Coraz więcej polityków europejskich zwraca uwagę, że w interesie USA jest rozpętanie wojny w Europie. Właściwie już się to udało, bo wojna na Ukrainie trwa i możemy już tylko oczekiwać z niepokojem na moment gdy niechybnie dotrze do naszego kraju.
Trzeba przyznać, że w naszej części świata wszystko idzie w takim kierunku jakby komuś bardzo zależało na rozpętaniu wojny. Chyba już tylko niepoprawni optymiści nie wierzą w to, że któregoś dnia możemy się dowiedzieć z serwisów informacyjnych, że nasz kraj znowu stał się terenem działań wojennych.
Aby zrozumieć co się dzieje trzeba przywołać tak pogardzaną obecnie historię. Zarówno w trakcie, jak i po drugiej wojnie światowej, Polska była traktowana jak państwo niepoważne. Przypomnijmy, że zdradzili nas nasi zachodni sojusznicy, co i tak tylko chwilowo uspokoiło działania wojenne w Europie. Było to tylko kupowanie czasu i potem wojna w jakiejś formie zawitała do prawie wszystkich europejskich stolic.
Gdy 70 lat temu działania wojenne na naszym kontynencie się skończyły, znowu nas zdradzono wpychając Polaków, rzekomych aliantów, którzy ginęli na wszystkich frontach, pod jarzmo kolejnego totalitaryzmu. Oczywiście największe zniszczenia wojenne dotknęły nasz kraj i do dzisiaj nie zapłacono nam żadnych kontrybucji. Czy tym razem będzie podobnie? Obecna sytuacja międzynarodowa bardzo przypomina tą sprzed II wojny światowej. I tak jak wtedy, tak i teraz nasz kraj znowu stał się pionkiem w rozgrywkach mocarstw.
Trzeba sobie uzmysłowić, że kryzys na Ukrainie nie powstał spontanicznie, jak to się nam przedstawia w reżymowych mediach. Była to zaplanowana akcja służb specjalnych mocarstw takich jak USA i Izrael. Zrobiono to zresztą już drugi raz, bo nie zapominajmy z epizodem z "pomarańczową rewolucją". Trzeba być ślepcem, aby nie widzieć licznych dowodów wskazujących na to, że Ukrainę zdestabilizowano celowo, aby wciągnąć do wojny Rosję i uczynić z niej wroga światowej opinii publicznej.
Ze pewnych względów, światowemu hegemonowi, USA, może zależeć na rozpętaniu wielkiej wojny w Europie. Jak poprzednio tak i teraz, jej front ma być na terenie naszego kraju, który ponownie przeznaczony jest do zniszczenia. Niektórzy sugerują, że wybuch wielkiej wojny z Rosją w Europie jest bardzo na rękę USA, ponieważ pozwoli im na utrzymanie dominującej pozycji na świecie.
Nie da się ukryć, że Stany Zjednoczone wychodzą umocnione po każdej wojnie światowej. Stało się tak zarówno po I i II wojnie światowej i stan ten trwa do dzisiaj. Teraz gdy Rosja otwarcie kwestionuje amerykańskie przywództwo na świecie nagle okazało się, że czas na kolejną wojnę, która zwiąże armię rosyjską w konflikcie europejskim. W konsekwencji osłabi to pozycję międzynarodową zarówno Rosji jak i UE.
Jeszcze jakiś czas temu politycy zapewniali w mediach, że żadna wojna nam nie grozi i są to absurdalne pomysły. Teraz wszyscy brzmią zupełnie inaczej. Po rozmowach Merkel-Hollande-Putin wiemy tyle, że Rosja zaproponowała linię demarkacyjną trwającego konfliktu, ale na granicy z Polską. Nie powiedziano na której, wschodniej czy zachodniej. Z kolei prezydent Hollande oświadczył, że jeśli nie dojdzie do porozumienia to "będziemy mieli wojnę".
Samotna misja europejskich przywódców bez wiedzy USA wskazuje na to, że Niemcy i Francuzi zdają sobie sprawę z powagi sytuacji i z tego, że jesteśmy rozgrywani przez mocarstwo zza oceanu. Polska w tym wszystkim jawi się jako amerykański koń trojański w Europie i tak jest określana w rosyjskich mediach. Oczywiste jest, że ewentualny konflikt USA-Rosja skończy się dla naszego kraju tragicznie. Nie można wykluczyć nawet ataku jądrowego.
Jak już wielokrotnie na tych łamach pisaliśmy atak na któregoś z nowych członków NATO, będzie de facto końcem sojuszu i taki cel ma Rosja. Nie można się łudzić, że atak na Polskę zostanie odebrany na zachodzie inaczej niż ten z września 1939. Skończy się na wyrazach oburzenia i nawet jeśli potem NATO będzie jeszcze istnieć to wszyscy zrozumieją, że pakt jest fikcją.
Zrzut ekranu z "pomyłką" CNN
Źródło: zmianynaziemi.pl
|