatwością dzięki temperamentowi. Jednak ma już swoje lata, a na dodatek ma dwoje małych dzieci, którym jako ojciec też musi poświęcać czas. Dlatego może nie wyrabiać i z tego względu faktycznie czasem przesadzać.
Informacje o źródle tej kompilacji, którą umieszczam tu za zgodą, są na końcu wpisu.
Po czterdziestu dniach - w niedzielę 27 maja - grupa osób niepełnosprawnych i ich opiekunów zdecydowała się zawiesić swój protest w Sejmie. Jednak media jeszcze trochę o nim mówią.
Tutaj przedstawiam kilka przykładowych relacji z pierwszych dni protestu (od góry do dołu: piątek 20 kwietnia - Zbyszek G, sobota 21 kwietnia - MASAKRACJA, wtorek 24 kwietnia - Punkt Widzenia TV):
Na wszystkich trzech kanałach znajdziemy trochę więcej nagrań z protestu.
Tutaj podaję link do mojego poprzedniego wpisu o nim: W świetle obecnego protestu w Sejmie (20 maja - moja rubryka na OMON.pl). Czy coś nowego miało miejsce od tamtego czasu? I tak i nie, o nowych informacjach wspominam niżej, a poza tym jak zwykle ograniczano dostęp rozsądniejszym głosom do głównych telewizji w sprawie protestu - w tym ON - bez względu na to jakie opcje polityczne one popierały.
W środę 16 maja Jacek Wilk - przypominam: obecnie poseł partii Wolność na Sejm - był gościem w Bardzo ważnej sprawie u p. Piotra Barełkowskiego na antenie Telewizji wPolsce.pl, gdzie jego oponentem był p. Piotr Szumlewicz:
Jacek zaznaczył, że jeśli miałaby istnieć jakaś nie-prywatna pomoc dla ON, to jedynie na poziomie gminnym, kiedy to łatwiej ogarnąć kto naprawdę potrzebuje wsparcia i w jakiej postaci, a kto tylko udaje.
Następnego dnia - w czwartek 17 maja - p. Janusz Korwin-Mikke był gościem w Rozmowie Politycznej u p. Dominiki Długosz na antenie Polsat News 2 (w środku link do nagrania z polsatnews.pl). Przypominam jego wystąpienie w środę 25 kwietnia w TAK CZY NIE u p. Agnieszki Gozdyry na antenie Polsat News (w środku link do nagrania z polsatnews.pl), gdzie jego oponentką była p. Joanna Scheuring-Wielgus (przypominam: posłanka na Sejm niezrzeszona, wcześniej Nowoczesnej). W przeciwieństwie do p. Gozdyry w TAK CZY NIE p. Długosz w Rozmowie Politycznej dała się spokojnie wypowiedzieć p. JKM i za to wielki plus ode mnie dla niej. Nie znam p. Długosz, ale mam nadzieję, że w programach typu TAK CZY NIE - gdzie dyskutują ze sobą dwaj oponenci - jest ona rzetelniejsza od p. Gozdyry. Nie chcę oceniać wszystkich dziennikarzy Polsat News po zachowaniu p. Gozdyry.
Również w czwartek 17 maja ponownie zaproszono Konrada Berkowicza - przypominam: v-prezesa, oraz członka zarządu i rady partii Wolność, a także prezesa okręgu Wolność Kraków - do TAK CZY NIE(w środku link do nagrania z polsatnews.pl) u p. Gozdyry, gdzie tym razem jego oponentem był p. Karol Milewicz, który bierze udział w proteście. [ Zobacz też: Berkowicz do protestującego ojca: Zabrano panu 1000 złotych w podatkach. Teraz musicie odzierać się z godności i prosić o zwrot 500 złotych [VIDEO] (sobota 19 maja - strona internetowa Najwyższego Czasu), Berkowicz do protestującego ojca: Zabrano panu 1000 złotych w podatkach. Teraz musicie odzierać się z godności i prosić o zwrot 500 złotych [VIDEO] (sobota 19 maja - Wolność24). ] Można porównać to wystąpienie z tym z czwartku 3 maja, kiedy oponentką Konrada była p. Iwona Hartwich, bo Konrad opublikował linki do tego z 3 maja na swoim profilu na Facebooku: tu link do całego odcinka (sobota 5 maja o 21:11), a tu urywki z samymi jego wypowiedziami (poniedziałek 7 maja o 22:55). W nawiązaniu do zakazu dla dwóch niepełnosprawnych chłopców uczestniczących w proteście - z których jeden to syn p. Hartwich - na wychodzenie na spacer z Sejmu i nie-wpuszczenia do Sejmu p. Janiny Ochojskiej Konrad słusznie zauważył, że na problemach ON zrobiono spektakl medialny - jak niegdyś na śmierci Madzi z Sosnowca - za co, zaznaczam, nie obwiniał samych osób protestujących. Następnie przypomniał o ON nie-zgadzających się z formą pomocy dla ON postulowanej przez osoby protestujące w Sejmie - czyli m.in. o mnie i innych wymienionych przez niego w TAK CZY NIE z 3 maja - i Dominice Budzyńskiej, która pisała pod jednym z jego postów na Facebooku po tamtym odcinku. Pan Milewicz na podstawie własnych doświadczeń z zabieganiem o pomoc dla swoich córek omawiał obecne problemy z pomocą dla ON. Konrad wyjaśnił mu ich przyczynę i sposób rozwiązania ich, oraz wspomniał o swojej współpracy z jedną fundacją charytatywną. Na to p. Gozdyra podała kraje skandynawskie jako przykład pomocy dla ON dzięki wysokim podatkom na socjał. Konrad odparł, że to jest na razie tam możliwe dzięki nadwyżce budżetowej, pochodzącej z czasów kapitalistycznych tych krajów. Tego ostatniego p. Gozdyra wydawała się nie rozumieć - choć Konrad wyłożył kawę na ławę, bo dodała, że uważa jego argument za zaprzeczenie tezy, że w krajach z wysokimi podatkami "nie można tych podatków sensownie wydawać na pomoc osobom niepełnosprawnym", a potem powiedziała parę podobnych rzeczy w tym stylu. Oczywiście często przerywała Konradowi w kluczowych momentach - choć nie tak napastliwie jak w tamtym odcinku. Konradowi jednak udało się powiedzieć rzecz najważniejszą, bo przypomniał słowa p. Milewicza z początku odcinka o poparciu przez społeczeństwo postulatów osób protestujących w Sejmie i dodał, że w takim razie społeczeństwo może prywatnie wspomagać ON i innych potrzebujących, co szłoby sprawniej gdyby nie nadmiar biurokracji, którym część urzędników jest kuszona, by ulec korupcji. Widać też zdenerwowanie u p. Milewicza jak wtedy u p. Hartwich, lecz w przeciwieństwie do niej - za co daję mu wielkiego plusa - zachowywał się kulturalniej wobec Konrada.
W kolejny czwartek - 24 maja - Konrad był gościem w Wieczorze wPolsce.pl u p. Barełkowskiego, gdzie też poruszano m.in. temat ON i wspomniał tam o dr. Bawerze Aondo-Akaa, Tomku Trzajnie i Dominice Budzyńskiej:
W ten sam czwartek Jacek Wilk był gościem w Rozmowie Politycznej u p. Długosz (w środku link do nagrania z polsatnews.pl). Jak Konrad w TAK CZY NIE z czwartku 24 maja, Jacek zarzucił partii rządzącej i opozycji uprawianie polityki na całym proteście. Jednak za bardzo popłynął tu co do osób protestujących, bo one mogły być po prostu wmanewrowane w ten dym. Następnie przedstawił ówczesne konsekwencje tego protestu dla pracy Sejmu. Dodał też, że cała partia Wolność, świadoma szumu wokół całej sprawy, dystansuje się do niej. I dobrze, bo nie podsycali i tak dużego dymu.
Dodatkowe paliwo do tego dymu dostrzegłam w przepychankach z czwartku 24 maja między osobami protestującymi i Strażą Marszałkowską. Tutaj opublikowane dzień później na MASAKRACJI nagranie z całego zajścia:
Zaznaczam, nie widzę kto pierwszy zaczął te przepychanki, dlatego nie oceniam. Jednak naprawdę żal mi się zrobiło tych ON, że były w środku całego tumultu.
Tutaj materiał Super WP z komentarzem do całej sprawy opublikowany w czwartek 24 maja na Magda W. PL:
Kolejne paliwo dostrzegłam w sprawie zatrudnienia syna p. Hartwich. Ona twierdziła, że jest on bezrobotny i nigdzie nie może znaleźć pracy, oraz "uspołecznia się w Fundacji z Widokiem". Na to rzeczona fundacja zamieściła na swoim profilu na Facebooku we wtorek 22 maja o 23:35 nieco inną informację. Z kolei na Wirtualnej Polsce zostały opublikowane dwa artykuły z kolejnymi doniesieniami - jeden w niedzielę 27 maja o 13:30, a drugi w dzień później o 10:18. Specjalnie unikam opowiedzenia się po którejkolwiek ze stron, bo nie znam prawdy.
O obydwóch sprawach wspominam, bo sam spór medialny wokół protestu i kręcenie się wokół nich tylu polityków partii rządzącej i opozycji poddał w wątpliwość jego apolityczność.
Tymczasem było inaczej, co sama zaobserwowałam. Oprócz mnie i innych ON wymienianych przez Konrada we wszystkich jego dotychczasowych wystąpieniach w sprawie protestu byli też inni, zarówno wśród samych ON jak i ich opiekunów, bez względu na popierane opcje polityczne.
W poniedziałek 21 maja na Włodek Ciejka TV ukazało się nagranie z dr. Bawerem Aondo-Akaa i jeszcze dwiema innymi ON, gdzie reszta przemawiających praktycznie nie dała się im wypowiedzieć:
Uważam następujące pytanie p. Jana Bodakowskiego do państwa Kita za - delikatnie mówiąc - nietaktowne:
Pytanie do osób niepełnosprawnych, których życie na pewno jest ciężkie. Czy Państwo woleliby być zabici jako dzieci czy wolą cieszyć się życiem w stanie niepełnosprawności?
Tego samego dnia dr Aondo-Akaa był gościem w Dniu wPolsce.pl:
Przy moim poprzednim wpisie na temat całej sprawy jeszcze się wstrzymywałam, ale teraz jestem pewna. Do głównych mediów nie dopuszczano głosów ON - bez względu na to jakie opcje polityczne popierają - jeśli nie zgadzały się one z formą protestu.
Wspomniane przepychanki były jedną z przyczyn przerwania protestu, jak zadeklarowała p. Hartwich na konferencji prasowej (niedziela 27 maja - MASAKRACJA):
Jednak w mediach wciąż o tym mówią - nawet poza-internetowych. Przykładowo w poniedziałek 28 maja p. Monika Olejnik w Kropce nad I na antenie TVN24 rozmawiała o tym z p. Adamem Bielanem z Porozumienia, wicemarszałkiem Senatu. Tego samego dnia na swoim profilu na Twitterze o 00:01 p. Rafał Ziemkiewicz ostro nazwał formę protestu. No proszę, pomówił ostatnio p. JKM o brak współczucia dla ON, a sam nazwał cały protest jak nazwał. Kolejny przykład hipokryzji w jego wykonaniu! Z kolei dzisiaj w Tak jest u p. Andrzeja Morozowskiego na antenie TVN24 rozprawiano m.in. o wystawieniu przez Sejm rachunku osobom protestującym za cały protest.
Czemu przynajmniej w takim samym stopniu jak protestu grupy ON i ich opiekunów w Sejmie nie omawiano np. protestów rolników, mających miejsce w podobnym czasie i to w całej Polsce? W końcu rolnictwo zajmuje się produkcją sporej grupy żywności, której jakość wpływa przecież na nasze zdrowie.
Informacje o źródle tej kompilacji, którą umieszczam tu za zgodą, są na końcu wpisu.
Trwający od środy 18 kwietna w Sejmie protest grupy dorosłych osób niepełnosprawnych i ich opiekunów jednak wydaje się być upolityczniony. Proszę spojrzeć chociażby na zrobiony wokół niego potworny szum w mediach - zwłaszcza telewizji - i pokazane przy tym przepychanki różnych frakcji politycznych. Przy tym po drodze istota protestu wydaje się ginąć, a już na pewno rozsądne sposoby rozwiązania całego problemu. Co więcej, są one przemilczane lub ich sens jest przekręcany.
Ja naprawdę rozumiem i szczerze współczuję tym ludziom protestującym w Sejmie i innym w sytuacji jak oni - zwłaszcza, że sama od urodzenia dość poważnie niedowidzę i mam problemy z układem kostnym, co od początku nastręcza mi pewnych trudności (moje schorzenia są nieco lżejsze niż niepełnosprawnych protestujących w Sejmie, ale jednak utrudniają mi wiele rzeczy). Opieka nad osobami z ciężkimi schorzeniami na jakie cierpią ludzie protestujący ze swoimi opiekunami z pewnością mocno wyczerpuje. Sama to widziałam, kiedy w dzieciństwie musiałam jeździć po lekarzach i rehabilitacjach. Chcę jedynie zaznaczyć, że w obecnym systemie niewiele da się zrobić. Oczywiście, póki ten system istnieje, należy pilnować, by odpowiednia pomoc szła do potrzebujących. Jednak długo się tak nie da, czego skutki widzimy, i docelowo należy ten system znieść. Współczuję im tym bardziej, że podczas gdy część osób publicznych wypowiada się mając na względzie ich dobro - w co nie wątpie i doceniam, to pozostała część ma na celu jedynie brylowanie. W jakim innym celu wciąż robi się te przepychanki w mediach?
W normalnym kraju jest większa możliwość pomagania prawdziwie potrzebującym, bo ma się więcej pieniędzy w kieszeni (nawet teraz próbuje się tak pomagać, ale nie każdego stać, bo sporo pieniędzy zabiera się ludziom w podatkach). Dzieje się tak dzięki brakowi zbędnych przepisów w gospodarce i dobremu prawu (klarowności i brakowi kruczków prawnych warunkującym brak przywilejów dla jakiejkolwiek grupy zawodowej i społecznej i zmniejszenie korupcji). Pozwoli to na spokojne dbanie o lepszą jakość i niskie ceny dóbr - np. leków i sprzętu medycznego - i usług - np. medycznych (bo trefne dobra i usługi zrujnują wizerunek danej działalności). oraz lepsze warunki pracy i zarobki dla pracowników (np. gnojeni pracownicy mają większy wybór lepszej pracy), Dzięki temu są większe szanse pomocy potrzebującym poprzez prywatne fundacje czy indywidualne osoby lub grupy osób, a w ostatecznie ostatecznej ostateczności gminy (bo na poziomie gmin łatwiej ogarnąć kto potrzebujący, a kto leń i skorumpowany). Poza tym będzie się sprawniej ogarniać przypadki sępienia i łamania prawa w tych sferach przez prawo i opinię publiczną (wielu lubi sensacje, więc wolne od większości potyczek politycznych już prywatne media chętnie się tym zajmą). To wszystko uwolni ludzi od zbędnych trosk.
W większości krajów wiele tych trybików jest w różnym stopniu uszkodzonych. Część ludzi lekceważy swoje zdrowie, jest naciągaczami, lub siedzi na stołkach finansowanych z podatków i urywa sobie coś nadprogramowego z tych podatków, co okalecza gospodarkę i sprawia, że nie starcza dla naprawdę potrzebujących. Jest też większe łapówkarstwo, bo jedni chcą sobie załatwić coś na lewo, a innych zmusza do tego sytuacja materialna. Przykładem jest konieczność załatwienia drogiego zabiegu poza kolejką w nieprywatnej "darmowej" placówce medycznej, gdzie normalnie czeka się w długich kolejkach - co jest tym gorsze im cięższa choroba. Zarobki na prywatnych posadach też są opodatkowane - co lekarze muszą rekompensować wysokimi cenami swoich usług. Dlatego część potrzebujących decyduje się na tę pierwszą opcję.
O większości z tego mówił p. Janusz Korwin-Mikke podczas swojego wystąpienia w środę 25 kwietnia w TAK CZY NIE u p. Agnieszki Gozdyry na antenie Polsat News - gdzie jego oponentką była p. Joanna Scheuring-Wielgus - po czym dodał, że sam założył Fundację Indywidualnego Kształcenia, mającą pomagać dzieciom ze schorzeniami fizycznymi w trenowaniu sportów umysłowych i wyjaśnił czemu na razie jest ona nieaktywna. Muszę też nadmienić, że ostatnio często prosił, by przeznaczyć na nią 1% z PITu (jest zasada, że co rok można przeznaczyć 1% PITu na wybrany cel charytatywny), a poza tym nieraz wspiera on ludzi potrzebujących, o czym czasem wspominam w moich wpisach. Nawiasem mówiąc, mówi często, że po zmianie ustroju ci którym już obiecano świadczenia socjalne - w tym emerytury i renty - będą je dostawać z pieniędzy uzyskanych m.in. ze sprzedaży majątku państwowego - czyli nie zostawi się ich na lodzie. Wracając do jego wypowiedzi w TAK CZY NIE, prawie jak zwykle musiano się do czegoś przyczepić, podczas gdy w cytatach będących przedmiotem oburzenia chodzi mu o nie-zwiększanie świadczeń socjalnych. Zaczęło się od tego, że Polsat News nie od razu zamieścił pełne nagranie tego odcinka, ale na początku opublikował jedynie zniekształcający postawę p. JKM fragment i opracowanie, z którego wynikło całe zamieszanie. Z tego opracowania musiało skorzystać wiele innych serwisów, bo nie skomentowano całego odcinka. Nie przytaczam ich tu, by nie robić im reklamy. Jedynie Najwyższy Czas wykazał się jakimś wysiłkiem i przygotował dwa opracowania, co prawda jedno jest w tym samym tonie co spora większość, ale drugie jest rzetelniejsze. Dość nietuzinkowo wychodzi tu też opracowanie Fakt24.pl z czwartku 26 kwietnia 14:37:39 (link jest jedynie kopią, oryginał strony z opracowaniem nie działa)">, gdzie dano kłamliwy nagłówek, ale poproszono p. JKM o wypowiedź i on się wypowiedział. Polsat News umieścił cały odcinek dopiero kilka dni później. W międzyczasie opublikowano go w piątek 27 kwietnia na kanale kapitan19969838 na YouTube:
Jeszcze w programie mimo wyjaśnień p. JKM zarówno p. Scheuring-Wielgus jak i p. Agnieszka Gozdyra wydawały się nic nie rozumieć. Tak samo zresztą np. p. Paweł Kukiz i p. Rafał Ziemkiewicz w swoich wypowiedziach o tym.
Idąc tokiem rozumowania Pana JKM proponuję, byśmy pozbawili wynagrodzeń europosłów, posłów, senatorów, członków rządu, etc., bo skoro wcześniej żyli bez tych wynagrodzeń, mogą żyć tak dalej.
Pan Kukiz zapomina, że p. JKM często wyraża poparcie dla pomysłu z tego cytatu. Zwróciłam mu na to uwagę w komentarzu i znalazłam też komentarz Korynny (córki p. JKM), w którym też broniła p. JKM w tym temacie. Natomiast na jego zarzut o niemożność koalicji z partią Wolność odpowiadam w moim wpisie Czemu nie płaczę za koalicją Wolność-Kukiz'15? (28 marca - moja rubryka na OMON.pl).
Pan Ziemkiewicz udowodnił swój brak zrozumienia słów p. JKM w swojej wypowiedzi we Wróżeniu z Faktów w niedzielę 29 kwietnia, prowadzonym przez p. Łukasza Warzechę na antenie Polskiego Radia 24:
Każdy człowiek, może poza Korwinem-Mikke, jakieś współczucie odczuwa dla tych niepełnosprawnych.
W tle słychać w tym momencie kpiarskie prychnięcia pozostałych uczestników audycji, które ja odbieram po tonie jako sztuczne. Co żałośniejsze, w sprawie tego protestu w Sejmie p. Ziemkiewicz piętnuje to samo i w podobnej formie co p. JKM w TAK CZY NIE. Wobec tego czemu we Wróżeniu z Faktów wykazał się hipokryzją?
Pan JKM odnosi się do wypowiedzi p. Ziemkiewicza w poście na swoim profilu na Facebooku (czwartek 29 kwietnia o 19:36). Zanim niektórzy złapią go za słowa, zaznaczam, że chodzi mu o to co powiedział wcześniej w swoim wystąpieniu w TAK CZY NIE. Choć ja powiedziałabym to inaczej: to współczucie powinno być okazane w sposób, który przedstawiam wyżej.
Na szczęście członkowie i sympatycy partii Wolność nie dali się omotać medialnym paszkwilom i nie wysnuwają głupawych wniosków z wypowiedzi p. JKM.
Przykładowo Jacek Wilk - obecnie poseł partii Wolność w Sejmie - podaje rozwiązanie problemu podczas swojego wystąpienia w Gościu Wydarzeń na antenie Polsat News, z którego nagrania nie ma na stronie tej telewizji, ale Najwyższy Czas sporządził w środę 28 kwietnia opracowanie tego odcinka. Wielki plus dla Jacka za wystąpienie i powodzenia w dalszej działalności.
Pytałam o opinię w całej sprawie moich znajomych korwinistów niepełnosprawnych i oni mają takie samo podejście jak ja, p. JKM i Jacek.
Znalazłam kontakt do Tomka i wysłałam mu tamto nagranie z TAK CZY NIE, a on odpisał mi:
Obejrzałem. Zgadzam się z Prezesem w 100%. Ta Pani z Nowoczesnej oczywiście gra na emocjach i uczuciach, a racjonalne argumenty do niej nie przemawiają.
Mam jeszcze jednego zgadzającego się ze mną niepełnosprawnego kolegę z Krakowa, ale on prosił mnie o zachowanie jego anonimowości, więc nie mogę powiedzieć o nim więcej. Z Tomaszem Pawłowskim z Żar, który ma jedną z nóg krótszą, Mateuszem Puckiem z Zielonej Góry, który ma dysplazję diastroficzną (i jeszcze jedną osobą) współtworzyłam publikację List otwarty w sprawie słów JKM o edukacji dzieci niepełnosprawnych umysłowo (24.02.2016 18:51 - moja rubryka na OMON.pl). Agnieszka Malinowska z Tarnowskich Gór, która cierpi na toczeń i zaburzenia nerwów w rękach i nogach (co może skutkować zanikiem mięśni), była stażystką w biurze p. JKM za czasów pełnienia przez niego funkcji posła do PE, a obecnie jest zastępcą redaktora naczelnego w Warszawskim Wieczorze i pisze dla p. JKM prasówki. Wszyscy pięcioro powiedzieli mi podobnie jak Tomek Trzajna.
Naprawdę bardzo podziwiam p. JKM za to, że nie stracił nerwów po tylu latach przekręcania jego wypowiedzi na temat ON i innych.
Mnie, obydwóch Tomków, Mateusza i poruszającego się na wózku inwalidzkim p. Bawera Aondo-Akaa - doktora teologii i działacza Prawicy RP, wspomniał Konrad Berkowicz (v-prezes partii Wolność, członek jej zarządu i rady, oraz prezes okręgu Wolność Kraków) w swoim wystąpieniu w TAK CZY NIE u p. Gozdyry w czwartek 3 maja. Do tej pory Polsat News nie umieścił tego wydania na swojej stronie, ale Konrad opublikował linki do nich na swoim profilu na Facebooku: całość w sobotę 5 maja o 21:11, a kompilację ze swoimi wypowiedziami w poniedziałek 7 maja o 22:55. Powiedzmy, że na początku p. Gozdyra dała się Konradowi wypowiedzieć. Natomiast potem włączyła się p. Iwona Hartwich, która często go przekrzykiwała i wydawała się być bardzo napastliwa w stosunku do niego. Nawet nie chciała słuchać co Konrad ma do powiedzenia o Tomku Trzajnie, choć właśnie wtedy miała szansę dowiedzieć się o nim. Następnie bezczelnie pomówiła p. JKM o popieranie eutanazji dla ON (-4:44 - -4:40), czyli zachowała się podobnie jak p. Kukiz pod koniec stycznia 2015, który potem - jak wspominam w tamtym wpisie o koalicji Wolność-Kukiz'15 - tłumaczył się użyciem za dużego skrótu myślowego. Potem przekręciła słowa p. JKM o para-olimpiadach, podczas gdy ich prawdziwą wersję można przeczytać we wpisie Para-olimpiada, czyli paranoja (4.09.2012 na starym blogu p. JKM na NEon.24). Nawet nie umiała przytoczyć do jakich jeszcze słów p. JKM o niepełnosprawnych ma zastrzeżenia, a jedynie ogólnikowo powiedziała różnych. Wobec tego teraz powtarzam o niej to samo co o p. Kukizie w moim wpisie z 28 marca. Naprawdę współczuję jej choroby syna, ale ich sytuacja nie usprawiedliwia jej zachowania w stosunku do Konrada. Jak piszę wyżej, sama od urodzenia niedowidzę i mam problemy z układem kostnym, przez co od początku nastręcza mi pewnych trudności, a poza tym mam alergię na dosadny język. Jednak znam granice. Pani Gozdyra - zamiast upomnieć p. Hartwich za jej zachowanie wobec Konrada i przekręcanie słów p. JKM (czy sama się z nimi zgadza czy nie to inna sprawa) - przyłączyła się do niej w przekrzykiwaniu Konrada. Swoim brakiem kultury te Panie obraziły nie tylko Konrada, ale też mnie i pozostałe wymienione przez niego osoby. Co one obie sobie myślały, zachowując się w ten sposób?! Nie życzę sobie takiego zachowania z ich czy czyjejkolwiek innej strony! Natomiast Konrada bardzo podziwiam za jego spokój w obliczu takiej konfrontacji i mocno trzymam za niego kciuki w dalszej działalności.
Dr Aondo-Akaa jako jedyny z nas wymienionych przez Konrada w TAK CZY NIE został poproszony o wypowiedź na temat protestu przez media nie-wolnościowe (ich listę widzicie niżej). Może to wynikać z tego, że - z tego co widzę po jego wypowiedziach - choć ma on poglądy na pomoc ON trochę bardziej na prawo niż rządząca klasa polityczna, to jednak trochę bardziej na lewo niż partia Wolność. Nie żebym była zazdrosna - bo szanuję dr. Aondo-Akaa i życzę mu jak najlepiej, tak tylko zaznaczam.
W Republice po południu dr. Aondo-Akaa polemizował z p. Hartwich. Wydawała się ona być w stosunku do niego mniej napastliwa niż w stosunku do Konrada - być może dlatego, że dr Aondo-Akaa porusza się na wózku jak jej syn, ale jednak wciąż widzę formę jej wypowiedzi jako napastliwą.
W sobotę 12 maja na kanale CEPERolkV4 na YouTube ukazało się nagranie, w którym p. JKM - z tego co widzę - szczegółowiej przedstawił temat pomocy dla ON:
Tutaj opublikowany 19.09.2017 na moim skromnym kanale na YouTube klip na temat stosunku p. JKM do kobiet i ON składający się z fragmentów filmu "Korwin the Movie" wyreżyserowanego przez Tomasza Agenckiego w roku 2015:
Uznaję to za wycofanie się p. Kukiza po angielsku. To już któryś z kolei jego wyskok przy próbach zawierania umów z p. JKM lub jego partią.
6.05.2015 o 02:35 na swoim profilu na Facebooku p. Kukiz oskarżył p. JKM o zerwanie podczas debaty prezydenckiej, mającej miejsce poprzedniego dnia, ich ówczesnego porozumienia - zawartego pod koniec marca 2015 - mające polegać na zaatakowaniu postulowanej przez p. Kukiza idei JOWów. Potem powtórzył to samo i jeszcze poszerzył o parę szczegółów w wywiadzie z 13.05.2015 dla DoRzeczy, co podaje m.in. publikacja Kukiz: wspólne listy z JKM? W żadnym wypadku (18.05.2015 NamZależy.pl). Jednak widzę tu dwa ale.
Po pierwsze, p. Kukiz nie odróżnił ataku ad persona od konstruktywnej krytyki. W wypadku JOWów p. JKM uznał ją za konieczną, dlatego zdecydował się na rzeczonej debacie udowodnić ich nieskuteczność, by od razu poinformować jak najwięcej wyborców. No i wyjaśnił całe nieporozumienie w swoich dwóch wpisach na swoim profilu na Facebooku - 6.05.2015 o 03:30 i 6.05.2015 o 16:40. Równolegle p. Kukiz odpowiedział na ten pierwszy wpis p. JKM na antenie telewizji TVN24 - Kukiz: wysłałem smsa w reakcji na żart (6.05.2015 o 15:05 na TVN24.pl). Nadmieniam, że nie mam nic do reakcji p. Kukiza na sam żart Konrada.
Po drugie, p. Kukiz - wbrew temu co potem mówił w tamtym swoim wpisie i w wywiadzie dla DoRzeczy - atakował p. JKM. 21.04.2015 o 11:07 na swoim profilu na Facebooku napisał o swoim wyobrażeniu postawy p. JKM wobec górników, które uważa za przyczynę niemożności zawarcia koalicji z jego partią. Czyli jakby zerwał drugą część porozumienia. Pan JKM nie popierał, nie popiera i nie będzie popierać strzelania do górników, czy kogokolwiek innego, ale jedynie do podjudzaczy do rozrób i niszczenia cudzej własności na protestach. Tak mówił m.in. w pamiętnym wywiadzie dla Wirtualnej Polski z dnia 15.04.2015 (nagranie pochodzi z kanału KORWiN vs UE na YouTube):
https://www.youtube.com/watch?v=5Mo_jUGgJbo
Czyżby p. Kukiz zamierzał w razie czego tłumaczyć się użyciem za dużego skrótu myślowego? Przypuszczam, że p. Kukiz wiedział o co konkretnie chodzi p. JKM. W ciągu kilkudziesięciu lat miał dość czasu, by zapoznać się z oryginałami jego wypowiedzi na wszystkie tematy. Natomiast jeśli ma jakieś wątpliwości, zawsze może spytać go osobiście. Dlatego w razie czego - mając prawo nie zgadzać się z nimi - nie ma prawa przekręcać żadnej z nich!
Właśnie użyciem za dużego skrótu myślowego p. Kukiz tłumaczył się ze swojej wypowiedzi, która padła z jego ust 29.01.2015 na spotkaniu w siedzibie Stowarzyszenia Wolności Słowa, ale o której zrobiło się głośno dopiero pod koniec maja tegoż roku - bo wtedy fragmenty z nią wrzucono do Internetu w oddzielnych klipach. Tu jeden z nich, który wrzucono 31.05.2015 o 21:09 na kanał Polska_Rewolucja na cda.pl. Natomiast tutaj druga część nagrania z rzeczonego spotkania - opublikowanego na kanale ASME na YouTube niedługo po spotkaniu, na którym fragment z rzeczoną wypowiedzią p. Kukiza jest w minutach 17:22-17:48:
https://www.youtube.com/watch?v=5ZI8OMIZIgY
Po umieszczeniu fragmentów z tą wypowiedzią w Internecie zrobiło się o niej głośno i dopiero wtedy p. Kukiz skomentował na swoim profilu na Facebooku całe zamieszanie, ale teraz widzę, że ten wpis zniknął. Przeszukałam cały Internet i znalazłam jedynie rekonstrukcję wpisu - ale bardzo dokładną - w publikacji Kukiz: JKM mówi, że upośledzone dziecko trzeba utopić (video) (21.05.2015 Pikio.pl). Po co w ogóle p. Kukiz wyskoczył z takim tekstem - i potem tłumaczeniem się użyciem za dużego skrótu myślowego?! Nie uważam tego za skrót myślowy, tylko coś gorszego od ego komentarza do postawy p. JKM wobec górników! Wpis z 23.02.2016 o 18:51 na moim blogu na Salon24, który to wpis sporządziłam z trzema innymi osobami, i zawarte w nim załączniki poświadczają to. Wypowiedź p. Kukiza porównałabym do nazwania nałogowym i agresywnym alkoholikiem osoby pijącej alkohol okazjonalnie i bez szkodliwych skutków! Nie chodzi tylko o samo przekręcanie słów, ale również o to, że sama praktycznie od urodzenia niedowidzę i mam problemy z układem kostnym. Dlatego nie życzę sobie, by p. Kukiz - jakby na to nie patrzeć - utożsamiał mnie ze swoimi wyobrażeniami o postawie p. JKM wobec inwalidów i osób przewlekle chorych! Szczerze współczuję mu, że jedno z jego dzieci jest chore, jednak to nie usprawiedliwia przekręcania słów p. JKM! I na wszelki wypadek zaznaczam, że z racji moich problemów ze zdrowiem mam takie samo prawo wypowiadać się w rzeczonym temacie jak p. Kukiz! Powtarzam, może on z p. JKM zgadzać się lub nie w czym chce - jednak nie życzę sobie, by przekręcał jego czy czyjekolwiek słowa! Na szczęście partia Wolność (wtedy pod nazwą KORWiN) odpowiednio skomentowała całą sprawę - Odpowiedź Janusza Korwin-Mikkego na pomówienie Pawła Kukiza (1.06.2015 na stronie partii Wolność). Nie ma znaczenia, że p. Kukiz powiedział co powiedział jeszcze przed zawarciem porozumienia z p. JKM. Poślizgnięcie się p. Kukiza było ewidentne - zwłaszcza, że odstęp czasowy między tą sytuacją i dniem porozumienia był stosunkowo niewielki. Najpierw p. Kukiz powiedział co powiedział, a niedługo potem zawierał z p. JKM umowę polityczną?
Nie płaczę nad brakiem koalicji Wolność-Kukiz'15, bo właśnie z powyższych powodów nie uważam tego za stratę.
Rodzina Malfoyów, postaci z cyklu powieści Harry Potter autorstwa p. J. K. Rowling to chyba jeden z modelowych przykładów kapitalistów kompradorskich - jak pewnie nazwałby ich p. Stanisław Michalkiewicz.
Tom I: Harry Potter i Kamień Filozoficzny
Z dwóch następujących rozdziałów poznajemy zalążki tego jak Malfoyowie postrzegają żyjących innym stylem życia niż oni.
W Ulicy Pokątnej (rozdziale 5) widzimy, że Draco Malfoy pierwszy raz spotyka Harryego Pottera (który jako jedyny przeżył Avadę Kedavrę - dzięki ofiarnej miłości swojej matki, Lily Evans-Potter, jak dowiadujemy się z ostatniego rozdziału tomu, czym nieświadomie obezwładnił na długi czas Lorda Voldemorta, który rzucił na niego to zaklęcie) w sklepie odzieżowym na ul. Pokątnej, gdzie obaj kupują szaty do Hogwartu. Nie przedstawiają się sobie z imienia i nazwiska, więc chłopak nie zna tożsamości nowego znajomego. W każdym razie Malfoy już od pierwszej sceny zachowuje się wyniośle, co wzbudza niechęć Harryego. Kiedy w oknie sklepu pojawia się Rubeus Hagrid, uśmiechający się do Harryego, Malfoy dziwi się kto to i kiedy Harry mu wyjaśnia, zaczyna konwersację:
- Och, tak, słyszałem o nim. Jest czymś w rodzaju służącego, no nie?
- Jest gajowym - odpowiedział Harry. Czuł, że coraz mniej lubi tego chłopca.
- Tak, teraz sobie przypominam. Słyszałem, że jest... no, dzikusem... mieszka w chacie na skraju parku i wciąż się zalewa w trupa, próbuje coś wyczarować, ale zwykle udaje mu się tylko podpalić swoje łóżko.
- Uważam, że to równy gość - rzekł chłodno Harry.
W Peronie Numer Dziewięć i Trzy Czwarte (rozdziale 6) Malfoy poznaje tożsamość swojego rozmówcy:
Teraz wpatrywał się w Harry'ego z o wiele większym zainteresowaniem niż to, które mu okazał na ulicy Pokątnej.
- To prawda? - zapytał. - W całym pociągu mówią, że w tym przedziale jest Harry Potter. Więc to ty, tak?
- Tak - odpowiedział Harry.
Przyglądał się dwóm pozostałym chłopcom. Obaj byli tędzy i mieli paskudne miny. Wyglądali na goryli bladego chłopca.
- Och, to jest Crabbe, a to Goyle - rzekł blady chłopiec lekceważącym tonem, zauważywszy spojrzenie Harry'ego. - A ja nazywam się Malfoy, Draco Malfoy.
Ron lekko zakasłał, co mogło być próbą zamaskowania śmiechu.
- Śmieszy cię moje imię, tak? W każdym razie ty nie musisz mi mówić, kim jesteś. Ojciec mi powiedział, że wszyscy Weasleyowie są rudzi, piegowaci i mają więcej dzieci niż ich na to stać.
Zwrócił się ponownie do Harry'ego.
- Wkrótce się przekonasz, Potter, że pewne rodziny czarodziejów są o wiele lepsze od innych. Nie warto przyjaźnić się z tymi gorszymi. Mogę ci w tym pomóc.
Wyciągnął do niego rękę, ale Harry jej nie uścisnął.
- Dzięki, ale chyba sam potrafię ocenić, kto jest gorszy - powiedział chłodno.
Draco Malfoy nie spłonął rumieńcem, ale jego blade policzki lekko poróżowiały.
- Na twoim miejscu trochę bym uważał - wycedził. - Jak nie będziesz troszkę bardziej uprzejmy, może cię spotkać taki sam los jak twoich rodziców. Oni też nie wiedzieli, kto jest dobry, a kto zły. Zadajesz się z hołotą, jak Waesleyowie albo ten Hagrid, i możesz mieć kłopoty.
W tym samym rozdziale - zaraz po powyższej scenie - poznajemy historię Malfoyów ze słów Ronalda Weasleya (przyjaciela Harryego, który siedzi z nim w przedziale). Ron najpierw wyznaje Harryemu, że po pierwszym upadku Voldemorta (który miał wtedy zabić jeszcze rocznego Harryego, ale ten nie dość, że przeżył, to jeszcze poważnie osłabił go na kilkanaście lat). Malfoyowie, którzy byli jego stronnikami, jakoś przekonali brytyjskie Ministerstwo Magii, że służyli Voldemortowi pod wpływem klątwy. Potem dodaje:
Mój tata w to nie wierzy. Mówi, że ojciec Malfoya wcale nie musi się tłumaczyć z tego, że znalazł się po Ciemnej Stronie. Wiesz, swój do swego.
Możemy więc wnioskować, że Malfoyowie poprzekupywali kogo uznali za stosowne i dlatego nie wsadzono ich do Azkabanu. Natomiast znajomość Dracona z Harrym miałaby służyć jedynie poprawieniu reputacji Malfoyów i osłonięciu ich przed Voldemortem.
Tom II: Harry Potter i Komnata Tajemnic
W kilku rozdziałach tego tomu poznajemy szerzej nieuczciwy sposób rywalizacji Malfoyów z oponentami i jakie profity ma Draco z posiadania bogatych i wpływowych rodziców.
W Szlamach i szeptach (rozdziale 7) widzimy jak Malfoy dostaje się do Ślizgońskiej drużyny quidditcha. Drużyna Gryffindoru przychodzi na boisko na pierwszy w tym sezonie trening. Jednak na boisku spotykają drużynę Slytherinu, która - za pozwoleniem opiekuna domu - prof. Severusa Snape'a - ma przećwiczyć swojego nowego szukającego, którym okazuje się Malfoy. Widząc to, Fred Weasley - jeden z pałkarzy w drużynie Gryfonów (drugim jest George Weasley, jego brat bliźniak) pyta chłopaka czy jest synem Lucjusza Malfoya - na co Marcus Flint, kapitan drużyny Ślizgonów, kpi z niego, a potem razem z Malfoyem i resztą drużyny pokazują swoje miotły wyścigowe, Nimbusy 2001 - które są wtedy najnowszym modelem - dodając, że to p. Malfoy im je ufundował. Potem niemiłosiernie kpi z drużyny Gryffindoru, która ma Zmiataczki (z wyjątkiem Harryego, szukającego drużyny Gryfonów, który ma wtedy Nimbusa 2000). Ron Weasley i Hermiona Granger (kolejna przyjaciółka Harryego), którzy siedzieli na trybunach i obserwowali całą scenę, podchodzą bliżej, by zobaczyć czemu drużyna Gryffindoru nie ćwiczy - to Malfoy zaczyna się przechwalać świeżo uzyskaną pozycją szukającego i Nimbusami 2001 swojej drużyny - dodając kto im je ufundował - i strasznie kpi ze Zmiataczek drużyny Gryfonów. Hermiona wkurza się i wypomina mu, że członkowie drużyny Gryfonów przynajmniej są w niej dzięki talentowi, a nie przekupstwu i znajomościom. Słysząc to, Malfoy nazywa ją szlamą (w uniwersum HP to pogardliwe określenie czarodzieja lub czarownicy o mugolskim pochodzeniu, mugole to osoby niemagiczne z niemagicznych rodzin).
Jeszcze przed drugim rokiem syna w Hogwarcie p. Malfoy planuje zdyskredytować kilka niewygodnych dla niego osób. Jednak plany krzyżuje mu Zgredek - jego domowy skrzat - i Harry.
W Ostrzeżeniu Zgredka (rozdziale 2) Zgredek wkrada się do domu Harryego i ostrzega go przed powrotem do szkoły, ponieważ wykrył spisek (nie wyznaje wtedy o co konkretnie chodzi). Potem we W księgarni Esy i Floresy (rozdziale 4) p. Malfoy wyśmiewa status majątkowy Weasleyów, ich poglądy na czystość krwi i pracę Artura Weasleya, pracującego w Biurze Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli - podlegającym Ministerstwu Magii, uważając ją za tym gorszą, że p. Weasley mało z tego ma - w międzyczasie niepostrzeżenie wrzuca jakąś książkę do kociołka Ginny Weasley (rok młodszej siostry Rona).
W kilku kolejnych rozdziałach widzimy, że w Hogwarcie ma miejsce seria ataków potwora z Komnaty Tajemnic, którą otworzyć miał Dziedzic Slytherina. Ofiarami są przede wszystkim uczniowie-mugolacy (w uniwersum HP to potoczne, ale nie obraźliwe, określenie czarodziejów i czarownic mugolskiego pochodzenia), oraz - przypadkowo - Pani Norris (kotka Argusa Filcha, woźnego Hogwartu i charłaka, czyli nie-magicznej osoby z magicznej rodziny) i Prawie Bezgłowy Nick (duch Gryffindoru).
W Eliksirze Wielosokowym (rozdziale 12) Harry i Ron - przemienieni dzięki Eliksirowi Wielosokowemu przyrządzonemu przez Hermionę - w kumpli Malfoya, Vincenta Crabbe'a i Gregoryego Goyle'a, wkradają się do Slytherinu i próbują wypytać Malfoya o szczegóły dotyczące Komnaty Tajemnic. Malfoy jednak niewiele wie, ale niemal na początku nadmienia, że:
Ojciec zawsze powtarza, że Dumbledore to klęska dla szkoły. Szlamy to jego pupilki. Przyzwoity dyrektor Hogwartu nie powinien pozwolić, by plątały się tutaj takie szlamy jak ten Creevey.
Stąd wiemy co Malfoyowie myślą o sposobie kierowania szkołą przez Albusa Dumbledore'a (dyrektora Hogwartu i jedynego czarodzieja, którego Voldemort się boi). Ma to znaczenie dwa rozdziały później. Otóż dzięki informacjom z dziennika Toma Riddle'a (pod koniec tomu okazuje się, że to ów Tom Riddle jest Voldemortem) Harry wie, że na swoim trzecim roku Hagrid był podejrzany o jej otwarcie, dlatego pewnego wieczoru - w Korneliuszu Knocie (rozdziale 14) - idą z Ronem pod peleryną niewidką Harryego do jego chatki (Hermiona z nimi nie idzie, bo wtedy leży spetryfikowana w skrzydle szpitalnym), by spytać go o szczegóły. Ich rozmowę z Hagridem przerywa nagłe pojawienie się dyr. Dumbledore'a i Korneliusza Knota - brytyjskiego ministra magii, który przychodzi w celu tymczasowego umieszczenia Hagrida w Azkabanie z racji tego, że w jego aktach są informacje o atakach mających w Hogwarcie miejsce na jego trzecim roku. Potem przychodzi p. Malfoy - który jest wtedy członkiem Rady Nadzorczej Hogwartu - i oznajmia, że wszyscy z Rady podpisali petycję o zawieszeniu dyr. Dumbledore'a w jego obowiązkach z racji niemożności ukrócenia rzeczonych ataków i kpi, że:
Jak tak dalej pójdzie, w Hogwarcie nie zostanie ani jedna osoba mugolskiego pochodzenia, a wszyscy wiemy, jaka by to była straszna strata dla szkoły.
Ignoruje też nieśmiały opór ministra Knota, który jest sceptyczny co do tego zawieszenia. Hagrid dalej się sprzeciwia i zaznacza, że bez opieki dyr. Dumbledore'a uczniowie-mugolacy będą w większym niebezpieczeństwie. Dyr. Dumbledore zgadza się odejść ze szkoły, ale dodaje, że wszyscy przekonają się, że naprawdę odejdzie ze szkoły dopiero kiedy już nikt w niej nie pozostanie mu wierny i że potrzebujący od niego pomocy zawsze ją otrzymają. Hagrid zarzuca Lucjuszowi, że szantażem zmusił Radę Nadzorczą do podpisania tej petycji. Wtedy ten kpiarsko radzi mu, by nie mówił w ten sposób do strażników Azkabanu (wtedy czytelnik jeszcze nie wie, że chodzi o dementorów). Kiedy dyr. Dumbledore, minister Knot i p. Malfoy wyszli, Hagrid mówi do wciąż schowanych pod peleryną chłopców, aby podążali za pająkami. Rzeczywiście, kilka dni potem - co ma miejsce w Aragogu (rozdziale 15) - Harry i Ron udają się do Zakazanego Lasu, gdzie mieszka Aragog, akromantula (w uniwersun HP to gatunek pająka), który opowiada im o otwarciu Komnaty Tajemnic na trzecim roku Hagrida i dodaje, że w istocie Hagrid jej nie otworzył, a on sam nie jest rzeczonym tajemniczym stworem mieszkającym w niej, choć obaj byli podejrzewani.
Kiedy w Dziedzicu Slytherina (rozdziale 17) Harry dostaje się do Komnaty Tajemnic, by uratować stamtąd porwaną Ginny, i znajduje ją tam nieprzytomną. Znajdujący się tam Tom Riddle - czyli Voldemort - wyjawia mu, że odrodził się dzięki Ginny, która w jego dziennik przelewała swoje sekrety. Dzięki temu była pod wpływem jego klątwy i napuściła węża Bazyliszka na mugolaków, Panią Norris i Prawie Bezgłowego Nicka. Jednak Harryemu udaje się zabić Bazyliszka mieczem Godryka Gryffindora (Fawkes, feniks dyr. Dumbledore'a, przylatuje do Komnaty Tajemnic z Tiarą Przydziału, z której miecz wypada) i niszczy dziennik Voldemorta kłem Bazyliszka. Z lektury Harryego Pottera i Księcia Półkrwi wiemy, że jad Bazyliszka i miecz Gryffindora niszczy horkruksy (czarnomagiczne artefakty dające ułudę nieśmiertelności, do których stworzenia trzeba kogoś zamordować, a potem wypowiedzieć specjalne zaklęcie), a rzeczony dziennik był jednym z nich.
Po tych wszystkich zajściach - w Nagrodzie Zgredka (rozdziale 18) - Harry opowiada wszystko dyr. Dumbledore'owi w jego gabinecie. Ten z kolei m.in. wyjaśnia Harryemu znaczenie swoich słów o wierności i potrzebie pomocy, które wypowiedział w chatce Hagrida.
Nagle do gabinetu przychodzi wściekły p. Malfoy w towarzystwie obandażowanego i przerażonego Zgredka (wtedy Harry dowiaduje się, że to Malfoyowie są właścicielami Zgredka), by dowiedzieć się co ostatnio zaszło w szkole. Jest rozczarowany powrotem dyr. Dumbledore'a. Ten od razu /wyjaśnia mu, że Rada Nadzorcza postanowiła go wezwać do powrotu kiedy dowiedziała się o porwaniu Ginny i dodaje:
Wygląda na to, że jednak uważają mnie za najlepszego człowieka na tym stanowisku. Dowiedziałem się też od nich bardzo dziwnych rzeczy. Podobno zagroziłeś ich rodzinom represjami, jeśli nie zgodzą się na zawieszenie mnie w obowiązkach dyrektora szkoły.
Pan Malfoy, skrępowany i wściekły, szybko zmienia temat na ataki na mugolaków, a dyr. Dumbledore przekazuje mu informacje od Harryego i bacznie obserwuje mężczyznę. Potem dodaje, wciąż patrząc na niego:
- A wyobraź sobie - ciągnął Dumbledore - co mogłoby się wówczas stać... Weasleyowie należą do naszych najbardziej prominentnych rodzin czystej krwi. Łatwo sobie wyobrazić konsekwencje tego wszystkiego dla Artura Weasleya i jego Ustawy o Ochronie Mugoli, gdyby się okazało, że jego rodzona córka atakuje i uśmierca czarodziejów urodzonych w mugolskich rodzinach. Na szczęście dziennik znaleziono, a wspomnienia Riddle’a zostały z niego usunięte. Kto wie, do czego by mogło dojść, gdyby tak się nie stało...
Słysząc to, p. Malfoy sarka, że przecież jest nadzieja, że Harry pomoże w razie czego. W międzyczasie Zgredek daje Harryemu jakieś znaki, dlatego ten po chwili włącza się do rozmowy:
- Nie chciałby nam pan powiedzieć, w jaki sposób ten dziennik trafił w ręce Ginny, panie Malfoy? - zapytał Harry.
Lucjusz Malfoy odwrócił się do niego.
- A niby skąd mam wiedzieć, gdzie go znalazła ta głupia dziewczyna? - warknął.
- Bo to pan go jej dał - powiedział Harry. - W Esach i Floresach. Wziął pan do ręki jej stary podręcznik transmutacji i wsunął do środka dziennik, prawda?
Białe dłonie pana Malfoya zacisnęły się, a następnie rozluźniły.
- Udowodnij to - syknął.
- Och, tego nikt nie jest w stanie udowodnić - rzekł Dumbledore, uśmiechając się do Harry’ego - skoro Riddle’a już nie ma w tej książeczce. Radziłbym ci jednak, Lucjuszu, żebyś już więcej nie rozdawał starych rzeczy Lorda Voldemorta. Gdyby coś jeszcze trafiło w niepowołane a niewinne ręce, to na przykład taki Artur Weasley na pewno by wyśledził ich źródło...
Lucjusz Malfoy zesztywniał, a Harry zobaczył, że prawa ręka drgnęła mu lekko, jakby chciał sięgnąć po różdżkę. Powstrzymał się jednak i odwrócił do swojego domowego skrzata.
Wzburzony p. Malfoy opuszcza ze Zgredkiem gabinet, w międzyczasie kopiąc biednego skrzata. Widząc to Harry ściąga jedną ze skarpetek, chowa do niej dziennik Voldemorta - teraz już wolny od jego mocy - i wychodzi z tym z gabinetu dyr. Dumbledore'a. Potem podstępem daje to p. Malfoyowi, a ten ściąga skarpetkę z dziennika i z obrzydzeniem daje Zgredkowi. Skrzat myśli, że p. Malfoy go uwolnił (w uniwersum HP danie skrzatowi nowego ubrania oznacza zwolnienie go ze służby), więc już nie idzie za nim, wkurzając tym swojego dawnego właściciela. Ten zrozumiał podstęp i chce zaatakować Harryego, ale Zgredek go powstrzymuje, więc mężczyzna odchodzi sam. Potem i Zgredek zrozumiał podstęp Harryego i gorąco dziękuje mu za uwolnienie.
Kawałek z uwolnieniem Zgredka podaję na marginesie, by pokazać, że Zgredek był niejako elementem gry z dziennikiem i jaki jest p. Malfoy z charakteru ogólnie. Wspomniany w drugim rozdziale przez Zgredka spisek był w istocie nie tylko zamiarem doprowadzenia przez p. Malfoya do śmierci Harryego, ale i zdyskredytowania rodziny Weasleyów - których, przypominam, Malfoyowie uważają za zdrajców krwi, dyr. Dumbledore'a - za poglądy na czystość krwi i wcielanie ich m.in. w Hogwarcie, oraz Hagrida - za jego wygląd i styl życia.
Oczywiście, aż do tomu czwartego, czyli Harryego Pottera i Czary Ognia, Malfoyowie nie wiedzą - i pewnie niewiele osób w uniwersum HP wie, że Hagrid jest pół-olbrzymem. Także na tamten czas Malfoyom chodzi tylko o jego wygląd i styl życia. Ta postawa przekłada się na to jak go traktują w trzecim tomie.
Tom III: Harry Potter i więzień Azkabanu
Tutaj Malfoyowie wywijają tylko jeden numer, a dotyczy on tego, że Hagrid zostaje nowym nauczycielem Opieki nad Magicznymi Stworzeniami.
W Szponach i fusach (rozdziale 6) ma miejsce pierwsza lekcja ONMS, której tematem są hipogryfy - gdzie Hagrid m.in. wyraźnie zaznacza, że te zwierzęta atakują gdy się je obrazi. Większość klasy słucha go i dlatego radzi sobie świetnie. Jednak Draco Malfoy należy do tych, którzy nie słuchają. W pewnym momencie chłopak prowokuje hipogryfa Hardodzioba swoim opryskliwym zachowaniem i dlatego zwierzę rani go w rękę. Wieczorem Harry, Ron i Hermiona odwiedzają załamanego Hagrida w jego chatce i pocieszają go:
- Hagridzie, przecież cię nie wyrzucili! - żachnęła się Hermiona.
- Jeszcze nie - powiedział smętnie Hagrid i wypił potężny łyk czegoś, co było w cynowym dzbanie. - Ale to tylko sprawa czasu... Po tym, jak ten Malfoy...
- Co z nim? - zapytał Ron, kiedy wszyscy usiedli. - To nic poważnego, prawda?
- Pani Pomfrey zrobiła, co należy - odpowiedział ponuro Hagrid - ale on wciąż mówi, że kona... rękę ma całą w bandażach... jęczy...
- Tylko udaje - przerwał mu ostro Harry. - Pani Pomfrey może wyleczyć każdą ranę. W zeszłym roku sprawiła, że odrosły mi wszystkie kości, pamiętacie? A Malfoy chce z tego wyciągnąć, co się da.
- Oczywiście dyrekcja już wie o wszystkim - mruknął Hagrid. - Uważają, że zacząłem za ostro. Trzeba mi było zostawić te hipogryfy na później... zacząć od gumochłonów, wiem... Ale ja chciałem, żeby ta pierwsza lekcja była naprawdę fajna... to moja wina...
- Hagridzie, przecież to wszystko przez Malfoya! - krzyknęła Hermiona.
- Byliśmy świadkami - powiedział Harry. - Powiedziałeś wyraźnie, że hipogryfy mogą zaatakować, jak się je obrazi. A to, że Malfoy nie słuchał, to już jego sprawa. Opowiemy Dumbledore’owi, jak to naprawdę było.
- Tak, nie martw się, Hagridzie, staniemy za tobą murem - dodał Ron.
Z pomarszczonych kącików czarnych jak żuki oczu Hagrida pociekły łzy. Złapał Harry’ego i Rona i przytulił do piersi, prawie łamiąc im kości.
Powyżej Hagrid daje sygnał co Malfoyowie zamierzają zrobić z całą sprawą.
W Upiorze w szafie (rozdziale 7) widzimy, że Malfoy powraca na lekcje dopiero kilka dni potem w czwartek i od razu się popisuje. Przychodzi w połowie Eliksirów, które Ślizgoni mają z Gryfonami i siada niedaleko Harryego i Rona. Prof. Snape traktuje go bardzo ulgowo z powodu jego "kontuzji ręki" (w rzeczywistości prof. Snape jest szpiegiem dyr. Dumbledore'a w szeregach Voldemorta i musi pewne rzeczy udawać, by się nie zdemaskować). M.in. każe Harryemu i Ronowi pokroić dla niego składniki na eliksir. Harry i Ron z niechęcią wykonują te polecenia, a Malfoy próbuje podjudzić ich do kłótni:
- Widzieliście się ostatnio z waszym kumplem Hagridem? - zapytał cicho Malfoy.
- Nie twój interes - warknął Ron spode łba.
- Obawiam się, że już niedługo przestanie być nauczycielem - powiedział Malfoy z szyderczym smutkiem. - Ojciec bardzo się zmartwił moim wypadkiem...
- Mów tak dalej, Malfoy, a przydarzy ci się prawdziwy wypadek - syknął Ron.
- ...i już złożył skargę do rady nadzorczej. I do Ministerstwa Magii. Jak wiecie, mój ojciec ma duże wpływy. A taka poważna kontuzja... - westchnął z przesadną afektacją - kto wie, może ręka już nigdy nie będzie sprawna?
- A więc o to ci chodziło - powiedział Harry, niechcący obcinając głowę martwej dżdżownicy, bo ręce drżały mu z gniewu. - Żeby pozbyć się Hagrida ze szkoły.
- No... - szepnął Malfoy - częściowo tak, Potter. Ale są i inne dobrodziejstwa tej... kontuzji.
Malfoy daje tu do zrozumienia, że jego ojciec ma plecy w Radzie Nadzorczej - choć został z niej wylany - i w Ministerstwie Magii, dlatego można Malfoyom nagwizdać, co wykorzystują m.in. w sprawie Hagrida i Hardodzioba. Osobiście odnoszę też wrażenie, że Malfoy wykorzystuje swoją "kontuzję", by nie pracować na lekcjach, oraz że i tym razem jego ojciec szantażuje Radę Nadzorczą.
W Błyskawicy (rozdziale 11) Hogwart wyludnia się, bo większość uczniów i nauczycieli wyjeżdża na Boże Narodzenie do rodzinnych domów, a Harry, Ron i Hermiona zostają i wybierają się do Hagrida. Zastają go załamanego i zapłakanego. Ten pokazuje im list w sprawie wytoczonej przeciwko Hardodziobowi, który odczytuje Harry:
Szanowny Panie Hagridzie!
W toku naszego dochodzenia w sprawie ataku hipogryfa na ucznia podczas prowadzonej przez Pana lekcji przyjęliśmy zapewnienie profesora Dumbledore’a, że nie ponosi Pan odpowiedzialności za ten żałosny incydent. (...) Musimy jednak stwierdzić, że rzeczony hipogryf wzbudził nasz niepokój. Postanowiliśmy więc rozpatrzyć oficjalną skargę, złożoną przez pana Lucjusza Malfoya, powierzając dalsze dochodzenie Komisji Likwidacji Niebezpiecznych Stworzeń. Przesłuchanie odbędzie się 20 kwietnia i prosimy, aby stawił się Pan w tym dniu, razem z rzeczonym hipogryfem, w biurze komisji w Londynie. Do tego czasu hipogryf powinien zostać spętany i odizolowany.
Łączymy wyrazy szacunku...
Pod spodem widniała lista nazwisk członków rady nadzorczej Hogwartu.
Harry, Ron i Hermiona obiecują Hagridowi pomoc w przygotowaniu obrony zwierzęcia. Jednak ten ma wątpliwości:
- Ta piekielna komisja siedzi w kieszeni Lucjusza Malfoya! Mają przed nim pietra! A jak przegram, to Hardodzioba...
Przejechał palcem po szyi, a potem jęknął okropnie i ukrył twarz w dłoniach.
- A Dumbledore? - zapytał Harry.
- Już i tak dużo dla mnie zrobił. Ma na łbie dość własnych kłopotów, (...)
Nie należy wątpić w pomocną dłoń dyr. Dumbledore'a. Gdy na trzecim roku nauki w Hogwarcie niesłusznie wylano Hagrida za ataki potwora z Komnaty Tajemnic, to dyr. Dumbledore jako jedyny wierzył mu całkowicie i pomógł mu po wyrzuceniu ze szkoły. Dlatego i teraz mu pomaga. Mniemam, że oprócz dania swojego zapewnienia o niewinności Hagrida, zainterweniował też u Amosa Diggory'ego, pracującego w Wydziale Zwierząt (podlegającemu Departamentowi Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami), któremu podlega Komisja Likwidacji Niebezpiecznych Stworzeń. Jest on ojcem Cedrika Diggory'ego - Puchona 3 lata starszego od Harryego. W Ponurej Przegranej (rozdziale 9) podczas meczu quidditcha między Gryffindorem i Hufflepuffem na boisku pojawiają się dementorzy, przez co Harry - wyjątkowo podatny na ich działanie - spada z miotły i ląduje w skrzydle szpitalnym, a Cedrik - który jest szukającym w drużynie Hufflepuffu - łapie złotego znicza. Cedrik uważa ów zbieg okoliczności za przeszkodę w uczciwej rywalizacji, dlatego domaga się powtórzenia meczu, na co nie przystano, bo żaden zawodnik nie złamał zasad. Innymi słowy, Cedrik chce być fair. W HP i Czarze Ognia Cedrik jest jednym z reprezentantów Hogwartu w Turnieju Trójmagicznym, a Harryego włącza do turnieju zakamuflowany śmierciożerca (Barty Crouch Jr, zmieniony przez Eliksir Wielosokowy w Alastora Moody'ego, byłego aurora i przeciwnika Voldemorta i jego ekipy), jednak kluczowe wydarzenia świadczące o uczciwości Cedrika i jego rodziców poznajemy od Trzeciego Zadania do Początku (rozdziałów od 31 do 37). Po dotarciu przez labirynt na miejsce z pucharem Turnieju Trójmagicznego chłopcy chcą, by drugi z nich wziął puchar, ale w końcu umawiają się, że razem go dotkną, jednak puchar okazuje się być świstoklikiem, który przenosi ich na cmentarz w Little Hangleton, gdzie czeka Voldemort i dołączają śmierciożercy. Na rozkaz Voldemorta jeden z nich, Peter Pettigrew zwany Glizdogonem, zabija przy pomocy jego różdżki Cedrika Avadą Kedavrą. Harry i Voldemort pojedynkują się i dzięki zaistniałemu zjawisku Priori Incantatem pojawiają się dusze ostatnio zamordowanych różdżką Voldemorta osób (Cedrika, dozorcy dawnego domu dziadków Voldemorta po mieczu, Berty Jorkins - byłej pracownicy Ministerstwa Magii, rodziców Harryego), co na chwilę unieszkodliwia Voldemorta, i polecają Harryemu wraz z ciałem Cedrika wrócić pucharem-świstoklikiem do Hogwartu. Tak też się dzieje. Harry chce przekazać nagrodę z turnieju rodzicom Cedrika, by choć w ten sposób uczcić pamięć kolegi. Jednak ci odmawiają uważając, że Harry wygrał nagrodę uczciwie.
W każdym razie Harry, Ron i Hermiona i tak próbują pomóc Hagridowi. Po powrocie do zamku idą do szkolnej biblioteki w celu przeszukania starych ksiąg pod kątem przypadków uniewinnienia hipogryfów w sprawie ich ataków, jednak nie udaje im się znaleźć żadnych dobrych przykładów.
W Finale quidditcha (rozdziale 15) załamana Hermiona, która przez długi czas pomagała Hagridowi najwięcej w sprawie Hardzodzioba, przekazuje Harryemu i Ronowi przykre informacje o przegranej Hagrida, który mimo wszystko podziękował jej za dotychczasową pomoc. We troje rozmawiają krótko o tym:
- Nie mogą tego zrobić - powiedział Harry. - Nie mogą. Hardodziob wcale nie jest niebezpieczny.
- To ojciec Malfoya tak nastraszył komisję - powiedziała Hermiona, ocierając sobie oczy. - Wiecie, jaki on jest. A oni to banda trzęsących się ze strachu starych głupoli. Ale będzie apelacja, zawsze tak jest. Tylko że straciłam już nadzieję... nic się nie zmieni.
- Nieprawda, zmieni się - zaperzył się Ron. - Tym razem nie będziesz odwalała wszystkiego sama, Hermiono. Pomogę ci.
Z Hagridem udaje im się porozmawiać dopiero na lekcji ONMS:
- To moja wina. Język mi skołowaciał. Siedzieli tam rzędem w tych czarnych szatach, a mnie wciąż notatki wylatywały z rąk i wciąż zapominałem tych dat, które mi wyszukałaś, Hermiono. A potem wstał Lucjusz Malfoy i palnął parę słów, a komisja zrobiła to, co im powiedział...
- Ale jest jeszcze apelacja! - zawołał Ron. - Nie poddawaj się, pracujemy nad tym!
Wracali do zamku razem z resztą klasy. Z przodu szedł Malfoy z Crabbe’em i Goyle’em i wciąż zerkał na nich przez ramię, śmiejąc się ironicznie.
- To nic nie da, Ron - stwierdził ponuro Hagrid, kiedy doszli do schodów prowadzących do zamku. - Ta komisja siedzi w kieszeni Malfoya. Teraz to ja tylko chcę zapewnić Dziobkowi takie szczęście, jakiego jeszcze nie zaznał... do końca jego dni. Jestem mu to winien...
Odwrócił się na pięcie, ukrył twarz w wielkiej chustce i oddalił się szybkim krokiem, zmierzając do swojej chaty.
Widząc płacz Hagrida, Malfoy popisuje się przed Crabbem i Goylem i nabija się z niego, ale rozwścieczona do granic Hermiona daje mu za to w twarz i prosi Harryego, by ten go pokonał w nadchodzącym meczu quidditcha, kiedy to Gryfoni grają ze Ślizgonami. I Harryemu się to udaje, ale o tym opowiem po opisaniu sprawy z Hardodziobem. Jeszcze w tym rozdziale widzimy, że obaj są siebie warci:
W tej samej chwili coś zatrzepotało w oknie i wleciała Hedwiga, ściskając w dziobie liścik.
- To od Hagrida - powiedział Harry, rozrywając kopertę. - Apelacja w sprawie Hardodzioba... Termin wyznaczono na szóstego...
- To ostatni dzień egzaminów - zauważyła Hermiona, wciąż szukając podręcznika numerologii.
- A odbędzie się tutaj, w zamku - dodał Harry, nadal czytając list. - Przyjedzie ktoś z Ministerstwa Magii... i... kat.
Hermiona wzdrygnęła się i przerwała poszukiwanie.
- Co? Ściągają kata na apelację? Przecież to tak, jakby już zapadł wyrok!
- Tak to wygląda - powiedział wolno Harry.
- Nie mogą! - krzyknął Ron. - Spędziłem mnóstwo godzin na wyszukiwaniu materiałów do obrony, nie mogą tego tak po prostu zignorować!
Ale Harry czuł, że Komisja Likwidacji Niebezpiecznych Stworzeń już podjęła decyzję, zgodną z tym, czego sobie życzył pan Malfoy. Draco, który po finale quidditcha wyraźnie przycichł, ostatnio odzyskał dawną butę. Z kpiących uwag podsłuchanych przez Harry’ego wynikało, iż Malfoy jest absolutnie pewny wyroku skazującego i chełpi się, że to jego zasługa. Wiele samozaparcia kosztowało Harry’ego, by w takich momentach nie pójść w ślady Hermiony i nie trzasnąć Malfoya w pyszałkowatą twarz. A najgorsze było to, że nie mieli ani czasu, ani możliwości, by odwiedzić Hagrida, ponieważ wciąż obowiązywały ścisłe środki bezpieczeństwa, a Harry nie śmiał wydobyć peleryny-niewidki z ciemnego szybu pod posągiem jednookiej czarownicy.
Z Tajemnicy Hermiony (rozdziału 21) i Znowu sowia poczta (rozdziału 22) wiemy, że Harryemu i Hermionie udaje się uratować Hardodzioba. Otóż Hermiona przez cały trzeci rok korzystała ze zminiacza czasu, by móc być na wszystkich lekcjach, bo niektóre miały miejsce równocześnie. Teraz razem z Harrym cofają się w czasie do momentu sprzed egzekucji Hardodzioba, wykradają go i dają pod opiekę Syriuszowi Blackowi, ponieważ - jak się okazuje - wcale nie jest on jednym z popleczników Voldemorta, o co oskarżano go przez cały tom. Malfoy oczywiście nie wie jak uratowano hipogryfa i dlatego tym bardziej się wścieka.
Wróćmy teraz do kantowania Malfoya w quidditchu. Zatrzymaliśmy się na Finale quidditcha (rozdziale 15). Tutaj fragment pokazujący co Malfoy zrobił:
Harry przyspieszył gwałtownie, aż pęd powietrza zagrał mu w uszach. Wyciągnął rękę... gdy nagle Błyskawica zwolniła...
Przerażony, spojrzał przez ramię. To Malfoy rzucił się do przodu, złapał za ogon miotły i ciągnął ją do tyłu.
- Ty...
Harry’ego ogarnęła taka wściekłość, że chciał go uderzyć, ale nie mógł go dosięgnąć. Malfoy dyszał z wysiłku, ale oczy płonęły mu złośliwą uciechą. Osiągnął to, co chciał - znicz znowu zniknął.
- Rzut wolny! Rzut wolny dla Gryfonów! Czegoś takiego jeszcze nie widziałam! - wrzeszczała pani Hooch, śmigając w kierunku Malfoya, który oddalał się na swoim Nimbusie Dwa Tysiące Jeden.
- TY WREDNA SZUMOWINO! - krzyczał Lee Jordan do mikrofonu, podskakując poza zasięgiem rąk profesor McGonagall. - TY PODŁY OSZUŚCIE, TY...
Profesor McGonagall nawet go nie upomniała. Wymachiwała pięścią w kierunku Malfoya, kapelusz jej spadł i sama wrzeszczała ile sił w płucach.
Widzimy tu, że Malfoy przejął nawyki swojego ojca i walczy nieuczciwie. To zresztą nie jedyny akt sabotażu z jego strony. W Gryfonach przeciw Krukonom (rozdziale 13) drużyna Gryffindoru gra z drużyną Rawenclawu. Po zobaczeniu złotego znicza Harry nagle zauważa na murawie boiska trzech dementorów i dlatego rzuca w ich stronę Zaklęcie Patronusa (prof. Remus Lupin - nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią - nauczył go tego zaklęcia, by mógł się bronić przed dementorami, które działają na niego wyjątkowo mocno i na dodatek są wtedy w Hogwarcie z polecenia Ministerstwa Magii, które uznaje to jako dobrą ochronę przed Syriuszem Blackiem, którego oskarżono - jak się okazuje pod koniec tomu, niesłusznie - o zamieszanie w zamordowanie rodziców Harryego). Po złapaniu znicza przez Harryego okazuje się, że rzeczonymi dementorami są Malfoy, Crabbe, Goyle i Flint, którzy przebrali się za dementorów w celu rozproszenia Harryego.
Tom IV: Harry Potter i Czara Ognia
W Finale mistrzostw świata w quidditchu (rozdziale 8) widzimy, że Malfoyowie mają takie plecy, że nie boją się szydzić z innych nawet w obecności wysokich urzędników Ministerstwa Magii. Na finale mistrzostw świata w quidditchu w roku 1994, mających miejsce przed czwartym rokiem Harryego w Hogwarcie widzimy to dokładnie:
- Ach, Knot — powiedział pan Malfoy, wyciągając do niego rękę - Jak się masz? Chyba jeszcze nie poznałeś mojej ˙żony Narcyzy? I mojego syna Dracona? ´
- Bardzo mi przyjemnie, bardzo mi przyjemnie - powiedział Knot z uśmiechem, kłaniając się pani Malfoy. - Pozwól, ˙że przedstawię ci pana Oblanski... Obalonski... pana... no, bułgarskiego ministra magii, zresztą on i tak nie rozumie ani słowa z tego, co mówię. No i jest tu także... ale pewnie znasz Artura Weasleya, co?
Atmosfera się zagęściła. Pan Weasley i pan Malfoy spojrzeli na siebie, a Harry przypomniał sobie ˙zywo ich ostatnie spotkanie twarzą w twarz: było to w księgarni „Esy i Floresy”, gdzie obaj panowie się pobili. Zimne spojrzenie szarych oczu pana Malfoya omiotło pana Weasleya i natychmiast powędrowało dalej po pierwszym rzędzie, w którym siedział.
- Wielkie nieba, Arturze - powiedział cicho - co takiego musiałeś sprzedać, żeby wykupić miejsca w loży honorowej? Bo za swój dom chyba byś tyle nie dostał?
- Arturze - rzekł Knot, który tego nie dosłyszał - Lucjusz właśnie przekazał niezwykle szczodrobliwą dotację na Szpital Swiętego Munga, w którym leczy się magiczne choroby i zranienia. Jest tutaj jako mój gość.
- Och... jak miło to słyszeć - odpowiedział pan Weasley z bardzo wymuszonym uśmiechem.
W Drogi się rozchodzą (rozdziale 36) minister Knot jest oburzony, kiedy Harry mówi mu, że widział p. Malfoya i paru innych śmierciożerców obecnych na cmentarzu w Little Hangletton:
- Malfoy został oczyszczony z zarzutów - powiedział Knot urażonym tonem. - To bardzo stara rodzina... wspaniałomyślne darowizny...
- MacNair...
- Też został uniewinniony. Pracuje w Ministerstwie Magii.
- Avery... Nott... Crabbe... Goyle...
- Powtarzasz nazwiska tych, których 13 lat temu oskarżono o to, że są śmierciożercami. Mogłeś je znaleźć w starych aktach sądowych.
Tom V: Harry Potter i Zakon Feniksa
Sporo urzędników Ministerstwo Magii nie wierzy Harryemu, że ten widział odradzającego się Voldemorta i rozpoczyna kampanię propagandową przeciwko niemu i dyr. Dumbledore'owi, który wierzy chłopcu. Nasila się to zwłaszcza pod koniec wakacji przed piątym rokiem Harryego w Hogwarcie wtedy, kiedy w Demencji Dudleya (rozdziale 1) Harry używa Zaklęcia Patronusa przeciwko dementorom, którzy zaatakowali jego i Dudleya Dursleya, jego brata ciotecznego - co widziała Arabella Figg, mieszkająca w sąsiedztwie Harryego (od śmierci rodziców aż do pełnoletności mieszka on z rodziną Dursleyów, bo jego matka jest siostrą matki Dudleya).
Ministerstwo mniema, że Harry użył zaklęcia nielegalnie, bo jako nieletni i w obecności mugola (podczas gdy w istocie w uniwersum HP nawet nieletni czarodzieje mogą legalnie użyć czarów w wypadku zagrożenia życia). Dlatego wzywa go na przesłuchanie przed samym Wizengamotem. Jako że Wizengamot to departament Ministerstwa Magii, Harryego zaprowadza na przesłuchania Artur Weasley. W Ministerstwie Magii (rozdziale 7), kiedy obaj są już w gmachu Ministerstwa, Perkins - współpracownik p. Weasleya w BNUPM przekazuje im informację o nagłym przesunięciu terminu przesłuchania, więc obaj muszą się spieszyć. Przesłuchanie ma miejsce w Przesłuchaniu (rozdziale 8), ale na początku nie przebiega uczciwie. Minister Knot ciągle przerywa Harryemu nie dając mu szansy na odparcie zarzutów. Nagle sali przybywa dyr. Dumbledore, który postanawia pełnić rolę adwokata Harryego, czemu mają służyć jego własne słowa i powołanie p. Figg jako świadka. Po rzeczonych zeznaniach i głosowaniu Harry zostaje uniewinniony. Po przesłuchaniu p. Weasley przychodzi po Harryego i w drodze powrotnej - na korytarzu 9 piętra - spotykają ministra Knota rozmawiającego z p. Malfoyem, a tamci się peszą gdy ich widzą. Harry nie może uwierzyć, że - choć kilka tygodniu wcześniej powiedział ministrowi o przynaleźności p. Malfoya do śmierciożerców (widział go przy Voldemorcie po tym jak ten się odrodził) - minister wciąż z nim rozmawia. Z krótkiej wymiany zdań między Harrym i p. Weasleyem, a p. Malfoyem wynika, że p. Malfoy wie od ministra Knota o przesłuchaniu Harryego. Potem p. Malfoy jak zwykle kpi z p. Weasleya, więc Harry zirytowany wydaje się chcieć utrzeć mu nosa:
- A co pan tu robi w takim razie? - zapytał Harry Lucjusza Malfoya.
- Nie wydaje mi się, by prywatne sprawy pomiędzy mną i Ministrem były twoją sprawą, Potter. - powiedział Malfoy wygładzając przód swoich szat. Harry wyraźnie słyszał delikatne brzęczenie czegoś, co brzmiało jak pełna kieszeń złota. - Naprawdę, tylko dlatego, że jesteś ulubionym chłoptasiem Dumbledore'a nie powinieneś oczekiwać takiej samej pobłażliwości od reszty z nas... pójdziemy zatem do pańskiego biura, Ministrze?
- Oczywiście - odparł Knot odwracając się plecami do Harry'ego i Pana Weasley - Tędy, Lucjuszu. Ruszyli przed siebie razem rozmawiając ściszonymi głosami. Pan Weasley nie puścił ramienia Harry'ego póki nie zniknęli w windzie.
- Dlaczego nie czekał przy biurze Knota, jeśli mieli zrobić jakiś wspólny interes? - wybuchnął z furią Harry. - Co robił tu na dole?
- Jeśli chcesz znać moje zdanie, to próbował się zakraść do sali sądowej - odpowiedział poruszony Pan Weasley zerkając za plecy, jakby chciał się upewnić, że nikt ich nie podsłuchuje. - Chciał się dowiedzieć, czy zostałeś wydalony, czy nie. Zostawię notatkę dla Dumbledore'a jak będę cię odstawiał, powinien wiedzieć, że Malfoy znów rozmawiał z Knotem.
- Swoją drogą, jaki prywatny interes mogą robić razem?
- Myślę, że złoto. - powiedział ze złością Pan Weasley. - Malfoy od lat bardzo hojnie rozdaje pieniądze na różne rzeczy... to zbliża go do właściwych ludzi... może prosić o przysługi... opóźniać prawa, co do których nie chce, by zostały uchwalone... o tak, Lucjusz Malfoy ma bardzo dobre wtyki.
Podejrzewam to samo co p. Weasley z tym, że moje podejrzenia idą chyba dalej. Otóż p. Malfoy mógł wcześniej zapłacić paru osobom za głosowaniem za uznaniem winy Harryego, a teraz przychodzi do Ministerstwa, by wywiedzieć się jak poszło.
To jednak nie koniec, bo w ramach kampanii przeciwko Harryemu i dyr. Dumbledore'owi Ministerstwo posyła do Hogwartu Dolores Umbridge. Czarownica ta zostaje nauczycielem OPCM - z której naucza tylko części teoretycznej, potem też Wielkim Inkwizytorem Hogwartu - w ramach czego wydaje kilka dekretów, aż w końcu - po zwolnieniu dyr. Dumbledore'a, który wziął na siebie odpowiedzialność za stworzenie Gwardii Dumbledore'a (nielegalnej organizacji uczniowskiej, założonej w ówczesnym roku szkolnym przez Harryego, Rona i Hermionę i mającej na celu nauczanie części praktycznej OPCM) - dyrektorką szkoły. Na wszystkich trzech stanowiskach bezwstydnie i nieraz w sposób okrutny nadużywa swojej i tak ogromnej władzy nad uczniami, nauczycielami i programem nauczania. Przez to większość szkoły jej nienawidzi.
W Dekrecie Edukacyjnym Numer 24 (rozdziale 17), zgodnie z dekretem określonym w tytule, zostają rozwiązane wszystkie organizacje uczniowskie, drużyny i kluby Hogwartu, a po pozwolenie na reaktywację należy poprosić Wielkiego Inkwizytora Hogwartu. Ślizgońska drużyna quidditcha dostaje zezwolenie poza kolejką:
Kiedy tylko zeszli na dół z zadumy wyrwał ich głos Draco Malfoya, który stał przed drzwiami klasy Snape'a wymachując urzędowo wyglądającym kawałkiem pergaminu i mówiąc znacznie głośniej niż to było konieczne, po to tylko by wszyscy mogli usłyszeć każde jego słowo.
- O taaak, Umbridge od razu dała drużynie Slytherinu pozwolenie na grę w quidditcha, poszedłem ją prosić z samego rana. Cóż, to było z góry wiadome, przecież w końcu ona bardzo dobrze zna mojego ojca, on ciągle pojawia się w Ministerstwie... Ciekawe, czy Gryffindor uzyska zgodę na dalszą grę, jak myślicie?
- Nie unoście się - wyszeptała błagalnie Hermiona do Rona i Harry'ego, którzy obserwowali Malfloya z zastygłymi twarzami i zaciśniętymi pięściami.
- On tylko na to liczy.
- To znaczy - powiedział Malfoy, podnosząc nieco ton swojego głosu, a jego szare oczy błyszczały nieżyczliwie, gdy patrzył w kierunku Harry'ego i Rona - jeśli to tylko kwestia wpływów w Ministerstwie, to nie sądzę, żeby mieli duże szanse... po tym co powiedział mi ojciec, oni od lat tylko szukają wymówki, by pozbyć się Artura Weasleya... a co do Pottera... mój tata mówi, że to tylko kwestia czasu, zanim Ministerstwo każe go wywieźć do Św. Mungo... podobno mają tam specjalny oddział dla ludzi, których mózg został przyćmiony przez magię.
Co by było gdyby ktoś wszedł Malfoyom w paradę lub publicznie utarł im nosa w którejś z powyższych sytuacji?
Uważam, że jest to możliwe ze względu na potencjalne okoliczności, które wymieniam niżej. Jednak ciekawi mnie też czy w ich wyniku Malfoyowie próbowaliby mścić się za swoje porażki w danych sprawach.
Ujawnienie udziału p. Malfoya w sprawie ataków Bazyliszka
Chodzi mi zarówno o wrzucenie przez p. Malfoya dziennika Voldemorta do kociołka Ginny jak i zaszantażowaniu przez niego Rady Nadzorczej Hogwartu w sprawie usunięcia dyr. Dumbledore'a ze szkoły.
1. W końcu Harry, Ginny i p. Malfoy nie są wtedy w księgarni sami. Jeśli reszta Weasley'ów i Hermiona też to widzieli, mogliby razem z Harrym i Ginny - oczywiście w porozumieniu ze sobą - donieść o tym do odpowiednich organów w Ministerstwie Magii po rozwiązaniu całej sprawy przez Harryego.
2. Członkowie Rady Nadzorczej Hogwartu mogliby zeznawać, że p. Malfoy ich szantażował.
3. Luna Lovegood, Krukonka z rocznika Ginny,mogłaby poprosić Harryego i wszystkich innych pomagających usadzić p. Malfoya o wywiad dla Żonglera, gazetę prowadzoną przez jej ojca, Xenofiliusa Lovegooda. Od HP i Zakonu Feniksa do HP i Insygniów Śmierci ta gazeta pisze prawdę o powrocie Voldemorta i poczynaniach jego i jego ekipy, czyli jest w opozycji do Proroka Codziennego, który w HP i Zakonie Feniksa tuszuje wszystko, a nawet szkaluje Harryego, dyr. Dumbledore'a i wszystkich wierzących im, a w HP i Insygniach Śmierci jest tubą propagandową dla Voldemorta i jego ekipy.
4. Przed represjami ze strony p. Malfoya mogliby ich wszystich osłonić dyr. Dumbledore - który przecież sam ruga p. Malfoya w Nagrodzie Zgredka - i kilka wpływowych, ale - w przeciwieństwie do Malfoyów - moralnych szych z Ministerstwa (choć po całej akcji w HP i Komnacie Tajemnic wylewają go stamtąd i potem generalnie nie ma oficjalnej roboty w Ministerstwie, jest raczej taką szarą eminencją - negatywną szychą). Podaję pięć przykładów pozytywnych. Pierwszą jest p. Diggory, o którym piszę wyżej. Pozostałe cztery osoby są w Wizengamocie. W HP i Zakonie Feniksa Amelia Bones - ciotka Susan Bones (Puchonki z rocznika Harryego) szefowa Departamentu Przestrzegania Prawa - stara się, by tamto przesłuchanie Harryego przebiegało uczciwie mimo fochów ministra Knota. W tym samym tomie Tyberiusz Ogden i Gryzelda Marchbanks - przewodnicząca Czarodziejskiej Komisji Egzaminacyjnej nadzorującej egzaminy końcowe w Hogwarcie (z racji czego egzaminowała dyr. Dumbledore'a kiedy ten był uczniem) - w ramach protestu przeciwko mianowaniu prof. Umbridge przez ministra Knota Wielkim Inkwizytorem Hogwartu i jej wyczynom w szkole. Z kolei w HP i Insygniach Śmierci Elfias Doge - jeden z najlepszych przyjaciół dyr. Dumbledore'a - broni go przed oszczerstwami zawartymi w kłamliwej biografii jego przyjaciela autorstwa Rity Skeeter. Sam dyr. Dumbledore też jest w Wizengamocie (w HP i Zakonie Feniksa wyrzucono go stamtąd za rozpowszechnianie prawdy o powrocie Voldemorta, ale przywrócono kiedy przekonano się, że Voldemort rzeczywiście wrócił), choć - jak widzimy - p. Malfoy nie za bardzo się tym przejmuje. Jednak gdyby zainterweniowali wszyscy, których wymieniam, mogłoby być inaczej.
Możliwość uratowania Hardodzioba bez użycia zmieniacza czasu
Na pewno musiałoby to mieć miejsce wcześniej w fabule HP i Więźnia Azkabanu. Ja widzę następujące okoliczności.
1. Harry, Ron i Hermiona mogliby świadczyć za Hardodziobem na rozprawie. Jak piszę wyżej, sami proponują to Hagridowi i ten nie odmawia, więc p. Malfoy musiał po prostu w tym przeszkodzić. Na tamtym przesłuchaniu Harryego przed Wizengamotem w HP i Zakonie Feniksa są dyr. Dumbledore jako adwokat i p. Figg jako świadek. W każdym razie jeśli Harry, Ron i Hermiona nie mogliby zrobić tego legalnie, to mogliby to zrobić na wariata. W końcu nie raz w trakcie całej sagi robią jakieś wjazdy w pewnym sensie na wariata - osobno lub razem. W HP i Kamieniu Filozoficznym Harry, Ron i Hermiona zakradają się do komnaty, gdzie ukryto kamień filozoficzny, by zabrać ten kamień stamtąd, by nie dostał się on w ręce Voldemorta. W HP i Komnacie Tajemnic Harry i Ron nie mogą dostać się na peron 9 i 3/4, podczas gdy rodzina Rona zdołała tam przejść. Zwijają więc z parkingu przed dworcem samochód p. Weasleya, latającego Forda Anglię, i to nim przybywają do szkoły. W tym samym tomie razem z Hermioną ważą Eliksir Wielosokowy - o czym piszę wyżej. W HP i Więźniu Azkabanu Harry i Hermiona ratują Syriusza i Hardodzioba, o czym też piszę wyżej. W HP i Zakonie Feniksa Harry, Ron, Hermiona zakładają GD - o czym również wspominam wyżej, a potem razem z Nevillem Longbottomem (Gryfonem z ich rocznika), Ginny i Luną wykradają się ze szkoły do Departamentu Tajemnic w Ministerstwie Magii, bo Harry miał wizję, że tam Voldemort torturuje Syriusza. W HP i Insygniach Śmierci Harry, Ron i Hermiona włamują się do Ministerstwa Magii, gdzie wciąż pracuje Dolores Umbridge i wykradają będący wtedy w jej posiadaniu medalion Salazara Slytherina (który jest wtedy jednym z horkruksów Voldemorta i oni chcą go zniszczyć).
2. Inni Gryfoni i kilkoro Ślizgonów z ich klasy ONMS dołączyliby się do akcji z punktu 1. W końcu z sagi wiemy tylko jacy są Draco Malfoy, Vincent Crabbe, Gregory Goyle, Blaise Zabini, Theodor Nott, Pansy Parkinson i Milicenta Bulstrode. Natomiast reszta Ślizgońskiego rocznika Harryego mogła być równie szlachetna jak np. Horacy Slughorn (który uczy Eliksirów w HP i Księciu Półkrwi i HP i Insygniów Śmierci) i - jak się okazuje pod koniec HP i Insygniów Śmierci - prof. Snape. W HP i Zakonie Feniksa jest wspomniana Daphne Greengrass, a na Pottermore - stronie p. J. K. Rowling - są wspomniane Tracey Davis i Lily Moon. Nie ma tam jednak nic o ich osobowościach, możemy więc mieć różne teorie na ich temat.
3. Hermiona mogłaby zorganizować petycję poparcia pod wyrokiem uniewinniającym dla Hardodzioba - choćby na terenie Hogwartu (bo wątpię, by kanonicznie dałoby się wyjść z tym poza Hogwart), przy której można dodać m.in. o swoich pozytywnych doświadczeniach z hipogryfami jeśli takie były. W końcu w HP i Czarze Ognia Hermiona tworzy stowarzyszenie W.E.S.Z. (inna rzecz, że ono nie wypaliło, bo - moim zdaniem - Hermiona źle się do tego zabrała). W HP i Zakonie Feniksa to ona podpowiada Harryemu i Ronowi stworzenie GD.
4. Mogłaby wkroczyć Luna i - jak w przypadku mojej alternatywnej wersji HP i Komnaty Tajemnic - poprosić Hagrida i pomagających mu o wywiad dla Żonglera.
5. Mogłyby zainterweniować wymienione przeze mnie pozytywne szychy. Mogliby bezpośrednio lub pośrednio zadziałać w sprawie Hardodzioba jak i osłonić innych przed represjami ze strony p. Malfoya.
Utarcie Malfoyom nosa kiedy ci przechwalają się swoim bogactwem i wpływami
Chodzi mi o sceny - przypominam, opisane przeze mnie wyżej - z W księgarni Esy i Floresy (rozdziału 4 HP i Komnaty Tajemnic), Finału mistrzostw świata w quidditchu (rozdziału 8 HP i Czary Ognia) i Przesłuchaniu (rozdziale 8 HP i Zakonu Feniksa). Oczywiście, nie wiemy czy którakolwiek z wymienionych przeze mnie pozytywnych szych z Ministerstwa Magii była obecna podczas niedaleko rzeczonych scen. Wiemy tylko, że p. Diggory był obecny na mistrzostwach świata w quidditchu w roku 1994. Jednak on i p. Bones mogli być obecni niedaleko sceny w księgarnii kiedy Malfoy i jego ojciec spotkali Weasleyów z Harrym i Hermioną - skoro Cedric i Susan byli wtedy uczniami Hogwartu. Dlatego mogliby utrzeć obydwóm Malfoyom nosa.
Bibliografia:
Rowling, Joanne K. Harry Potter i Kamień Filozoficzny. tłum. Andrzej Polkowski. Polska: Media Rodzina, 10 kwietnia 2000. wersja drukowana.
Rowling, Joanne K. Harry Potter i Komnata Tajemnic. tłum. Andrzej Polkowski. Polska: Media Rodzina, 13 września 2000. wersja drukowana.
Rowling, Joanne K. Harry Potter i Więzień Azkabanu. tłum. Andrzej Polkowski. Polska: Media Rodzina, 31 stycznia 2001. wersja drukowana.
Rowling, Joanne K. Harry Potter i Czara Ognia. tłum. Andrzej Polkowski. Polska: Media Rodzina, 29 września 2001. wersja drukowana.
Rowling, Joanne K. Harry Potter i Zakon Feniksa. tłum. Andrzej Polkowski. Polska: Media Rodzina, 31 stycznia 2004. wersja drukowana.
Na konferencji w Katowicach 25 stycznia p. Janusz Korwin-Mikke oficjalnie potwierdził przekazanie swojego mandatu CEPa kol. Dobromirowi Sośnierzowi, również obecnemu na konferencji:
Trzymam za ciebie mocno kciuki, Dobromirze. Uważam twoje wejście do PE za dobrą okazję do sprawdzenia się na szerszym forum jako jedna młodych twarzy partii Wolność i w ogóle ruchu wolnościowego. Dlatego popieram decyzję p. JKM o przekazaniu ci mandatu CEPa (dla tych co nie wiedzą nadmieniam, to zawsze jest tak, że gdy zwalnia się mandat CEPa, zostaje on przejęty przez osobę, która zdobyła drugą największą liczbę głosów na liście).
Panie Januszu, dziękujemy Panu bardzo za Pańską działalność w PE i że wytrzymał Pan tyle czasu w tym czerwonym towarzystwie. Szacunek dla Pana!
Członkowie Młodych dla Wolności również się wypowiedzieli. Na ichprofilu na Facebooku w dniu 26 stycznia jest o tym notatka. Cieszę się bardzo, moi drodzy, że widzicie całą sprawę tak pozytywnie.
Wśród wolnościowych mediów mówiły o tym wszystkie. Natomiast wśród mediów główno-nurtowych jedynie te, które mają filie w Internecie. Ciekawe, albo nie - oczywiste, że główno-nurtowe telewizje milczą na temat przekazania przez p. JKM mandatu CEPa kol. Dobromirowi.
Pamiętam jak trzy lata temu rozmawiałam z kol. Tomaszem Elblem - aktywnym sympatykiem partii Wolność i moim kolegą z Jeleniej Góry - o działalności p. JKM w PE i okolicznościach jego wejścia tam. Dlatego w piątek 2 lutego postanowiłam znów pogadać z nim o tym przy okazji przekazania przez p. JKM mandatu CEPa kol. Dobromirowi i nadal przypuszcza to co wtedy. Zwrócił moją uwagę na to, że zanim p. JKM wszedł do PE, poświęcał więcej czasu na aktywniejszą działalność w Polsce - m.in. miał więcej spotkań z wyborcami w Polsce. Dzięki temu stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy ruchu wolnościowego - nie tylko ze względu na niezmienność poglądów od kilkudziesięciu lat, ale i radykalną formę wypowiedzi. Sporo działaczy ruchu wolnościowego działa niezwykle prężnie w sprawie promowania naszych idei - niektórzy tyle samo lat co p. JKM - i trzeba doceniać ich wkład. Jednak sporo działaczy Głównego Nurtu i popierających ich innych osób publicznych przyczepia się szczególnie do p. JKM ze względu na jego formę wypowiedzi, przez co bardziej widać, że nie rzuca on słów na wiatr. Tomek podejrzewa, że właśnie z tego powodu Główny Nurt mógł pozwolić na wejście p. JKM do PE, by nie miał on na to wszystko tyle czasu - i stąd m.in. stosunkowo pozytywne sondaże na wybory do PE 2014 dla KNP (bo wtedy było kilka miesięcy przed tymi sprawami, w wyniku których KNP się podzieliło).
Tutaj dwa nagrania Tomka z jego kanału na YouTube, w których pośrednio nawiązuje do tego, o czym mi mówił (jedno z 13.08.2017, drugie z 22.08.2017):
Dyskusji o handlu w niedziele nie uważam do końca za zasadną. Na prawdziwie wolnym rynku im ktoś zdolniejszy i pracowitszy, tym ma lepiej. Już tłumaczę jak to działa. Po pierwsze, jeśli dobrze zorganizuje swoją działalność gospodarczą, to zamknięcie jej w niedziele czy inne dni nie zmniejszy zysków. I wtedy można zmniejszyć skutki dylematu więźnia. Jednak - po drugie - należy zostawić wybór handlującym czy w dane dni chcą handlować czy nie. Ingerencję samorządów uważam tu za tak samo opresyjną jak ingerencję państwa.
Z tego co widzę, to nawet w partii Wolność zdania są nieco podzielone. O ile dobrze zrozumiałam stanowisko p. Janusza Korwin-Mikkego w tym temacie, to często mówi on, że o ile jest przeciw ingerencji aparatu państwa w tę kwestię, to zostawiłby tu decyzyjność samorządom, tak mówi m.in. w tym nagraniu (opublikowanym 4.10.2017 na kanale YouTube KORWiN vs UE):
Tu moje zdanie jest nieco inne niż zdanie p. JKM (wyżej wyjaśniam czemu). Choć w wywiadzie u p. Mateusza Antolczyka (opublikowanym 20.10.2017 na jego kanale na YouTube) wydaje się nieco liberalizować swój punkt widzenia, bo dodaje pewien szczegół prawie na początku fragmentu w min. 14:43-18:48, w którym mówi o handlu w niedziele:
Rodzice Dracona Malfoya z cyklu powieści Harry Potter autorstwa p. Joanne Katherine Rowling zawsze uważali, że należy traktować z góry czarodziejów półkrwi, mugoli, mugolaków, charłaki, osoby o pochodzeniu półludzkim (takie jak np. Rubeus Hagrid - czarodziej, ale półczłowiek i pół-olbrzym), magiczne stworzenia uważane przez nich za gorsze, oraz czarodziejów i czarownice czystej krwi będących przeciw supremacji czarodziejskich rodów czystej krwi nad innymi. Jednak parę ich nietuzinkowych jak na nich wypowiedzi i zachowań zbiło mnie z tropu.
Zacznijmy od tego, że kilka razy Lucjusz zdaje się wprost wyrazić chęć zrobienia wyjątku w razie czego.
Pierwszy raz widzimy to w rozdziale 4 W księgarnii Esy i Floresy tomu Harry Potter i Komnata Tajemnic kiedy jest on z Draconem na zakupach przed rozpoczęciem przez chłopca drugiego roku nauki w Hogwarcie [1]:
- Co mi po miotle, skoro nie jestem w drużynie? - zapytał Malfoy z nadąsaną miną. - W zeszłym roku Harry Potter dostał Nimbusa Dwa Tysiące. Za specjalnym pozwoleniem Dumbledore'a, żeby mógł grać w drużynie Gryffindoru. A wcale nie jest taki dobry, jest po prostu sławny... sławny z powodu tej głupiej blizny na czole...
Pochylił się, żeby obejrzeć półkę pełną czaszek.
- Każdy myśli, że on jest taki mądry... ten cudowny Potter ze swoją blizną i swoją miotłą...
- Mówiłeś mi to już przynajmniej z tuzin razy - powiedział pan Malfoy, mierząc syna krytycznym spojrzeniem - i muszę ci jeszcze raz przypomnieć: nie jest... rozsądne... sprawiać wrażenie, że się nie lubi Harryego Pottera, teraz, kiedy większość uznała go za bohatera, który sprawił, że Czarny Pan znowu zniknął... Ach, pan Borgin.
Chodzi tu o to, że Harry jest czarodziejem półkrwi. Jednak Lucjusz uważa za opłacalną dla Malfoyów "przyjaźń" syna z osobą, która jako jedyna przeżyła zaklęcie Avada Kedavra, które rzucił na niego Voldemort (który, jak wiemy z lektury sagi, boi się jedynie Albusa Dumbledore'a). Draco proponuje Harryemu "przyjaźń" rok wcześniej, kiedy obaj kupują szkolne szaty przed swoim pierwszym rokiem nauki w Hogwarcie. Po krótkiej konwersacji Harry odrzuca propozycję Dracona, wyjaśniając czemu, i ten od tamtej pory niemal na każdym kroku okazuje mu wrogość.
Drugi raz - w tym samym rozdziale - widzimy to kiedy Lucjusz z Draconem kupują w księgarni podręczniki. Spotykają tam rodzinę Weasleyów, których uważa za "zdrajców krwi", razem z Harrym i Hermioną, która jest mugolakiem. Wyśmiewa ich marny status materialny i liche zarobki Artura Weasleya, który pracuje wtedy w Biurze Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli w brytyjskim Ministerstwie Magii. W końcu mówi do niego [2]:
- Powiedz mi, Weasley, jaką masz korzyść z hańbienia tytułu czarodzieja, skoro nawet ci za to dobrze nie płacą?
Moglibyśmy mniemać, że uważa on "hańbienie się przez czarodziejów" za wystarczająco złe, ale nie tak bardzo jeśli się to opłaca. Jednak wychodzi na to samo co w przypadku poprzedniego fragmentu.
Kiedy podczas Pierwszej Wojny Czarodziejów Voldemort miał zabić małego Harryego, Lucjusz był śmierciożercą w szeregach czarnoksiężnika. Jednak kiedy Harry przeżył rzuconą na niego Avadę Kedavrę - dzięki poświęceniu matki chłopca (Lily Evans-Potter), Voldemort poważnie osłabł i zniknął na jakiś czas. Lucjusz myślał zapewne, że jego dawny protektor już nie wróci i dzięki przekupstwu, itp. przekonał Ministerstwo Magii, że służył Voldemortowi pod wpływem klątwy Imperius. Wkrótce rodzinie Malfoyów udało się zbudować wizerunek wzorowymch obywateli w oczach części świata czarodziejów, w tym części pracowników Ministerstwa Magii. Lucjusz postąpił zupełnie inaczej niż jego szwagierka Bellatriks Lestrange, jej mąż Rudolf Lestrange, jego brat Rabastian Lestrange i Bartemiusz Crouch Jr, którzy nigdy nie wyparli się swojej służby u Voldemorta, a nawet ostentacyjnie ją manifestowali nawet przed sądem.
Przodkowie Lucjusza mieli pododną postawę. Lucjusz I Malfoy, wpływowy czarodziej z Anglii za czasów królowej Elżbiety I Tudor starał się o jej rękę, ale ona dała mu kosza, przez co ten w akcie zemsty rzucił na nią klątwę pozbawiającą chęci do zawarcia małżeństwa.[3] Jak wiemy z historii, Elżbieta I Tudor była córką Henryka VIII Tudora i Anny Boleyn. Anna została stracona - za zgodą swojego ojca, Tomasza Boleyna - na podstawie wielu oskarżeń, m.in. o czary. Skoro jej ojciec się na to zgodził, to zgodnie z kontekstem sagi o Harrym Potterze musiałaby być mugolakiem, a więc Elżbieta I musiałaby być czarownicą półkrwi. Jednak czy Lucjusz I chciałby się ot tak ożenić z czarownicą półkrwi? Zgodnie z tym co p. Rowling pisze zarówno w książce jak i na Pottermore, musiało mu chodzić o politykę.
Jednak czy to wszystko znaczy, że Lucjusz do końca ma gdzieś nieprzyziemne sprawy? Niezupełnie. Osobliwa jest tu scena z rozdziału 32 Czarna Różdżka tomu Harry Potter i Insygnia śmierci, którą Harry widzi poprzez myśli Voldemorta (może widzieć jego myśli, bo od momentu przeżycia jego Avady Kedavry jest jego horkruksem) [4]:
- Panie - rozległ się zrozpaczony, rwący się głos. Odwrócił się. W najciemniejszym kącie pokoju siedział Lucjusz Malfoy, w łachmanach, wciąż ze śladami po karze, jaką otrzymał po ostatniej ucieczce chłopca. Jedno oko miał zamknięte i podpuchnięte.
- Panie... błagam... mój syn...
- Jeśli twój syn zginął, Lucjuszu, to nie moja wina. Nie przyszedł, aby walczyć po mojej stronie, jak reszta Ślizgonów. Może postanowił zostać przyjacielem Harry’ego Pottera?
- Nie... nigdy - wyszeptał Malfoy.
- Oby tak było.
- Nie obawiasz się, panie... nie obawiasz się, że Pottera mógł już zabić ktoś inny? - zapytał Malfoy roztrzęsionym głosem. - Czy nie byłoby rozsądniej... wybacz mi, panie... żebyś przerwał tę bitwę, wkroczył do zamku i... s-sam go odnalazł?
- Nie udawaj, Lucjuszu. Chcesz przerwać bitwę, żeby zobaczyć, co stało się z twoim synem. A ja nie muszę szukać Pottera. Zanim nastanie świt, Potter sam mnie odnajdzie.
W przypadku Narcyzy nie mamy zbytnio wglądu w to czy prowadzi jakąś działalność publiczną jak jej mąż. Widzimy ją jedynie jako żonę i matkę. W rozdziale 2 Spinner's End tomu Harry Potter i Książę Półkrwi Narcyza błaga Severusa Snape'a o pomoc dla Dracona, bo Voldemort zmusił chłopca do zamordowania Albusa Dumbledore'a i wprowadzenia śmierciożerców do Hogwartu (oczywiście Snape, jako szpieg Dumbledore'a powiedział dyrektorowi o wszystkim i dlatego ten sam prosi Snape'a o śmierć - wszystko to jest wyjaśnione w rozdziale 33 Opowieść księcia tomu Harry Potter i Insygnia Śmierci) i nawet jej starsza siostra Bellatriks nie jest w stanie jej powstrzymać. W tym samym rozdziale kobieta gani Bellatriks za obwinianie Lucjusza za porażkę w Departamencie Tajemnic. W rozdziale 6 Samotna przechadzka Dracona Malfoya tego samego tomu jest na zakupach z synem i broni go, kiedy Harry próbuje go zaatakować, a potem nazywa. W rozdziale 1 Czarny Pan rośnie w siłę tomu Harry Potter i Insygnia Śmierci niewerbalnie okazuje mężowi swoją solidarność cierpieniu powodowanym traktowaniem ich przez Voldemorta. W rozdziale 23 Dwór Malfoyów tego tomu ochrzania Bellatriks za jej lekceważący ton, jakim ta w pewnym momencie mówi do Dracona. W rozdziale 36 Luka w planie kobieta okłamuje Voldemorta jakoby zabity przez niego Harry rzeczywiście nie żył, podczas gdy w istocie chłopak był w stanie swego rodzaju śmierci klinicznej, z której potem się przebudził (jest w rozdziale wyjaśnione na czym ta śmierć polegała w jego wypadku). Zrobiła to, by móc poszukać Dracona, który w tamtym czasie był gdzieś w Hogwarcie.
W tym samym rozdziale razem z Lucjuszem gorączkowo szukają swojego dziecka w tłumie walczących, a sami nie brali udziału w bitwie. Tuż po ostatecznym pokonaniu Voldemorta siedzą we troje gdzieś w Wielkiej Sali i tulą się do siebie.
Po wielu zawirowaniach najbardziej Draco zmienia swoje podejście do życia. Poślubia Astorię Greengrass, którą rodzice Dracona średnio akceptują, bo nie popiera ona supremacji czarodziejskich rodów czystej krwi nad innymi [5]:
Oczekiwali dużo od dziewczyny, której rodzina należała do Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki, jednak jako że Astoria odmówiła wychowywania ich wnuka Scorpiusa w przekonaniu, że mugole to szumowiny, atmosfera podczas rodzinnych spotkań była często napięta.
Rzeczony fragment jest jedynie przetłumaczony przeze mnie na polski. Pani Rowling pisze tam po angielsku.
Nienaruszalna Dwudziestka Ósemka to lista czarodziejskich rodów czystej krwi.[6] Ma ona pomóc w zawieraniu małżeństw z czarodziejami/czarownicami czystej krwi.[7] Jednak część tych rodów nie zważa na swoją obecność na tej liście, a nawet nią pogardza i deklaruje swoją tolerancję dla mugoli, charłaków i czarodziejów o innym statusie krwi niż czysta oraz wszelkich istot magicznych i nie-magicznych.[7] Widzimy to zresztą po treści powieści. Na tej podstawie możemy sądzić, że cała rodzina Greengrassów, lub sama Astoria, należy do osób przeciwnych supremacji rodów czystej krwi czarodziejskich. Ten drugi przypadek byłby jednak cięższy, bo sugeruje, że brak akceptacji tego małżeństwa przez rodziców Dracona wynika z tego, że Astoria wyrzekła się swojej rodziny, ta rodzina wyrzekła się jej, lub jedno i drugie.
Biorąc to wszystko pod uwagę zastanawiam się którą z następujących myśli mogli się kierować.
Pierwsza:
Nie ważne, że nasz syn poślubił zdrajczynię krwi, byle by był szczęśliwy - choć mimo wszystko szkoda.
Druga:
Niech nasz syn poślubi nawet mugolkę czy charłaczkę, byleby nasza rodzina odzyskała reputację.
Może nawet powzięli obydwie myśli?
Co wobec tego liczyło się bardziej dla Lucjusza i Narcyzy: ich chore przekonania, władza i prestiż, czy szczęście syna?
Źródła:
[1] [2] Rowling, Joanne K. Harry Potter i Komnata Tajemnic. tłum. Andrzej Polkowski. Polska: Media Rodzina, 13 września 2000. wersja drukowana.
[4] Rowling, Joanne K. Harry Potter i Insygnia Śmierci. tłum. Andrzej Polkowski. Polska: Media Rodzina, 26 stycznia 2008. wersja drukowana.
Fot: By Cronholm144 created this image using a file by User:Hautala - File:Emblem of Vatican City State.svg, who had created his file using PD art from Open Clip Art Library and uploaded on 13 July 2006. User talk:F l a n k e r uploaded this version on 19 January 2007. [Public domain], via Wikimedia Commons.
Pan Marcin Przeciszewski w artykule Finansowanie kościołów przez państwo, opublikowanym w jednym z wydań tygodnika Niedziela w 2011r., ubolewa nad niedoborem środków z budżetu państwowa na finansowanie Kościoła Rzymskokatolickiego w Polsce i porównuje to ze stanem rzeczy w innych krajach. Naturalnie, że to co zostało komukolwiek ukradzione w PRL czy kiedykolwiek indziej powinno być w miarę możliwości zwrócone w tej czy innej postaci. Jednak nic poza tym.
Wszystkie wszelkiej maści wspólnoty religijno-filozoficzne powinny utrzymywać się i czerpać pieniądze na swoje cele z dobrowolnych datków wiernych i własnej pracy. Właśnie w ramach własnej pracy niektóre prowadzą takie działalności jak np. edukacyjna i medyczna. Jednak pieniądze na to powinny iść bezpośrednio od zainteresowanych danymi produktami czy usługami, a nie z jakichkolwiek podatków. Natomiast część tych wspólnot dostaje też pieniądze z podatków w niektórych krajach - tak jest m.in. w przypadku KRK w Polsce. Póki takie podatki istnieją, niech pieniądze z nich otrzymuje ten dla kogo one są. Jednak docelowo powinno się je znieść.
Przede wszystkim, jakoś mało kto z tej grupy ludzi zwraca uwagę, że nie każdy jest rzymsko-katolikiem, a i tak musi płacić podatki na KRK jeśli mieszka w kraju gdzie one obowiązują. KRK nie powinien mieć prawa zmuszać nikogo do płacenia tych podatków.
Po drugie, pieniądze z tych podatków przechodzą przez urzędniczą aparaturę. Dlatego zarabiają na tym pobierający i rozdający te podatki, a im większa sieć takich pośredników, tym droższa obsługa całego systemu. Poza tym, dzięki temu część ludzi ma okazję do pasożytowania na tym systemie. Część pacjentów, uczniów, itp. bimba sobie na swoją sytuację lub oszukuje, bo wie, że "dostanie za darmo", czyli z podatków. Natomiast część urzędniczej aparatury, oraz polityków, a nawet kleru widzi w tym systemie możliwość łatwego wyciągnięcia czegoś ponadprogramowego dla siebie, porządzenia sobie czy robienia sobie PR. W rezultacie do punktu docelowego dociera mniej.
Czyli kłaniają się tu zarówno przykazanie "nie kradnij" jak i przypowieści o miłosiernym samarytaninie (pomoc potrzebującym od osób prywatnych, nie z podatków), 10 pannach (jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz), robotnikach w winnicy (umowa na pewną sumę pieniędzy jako zapłatę za określony czas pracy), itp..
W dniach 11 i 12 listopada w Centralnej Bibliotece Rolniczej w Warszawie miała miejsce III Konferencja Wolnościowa, podczas której odbywały się też Targi Książki Prawicowej (oba dni) i gala wręczenia nagrody literackiej im. Józefa Mackiewicza (dzień pierwszy). W linku do wydarzenia na Facebooku można znaleźć m.in. harmonogram imprezy i listę prelegentów.
Uczciwie zaznaczam - byłam tylko w drugi dzień, więc z pierwszego dnia jedynie odsłuchałam nagrania :).
Wywiady z p. Januszem Korwin-Mikkem (Wolność24, NPTV), p. Stanisławem Michalkiewiczem (Wolność24, NPTV), p. Ziemkiewiczem (NPTV), p. Janem Wojciechem Kubaniem (NPTV), p. Krzysztofem Kowalskim (NPTV), p. Grzegorzem Braunem (NPTV), p. Marianem Miszalskim (Wolność24), p. Janem Bodakowskim (NPTV), prof. Adamem Wielomskim (NPTV), p. Cezarym Cybulskim (NPTV) i kol. Krzysztofem Bosakiem:
Muszę dłużej zatrzymać się przy p. Braunie, bo jego przemówienie mnie powaliło.
Na kanwie wizerunku Marcina Lutra i swojego nowego filmu Luter i rewolucja protestancka opowiada on o ciemnej stronie protestantyzmu m.in. odnośnie gospodarki i konfrontuje to z katolicyzmem. W żadnym razie nie wybielam protestantyzmu (sama też nie jestem protestantką). Jako magister anglistyki dobrze wiem co król Henryk VIII Tudor odwalał w sprawie religii, by móc rozejść się z Katarzyną Aragońską i jak obchodził się z katolikami kiedy już stał się głową założonego przez siebie Kościoła Anglikańskiego.
Jednak p. Braun wybrał zły moment na swoje wywody. Widać, że zabrnął sporo w kwestie bardziej religijne niż gospodarcze. Danego mu na konferencji czasu było za mało, by dokładniej wyjaśnić które oskarżenia wobec Kościoła Rzymskokatolickiego uważa on za słuszne lub niesłuszne. Dlatego jego przemówienie z konferencji brzmi jakby w KRK nigdy nie było mrocznch plam. Być może inne jego przemówienia zawierają więcej szczegółów, jednak nie to z konferencji.
Niestety, zaistniały pewne mroczne plamy na historii KRK. Pomijam już krucjaty, Świętą Inkwizycję, symonia, itp. - p. Braun wspomniał o tym wszystkim, ale bez konkretnych szczegółów, które on uważa za mogące potwierdzić lub obalić najbardziej znane wersje. By nie było, że ślepo wierzę plotkom, doinformuję się w tych tematach. Jednak pewna plama istniała na pewno i jako że jest pewnie mniej znana, trochę ją opiszę. Mianowicie, przez kilkadziesiąt lat po Drugiej Wojnie Światowej (być może też wcześniej, ale tu nie mam pewności) w niektórych krajach Europy - np. Irlandii, Hiszpanii i Wielkiej Brytanii - i Australii zmuszano niezamężne matki do oddawania ich nieślubnych dzieci do adopcji (m.in. sporo domów dla samotnych matek prowadziły zakonnice - przynajmniej w Irlandii - i wiele z nich zmuszało podopieczne do oddawania dzieci do adopcji). Nie było istotne czy były to prostytutki czy ofiary przemocy seksualnej, itp., bo i tak uważano je za upadłe. Tak uważało nie tylko sporo księży, zakonników i zakonnic KRK w owych krajach, ale wielu zwykłych obywateli tych krajów. Na dodatek w Hiszpanii odbierano dzieci nawet z prawego łoża (tam m.in. oszukiwano matki, że ich dzieci zmarły przy porodzie). Dzieci oddawano bezdzietnym parom za pieniądze. Jeśli jakieś matki walczyły o zatrzymanie swoich dzieci, uważano je za niedojrzałe i nieodpowiedzialne. Czytałam sporo na ten temat. Jakiś czas temu poznałam pewnego starszego Irlandczyka, który w odpowiedzi na moje pytanie potwierdził, że cały ten proceder w Irlandii rzeczywiście miał miejsce i dodał, że sam jest dzieckiem takiego dziecka oddanego pod przymusem do adopcji.
Dalej p. Braun dodaje, że z powodu mnogości denominacji chrześcijańskich uważa on za najwłaściwsze używanie określenia nie wartości chrześcijańskie, ale wartości katolickie, które on uważa za prawdziwie chrześcijańskie i uzasadnia to zmianami w Biblii dokonywanymi przez protestantów. Takie zmiany faktycznie mogły mieć miejsce. Jednak w katolicyzmie też ich dokonywano - a nawet jeśli nie wpisywano czegoś bezpośrednio do Biblii, to umieszczano w innych pismach dodając "poza Biblią też można poznać wolę Boga", itp.. Sama napisałam już cztery teksty, gdzie bezpośrednio lub pośrednio wspominam o różnicach między nauczaniem Biblii i KRK, posiłkując się przy tym Biblią Tysiąclecia - czyli jednym z rzymskokatolickich wydań Biblii:
Teraz też będę posiłkować się Biblią Tysiąclecia ponieważ muszę naprostować jeszcze dwie sprawy poruszone przez p. Brauna.
Poruszył on wątek zbawienie przez wiarę vs zbawienie przez dobre uczynki. cytując za Biblią, że wiara bez uczynków jest bezowocna. Przyznam, że tu nie wiem czy dobrze go zrozumiałam. Dlatego napiszę jedynie co sama myślę o tej kwestii. Przyjrzyjmy się zatem szerszemu kontekstowi:
[List św. Jakuba 2:18-22]Ale może ktoś powiedzieć: Ty masz wiarę, a ja spełniam uczynki. Pokaż mi wiarę swoją bez uczynków, to ja ci pokażę wiarę ze swoich uczynków. Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz - lecz także i złe duchy wierzą i drżą. Chcesz zaś zrozumieć, nierozumny człowieku, że wiara bez uczynków jest bezowocna? Czy Abraham, ojciec nasz, nie z powodu uczynków został usprawiedliwiony, kiedy złożył syna Izaaka na ołtarzu ofiarnym? Widzisz, że wiara współdziała z jego uczynkami i przez uczynki stała się doskonała.
Teraz przyjrzyjmy się pewnemu wcześniejszemu fragmentowi:
[List św Pawła do Efezjan 2:08-09]Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił.
Wniosek taki, że Biblia podaje, że prawdziwie dobre uczynki są owocem prawdziwej wiary. Jednak bez tego ostatniego cytatu obraz jest inny.
Przy wspomnieniu przez p. Brauna zasady sola scriptura miałam wrażenie, że lekko kpił z niej. Natomiast w samej Biblii napisano odnośnie dodawania czegokolwiek do słów Boga:
[Księga Przysłów 30:05-06]Każde słowo Boga w ogniu wypróbowane, tarczą jest dla tych, co Doń się uciekają. Do słów Jego nic nie dodawaj, by cię nie skarał: nie uznał za kłamcę.
Nie chcę, by to wszystko wyglądało jakbym zmuszała p. Brauna do zmiany wyznania. Chciałam mu jedynie pokazać, że różne denominacje chrześcijańskie dokonywały zmian w Biblii, a w ich historii są mroczne plamy. KRK nie jest od tego wolny.
Uwagi techniczne
Z nagrań Wolność24 tylko te z wywiadami (z p. JKM, p. Michalkiewiczem i p. Miszalskim) są dobrej jakości, natomiast reszta w większości nie. W pierwszym, drugim, trzecim i po części czwartym były problemy z dźwiękiem (z p. Kukizem - za cicho; z p. Ziemkiewiczem - częste zaniki; gala - bardzo cicho w pierwszej połowie i częste zaniki w drugiej połowie; z p. JKM, p. Braunem, p. Kowalskim i p. Michalkiewiczem - częste zaniki aż do końca prelekcji p. Kowalskiego i sporadycznie przerywa podczas przemówień p. Brauna i p. Michalkiewicza). Jeśli nie dało rady polepszyć jakości dźwięku, a nie można było dać innych nagrań, można było przynajmniej zamieścić jakieś adnotacje, itp. mówiące co ktoś powiedział, itd.. Jednak do tej pory nie ma nic. Przepraszam was najmocniej, że właśnie takie nagrania tu podaję, ale niestety nie znalazłam innych. Musiałam podać nagrania z kilku kanałów, by obraz konferencji był w miarę kompletny.
30 kwietnia na Placu Świętego Piotra w Rzymie odbędzie się specjalna jubileuszowa Msza dla Rotarian celebrowana przez Jego Świątobliwość Papieża Franciszka poinformowała gubernator Klubu Rotariańskiego na Polskę Barbara Pawlisz Dla członków Rotary International a także ich rodzin i przyjaciół zarezerwowanych jest 8000 miejsc. „Zapraszam Was do uczestnictwa w tym wydarzeniu. Rotarianie z Dystryktu 2080 przygotowują także specjalne wydarzenia towarzyszące dla uczestników. Na to wydarzenie, niezależnie od wyznawanej religii i przekonań, zaprasza Prezydent Ravi Ravindran, z przekonaniem, że dzięki tym uroczystościom pozycja Rotary na świecie wzrośnie dając nam wiele satysfakcji.” napisała Pawlisz. Klub Rotariański jest uważany za przedmurze masonerii. Mszę celebrowaną przez papieża Franciszka traktuje co wynika bezpośrednio z wypowiedzi gubernator Pawlisz jako wydarzenie mające dodać znaczenia Rotarianom, którym do katolicyzmu jest bardzo daleko. Otwartym pozostaje pytanie, czym kierował się sam Franciszek, wyrażając zgodę na masońskie uroczystości na Placu Świętego Piotra w Rzymie forumdlazycia.wordpress.com/…/franciszek-odpr…
W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany
ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce plików cookies oraz w
Polityce Prywatności.