Jest to linia frontu niemal kompletnie opustoszała przez mieszkańców, będąc na nocnym patrolu z Opłotem, czasem dostrzegłem pojedyncze światełka lamp, jak latarnie we mgle. Kilka osiedli tkwi jeszcze jak mozaika pustki i nielicznych aktywnych mieszkań- większość linii energetycznych została zerwana, bądź zniszczona przez rakiety. Mieszkańcy posługują się agregatami prądotwórczymi, ale paliwo też kosztuje, więc nie marnuje się go zbyteczne światło, lepiej zapalić świeczkę. Większość czasu i tak muszą spędzać w piwnicach jeżeli chcą przeżyć- miesiące przy świetle świec nie wpłyną zdrowotnie na stan oczu. Duszy tym bardziej.
Niemal opustoszała, nie znaczy, że całkiem.
Żołnierze raczej nie chcą mówić do kamery, oprowadzą po okolicy, nakrzyczą jak się zrobi krok przed nich, więc trzymamy się poleceń: iść za oprowadzającym, w razie czego to on przyjmuje strzał, nie schodzić z drogi- mogą być miny.
Nikt im nawet nie każe ani nas oprowadzać, ani tym bardziej zasłaniać- widzą media i z ust ie zanika: „a pokażcie jeszcze”, „a powiedzcie”, nie raz kierując gdzieś kamerę muszę machać ręką, żeby uciszyć słowa „doradców” mówiących skąd kto i czym strzelał i gdzie w babuszkę trafił moździerz.
Mieszkają w ruinach domów, służbę pełnią w wykopanych schronach, na odsłoniętych blok-postach. Ukryć się można przed pociskami, ale tak to trzeba stać z karabinem w gotowości.
- Ukraińcy daleko?
- daleko, z 700-800 metrów.
Brzmi to jak oksymoron... .
-O, my o Tobie czytali- Siergiej, gdzie to było?-Ty dobry Polak, nie taki jak tamci.
-tamci? Jacy tamci?
- a było tam u faszystów dwóch Polaków, snajperzy. Rotacja jednak była u nich to chyba pojechali.
Kolejni co to wszędzie widzą Polaków i NATO-wskich najemników, pomyślałem. Trzeba ich trochę zbić z tego piedestału, więc pytam o dowody, nagrania. I oczom nie wierzę, jak pokazują mi zdjęcia kilku żołnierzy mówiąc, że to Polacy i rozmawiali z nimi jak rozmawiają z nami.
„Wiesz, to nie jest tak, że my się każdego dnia zabijamy. Czasami na jakimś odcinku jest kilka dni spokoju, to ludzie normalnie rozmawiają- oni chcą przeżyć i my też. Ty pytasz o nagrania, a przecież my tu nie przeprowadzamy wywiadów, ale skoro to takie ważne to następnym razem coś się wymyśli” śmieje się młody chłopak, rzucony w wir wojny.
O Polakach usłyszę tego dnia jeszcze kilkukrotnie. Ostatecznie przekonała mnie opinia żołnierza, który ubolewa nad tym, że krew słowiańska się przelewa, a skorzystają na tym nasi wrogowie. Mówiąc o Polakach po stronie ukraińskiej mówi niemal ze smutkiem; jest starowiercą i wierzy, że pewnego dnia naród słowiański powstanie, bo zle się z ludzkością dzieje. Przy okazji pytam go o pomniki Lenina, stosunek do Stalina: „każdy czegoś potrzebuje, jakiegoś autorytetu- ciężko wymagać, aby nagle ludzie zrozumieli, że to byli kaci Słowian. Trzeba czasu i nie ma co się oburzać” .
I ciągle na każdym blok-poście to samo, ale ja chce wiedzieć jak żyją, więc pytam: co jedzą, jak mieszkają, czy im nie zimno. Odpowiadają, że jak to na wojnie, różowo nie jest, ale przecież nikt do mamy nie ucieknie. Najlepiej mają Ci, którzy stacjonują blisko ludzi, im zawsze mieszkańcy jakąś ciepłą kurtkę przyniosą, dadzą coś lepszego do jedzenia.
Kilka miesięcy temu byliśmy pod linią walk na lotnisku, tam miejscowi żołnierzom przynosili kury, aby zjedli coś pożywnego. Sami nie mieli, a dawali- separatystom? Terrorystom?
Dojeżdżamy na kolejny blok-post. To już placówka kontrolna, betonowe bloki, stanowiska ogniowe, dwa punkty ścisłej kontroli- bez specjalnego pozwolenia nawet Zacharczenki nie przepuszczą. Dookoła jak po bitwie, wszędzie ślady kul, rakiet, moździerzy. Placówka ma jeden cel- wytrzymać napór wroga, aż nie nadejdą posiłki, jeżeli tego nie zrobi to dzielnica może być stracona.
- Ukraińcy daleko? Pytam się dziewczyny w kamuflażu.
- daleko, w lesie.
Stwierdzam, że trzeba uściślić pojęcie „daleko”, las jest nie dalej jak 300 metrów.
Oksana próbuje wyłudzić zgodę od dowódcy na zbliżenie się do pozycji ukraińskich z kamerą. W wolnym tłumaczeniu kamera jest moja, więc … .
„Ależ proszę bardzo, tą drogą na wprost, miło było poznać”. Odmowa, strata dziennikarza na swojej zmianie to obciach. Próbują się za nami wstawić Opłotowcy, jednak słyszą jakże szczerą odpowiedz:
„Kto im musi dać zgodę i komu będą wdzięczni?”
„no...Tobie”
„a czyja będzie wina jak ich odstrzelą?”
„no...Twoja”
„To żegnam państwa, dziękuje za wizytę”
Wracamy do bazy, na „pocieszenie” dowiadujemy się, że możemy z nimi jechać na patrol w nocy- "tak po północy jest najsilniejszy ukropski ostrzał, to może coś zobaczycie." Oby tylko "zobaczycie..."