W ubiegłym roku NATO podjęło decyzję o utworzeniu tzw. szpicy, czyli wyspecjalizowanych sił szybkiego reagowania. Problem w tym, że tylko 5 tys. żołnierzy wchodzących w skład tej jednostki będzie gotowa do interwencji w ciągu 5-7 dni. Pozostałe siły szpicy (ok. 10 tys. żołnierzy komponentu lądowego, morskiego i powietrznego) będą gotowe do walki dopiero w ciągu 30-45 dni! Uwzględniając fakt stopniowej likwidacji polskiego wojska przez ekipę Platformy, pomoc NATO w ciągu 45 dni może być zdecydowanie zbyt późna.
Eksperci są zgodni - lata zaniedbań ekipy Platformy i PSL doprowadziły do znaczącego obniżenia zdolności bojowych polskich sił zbrojnych. Niektórzy twierdzą nawet, że w przypadku konwencjonalnego ataku na nasz kraj, polskie wojsko byłoby w stanie bronić tylko niektórych jego terytoriów i to przez krótki okres czasu (od 3 do 5 dni). Stąd też ubiegłoroczny pomysł stworzenia sił szybkiego reagowania w ramach NATO wydawał się być niezwykle potrzebny. Kłopoty zaczęły się jednak już na początku, kiedy okazało się, że NATO może mieć ogromne problemy z utworzeniem tzw. "szpicy" z uwagi na cięcia finansowe w europejskich budżetach wojskowych. Jakby tego było mało siły szybkiego miałyby liczyć w wersji podstawowej do 5 tys. żołnierzy. Dwie kolejne brygady (ok. 10 tys. żołnierzy) miałoby być gotowych do walki dopiero po upływie 30-45 dni.
Nie trzeba być wojskowym strategiem, aby stwierdzić, że - po pierwsze: siły szybkiego reagowania NATO są raczej niewielkich rozmiarów (5 tys. żołnierzy podstawowej brygady może skutecznie walczyć na terytorium o wielkości powiatu, a nie całego państwa). Po drugie - gotowość do walki dwóch kolejnych brygad "szpicy" pozostawia wiele do życzenia. Okres 30-45 dni na froncie walki oznacza często epokę. To może znaczyć, że w przypadku agresji wroga posiłki wyspecjalizowanych wojsk NATO mogą przyjść zdecydowania za późno. Nie musielibyśmy się martwić niską zdolnością bojową "szpicy", gdybyśmy sami posiadali silną armię (na wzór na przykład Turcji). Niestety ostatnie 8 lat rządów PO-PSL pokazało dobitnie ich dywersyjne zamiary. Zamiast rozwijać i modernizować polskie wojsko, ekipa Tuska i Komorowskiego zaczęła stopniowo je likwidować. Efekt jest taki, że w większości nadal mamy przestarzały sprzęt, a oficjalnie 100 tysięczna armia, ma w swoich zasobach jedynie 41 tys. żołnierzy frontowych (z których większość zostanie niebawem decyzją MON zwolniona ze służby).
Reasumując: z okresu umizgów do Rosji i cięć wydatków na zbrojenia, nic dobrego z tego nie wynikło. Straciliśmy tylko 8 lat. Przykład Ukrainy pokazuje do czego prowadzi rozbrajanie się i liczenie na to że ktoś pomoże. Chcesz pokoju? To szykuj się do wojny.
Źródło: niewygodne.info.pl