Za dziecka byłem raczej grubaskiem. Babcia zawsze dawała mi 10 zł więcej na zakupy, żebym “kupił wszystko, na co mam ochotę”. A że ochoty mi nie brakowało — jadłem. Jadłem mniej więcej tyle, ile je dorosły górnik. Pracujący 2 zmiany dziennie. Ważący 150 kg. Poważnie…! To był czas, kiedy w sklepach zaczynało się pojawiać coraz więcej rzeczy. Zachodnie słodycze traktowano niczym dobro ostateczne, więc babcie rozumiały to jako okazywanie miłości.

UWAGA — Jeżeli jesteś ektomorfikiem, będziesz musiał użyć dużo wyobraźni, żeby zrozumieć problem przedstawiony poniżej ;)

Uprawiasz sport żeby schudnąć? - Nigdy nie będziesz szczęśliwy
Uprawiasz sport żeby schudnąć? — Nigdy nie będziesz szczęśliwy



W efekcie nabyłem tendencję do szybkiego obrastania tłuszczykiem. W wieku 13–15 lat nie przeszkadzało mi to za bardzo. Temat pojawił się dopiero, kiedy minął mi wiek buntu. Przeglądanie z kolegami tanich gazet porno po szkole, niestety przestało być najbardziej ekscytującym zajęciem. Każdy nastolatek w końcu dorasta do wieku, w którym powoli zaczyna zwracać uwagę na swój wygląd. Nie byłem wyjątkiem, więc z pomocą mamy zaopatrzyłem się w masę ciuchów “Reportera” — hit mody! Wtedy chodziła w tym tylko elita! Laseczki leciały na to niemalże tak bardzo, jak na discmeny albo skutery. Po 2 tygodniach testów, z przykrością stwierdziłem, że nie pomogło. Później testowałem żel do włosów, discmena ;) , buty nike i ubieranie się w “skejtowskie bluzy”. Dalej nic z tego.

Ostateczna ostateczność

Jako leń z urodzenia, chciałem zbadać wszystkie możliwe opcje, zanim tylko pomyślałem o schudnięciu. Ostatecznie nadszedł ten dzień, kiedy zdecydowałem się zrzucić kilogramy. Choć szczerze mówiąc - takich dni było wiele… ;) Jeden z nich doczekał się realizacji i w wieku lat 19, spadłem z wagi 122 kg na 89 kg, przy wzroście niemalże 200 cm. Przyszło mi to stosunkowo lekko. Jadłem zdrowo i ćwiczyłem. A ćwiczyłem tylko i wyłącznie po to, żeby schudnąć. Był to mój jedyny powód. Od tego czasu minęło kilka długich lat i do dzisiaj walczę o utrzymanie tej wagi. Raz idzie lepiej, raz gorzej. Te kilka lat nauczyło mnie, że już zawsze będę musiał z tym walczyć.

W międzyczasie udało mi się znaleźć pracę, żonę, kupić samochód i zamieszkać samemu. Zrobiłem wszystkie te “nudne” rzeczy, którymi ludzie w moim wieku chwalą się na Facebooku. Trafiły mnie też codzienne problemy. A to było dla mnie coś nowego. Przestałem mieć czas, żeby uprawiać sport po to, żeby trzymać wagę. Wracałem zdenerwowany z pracy i nie chciałem się denerwować jeszcze bardziej, więc żaden ruch nie wchodził w grę. Podchodziłem do tego jak do kary.

Moje tempo życia wzrastało z dnia na dzień. Pojawiało się wiele nowych obowiązków i rzeczy “do załatwienia na już”. Pewnego dnia wróciłem do domu, z chęcią zamordowania mojego ówczesnego szefa. Miałem wrażenie, że jakby był tuż obok, skończyło by się to dla mnie więzieniem. Zadzwoniłem do mojej najlepszej przyjaciółki, obecnej żony. Opowiedziałem o wszystkim i usłyszałem “idź pobiegać”. W życiu bym na to sam nie wpadł. Biegać po to, żeby biegać?! Bez sensu. Wytłumaczyła mi, że zejdzie mi napięcie, napłynie endorfin i będzie ok. Poszedłem.

Odkrycie Ameryki

Po godzinie biegania, wróciłem, kochając życie. To śmieszne — wiem! Opowiadam jakbym odkrył koło albo krojony chleb. Niedorzeczne, ale tak się właśnie czułem. Zacząłem to testować częściej. Biegać, grać w squasha, jeździć na rowerze, chodzić na siłownię. TYLKO po to, żeby czuć się dobrze. Po to, żeby zachować higienę psychiczną. I działało to dużo lepiej niż się kiedykolwiek spodziewałem.

Wtedy mnie olśniło. Zrozumiałem! Wszyscy ludzie, którzy uprawiają sport, żeby schudnąć mają potężny problem. Rozumiem to wewnętrzne pragnienie bycia szczupłym, przeżyłem to. Do dziś czuję jego siłę imotywację, która się za nim kryła. Niestety sam spadek wagi przynosi jedynie chwilowe szczęście. Mamy fajną figurę — cel osiągnięty! Brawo! No i kończymy uprawiać sport, bo przecież schudliśmy. Potem powrót do normalnego jedzenia, do normalnej wagi i do kompleksów. Pojawia się frustracja, czasem depresja i chęć powrotu do wcześniejszej formy. Z nienawiścią w sercu idziemy na siłownie, albo biegać i próbujemy wrócić do poprzedniego stanu. Im więcej razy to robimy, tym bardziej organizm się uodparnia, więc z czasem frustracja narasta.

Ten etap też przeszedłem. I wtedy nastąpił ten“magiczny” dzień, o którym pisałem wyżej. Doświadczyłem nawet dziwnej świadomości, kiedy za dnia mnie coś denerwowało, że i tak wybiegam to wieczorem. Czasami wręcz nie potrafiłem się tego doczekać. Sam sport przestał być karą, a zaczął być nagrodą. Dał mi poczucie kontroli nad moim życiem, które traciłem za każdym razem, kiedy zmieniała się moja waga.

Moja rada dla Ciebie

Jeżeli zacząłeś czytać ten artykuł, podejrzewam, że przyciągnął Cię tytuł. A to znaczy, że tak jak ja kiedyś, uprawiasz sport, żeby schudnąć. Przestań! Nie rób tego. Nie idź biegać, żeby schudnąć. Idź tylko po to, żeby się zrelaksować. Słuchaj muzyki, podziwiaj przyrodę i uśmiechaj się do przechodniów. Oprócz tego przestań podchodzić do sportu jak do wyzwania. Każdy ma znajomych na endomondo, którzy mają świetne czasy i biegają 124 razy w tygodniu. Nie próbuj ich pokonać i przekraczać granic swojego organizmu. To sprawi, że potem trudniej będzie Ci się zregenerować i wrócić do regularnego ruchu. Rób to tylko dla siebie i nie publikuj niczego w portalach społecznościowych. Doceń ciszę którą Ci to daje i czystość umysłu. Pomysł tego bloga trafił do mnie właśnie pod koniec biegania. To wtedy rodzą się najlepsze pomysły i prawdziwa radość życia.

To jak? Idziesz biegać, czy się zrelaksować? 
 
Źródło: wytrwali.pl