kto-naprawde-go-zabil e1a50

W rocznicę śmierci Kapelana "Solidarności" n
iezależny dziennikarz śledczy Wojciech Sumliński przekazał Prezydentowi RP Andrzejowi Dudzie petycję ws. wyjaśnienia przyczyn śmierci ks. Jerzego Popiełuszki i przywrócenia śledztwa w tej sprawie prokuratorowi Andrzejowi Witkowskiemu, który nigdy nie przegrał żadnej sprawy. Wojciech Sumliński w oparciu o wyniki śledztwa IPN na jednym ze spotkań z Polonią kanadyjską w ubiegłym roku w Toronto jasno powiedział kto stoi za męczeńską śmiercią bł. ks. Popiełuszki: "Mordercami księdza Jerzego Popiełuszki byli Jaruzelski i Kiszczak, bo to oni tą zbrodnię wymyślili. Przy współpracy Wojskowych Służb Wewnętrznych, czyli późniejszych Wojskowych Służb Informacyjnych i pod ścisłym monitoringiem oficerów GRU." 
Całość nagrania, gdzie znajdziecie państwo o wiele więcej interesujących informacji poniżej. Zachęcam również do zapoznania się ze świeżym wywiadem jaki został udzielony dla Fronda.pl przez Wojciecha Sumlińskiego.

 
Materiał video:
Wojciech Sumliński - dlaczego ksiądz Jerzy Popiełuszko?


- Sądowi Najwyższemu odmówiono wglądu do dokumentów dotyczących okoliczności śmierci ks. Jerzego Popiełuszki. To chyba jedyna sprawa, w której Sądowi Najwyższemu odmówiono wglądu do akt – mówi dziennikarz śledczy Wojciech Sumliński.


Jakub Jałowiczor: Właśnie minęła rocznica – wszyscy mówią: śmierci, ale prawdopodobnie jest to rocznica jedynie uprowadzenia ks. Jerzego Popiełuszki. Jest pan jednym z autorów apelu o wyjaśnienie sprawy przez instytucje państwowe. Kto powinien się tym apelem zainteresować, żeby do tego w końcu doszło?

Wojciech Sumliński: Apel kierujemy do pana prezydenta Andrzeja Dudy. Jako głowa państwa ma on możliwość wszczęcia wielu działań. Gdyby swoim autorytetem poparł tę petycję i zgodził z koniecznością bezwzględnego wyjaśnienia tej sprawy w duchu sprawiedliwości, prawdy i uczciwości, to myślę, że byłoby to bardzo dużo. Bardzo liczymy na to, że w nowej rzeczywistości, która być może nastanie tej jesieni nowy minister sprawiedliwości i nowy premier zainteresują się tą sprawą. W tym roku odchodzi w stan spoczynku prokurator, który badał sprawę dwukrotnie – Andrzej Witkowski. Dwa razy w kluczowym momencie odsuwano go od śledztwa, więc go nie dokończył. Andrzej Witkowski jest człowiekiem nie tylko niemłodym, ale też bardzo doświadczonym. Niszczono go przez wiele lat. Przez lata stał się jednak zwornikiem wiedzy na temat tej zbrodni. Spływały do niego informacje oficjalne i nieoficjalne. Ludzie zawierzali mu tajemnice dotyczące tej sprawy, których nie zawierzyliby nikomu innemu. To jest człowiek-instytucja, jeśli chodzi o wyjaśnienie tej zbrodni. Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych. Ja twierdzę, że Andrzej Witkowski w tej sprawie jest nie do zastąpienia. Badał ją od 1990 r. To niezwykle doświadczony prokurator. Prowadził 300 spraw o zbrodnie i nie poniósł ani jednej procesowej porażki. Zbudował cały zespół śledczy, w skład którego wchodziło kilku prokuratorów, kilku policjantów, kilku biegłych, którzy robili kwerendy archiwalne. Całe ustalenia tej 12-osobowej grupy pokazywały jednoznacznie, że ks. Jerzy Popiełuszko nie został zamordowany 19 października. Został wtedy uprowadzony, ale jego męczeństwo było większe niż nam się wydaje. Jak już to wiele razy mówiłem, nie chodzi „tylko” o wyjaśnienie męczeństwa wspaniałego, bohaterskiego, świętego kapelana Solidarności. Chodzi także o to, że na kanwie tej zbrodni zawierano rozmaite pakty i układy. Już 30 października, jak pokazuje notatka, do której dotarł prokurator Witkowski, doszło do spotkania Tadeusza Mazowieckiego, Bronisława Geremka, Mieczysława Rakowskiego, Czesława Kiszczaka i Wojciecha Jaruzelskiego. To była pierwsza rozmowa o tym, co należy robić z Polską, jak ją dzielić. W dniu oficjalnego wydobycia zwłok księdza Popiełuszki – bo naprawdę wydobyto te zwłoki 4 dni wcześniej – jego rzekomi przyjaciele: Mazowiecki i Geremek siadają do jednego stołu z tymi, którzy wydal na niego wyrok śmierci i dzielą Polskę między siebie niczym tort. Straszna historia, która dotąd nie znalazła pointy. Andrzej Witkowski wielokrotnie mówił i udowadniał: poza czasem i miejscem uprowadzenia ks. Jerzego Popiełuszki, wszystko, co wmawiano ludziom na procesie toruńskim i później jest zwyczajnym kłamstwem. Gdybyśmy wyjaśnili tę zbrodnię do końca, to nie tylko przywrócilibyśmy prawdę o męczeństwie ks. Jerzego, na co zasługuje jak chyba nikt inny. Przede wszystkim pokazalibyśmy najnowszą historię Polski tak, jak wygląda ona w całości. Na kanwie tej zbrodni zbudowano wiele mitów. Kreowano wiele fałszywych autorytetów. Dowiedzielibyśmy się, kto zawierał pakty i układy z mordercami. Jaka była cena za milczenie, za zostawienie tej sprawy bez wyjaśnienia. Dowiedzielibyśmy się, kto wiele lat później mordował świadków podważających wersję ustaloną podczas procesu toruńskiego. Proces toruński był pierwszym polskim reality show. To pewien paradoks – wszyscy wiedzą, że ten proces był pewnego rodzaju grą, teatrem dla opinii publicznej, a jednak wersja ustalona w tym teatrze, do dziś obowiązuje. To kuriozum i wewnętrzna sprzeczność. Kiedy Andrzej Witkowski jako jedyny formalnie zadał kłam tej wersji, natychmiast rzucono się na niego ze wszystkich stron i niszczono go, jak niszczono ks. Stanisława Małkowskiego, a wcześniej ks. Popiełuszkę. Tak, jak niszczy się każdego, kto próbuje pokazać prawdę o tej sprawie. Wskażę tylko jedną rzecz. Sąd Najwyższy w moim procesie z Waldemarem Chrostowskim, rzekomym bohaterem, stwierdza: my nie wiemy, czy Chrostowski był agentem SB, czy nim nie był, dlatego, że nie mieliśmy wglądu do części dokumentów, dlatego, że znajdują się tzw. zbiorze zastrzeżonym. Sądowi Najwyższemu, najwyższej instytucji sądowej w Polsce odmówiono wglądu do dokumentów dotyczących okoliczności śmierci ks. Jerzego Popiełuszki. To chyba jedyna sprawa, w której Sądowi Najwyższemu odmówiono wglądu do akt. Pytałem o to wielu prawników i powiedzieli mi, że nie znają drugiego takiego przypadku.

Często pada też zarzut, że grzebanie w tej sprawie szkodzi procesowi, wcześniej beatyfikacyjnemu, a teraz kanonizacyjnemu.

Taki argument usłyszałem po raz pierwszy w 2005 r. kiedy dotarłem do ks. Andrzeja Przekazińskiego, dyrektora muzeum Archidiecezji Warszawskiej, przyjaciela ks. Popiełuszki. Pojechałem do niego z kamerą jako dziennikarz TVP. W pierwszym zdaniu mi mówi: „Niech pan wyłączy kamerę”. Wyłączyłem. „Niech pan zostawi tę sprawę”. „Dlaczego?” - pytam. „Zaszkodzi pan beatyfikacji Jurka. Ja chcę doczekać jego beatyfikacji, a wy swoimi działaniami jej zaszkodzicie”. Odpowiedziałem, że przecież ojciec święty Jan Paweł II w swoim testamencie powiedział, że wie o tym, iż ta zbrodnia wyglądała inaczej. I domagał się, prosił, by ją wyjaśnić. Znam homilie ks. Jerzego niemal na pamięć, on niemal w każdej używa tego słowa: prawda, prawda, prawda. Odmieniana przez tysiąc przypadków. Prawda wyzwala. Tylko i wyłącznie prawda. To jest ostateczne kryterium. Trzeba trzymać się prawdy. Jeżeli ktoś docieka prawdy w sprawie okoliczności ks. Popiełuszki, to cóż to może szkodzić procesowi beatyfikacyjnemu? Czy ks. Jerzy nie zasługuje na to, by pokazać, jak wielkie było jego męczeństwo, które zaczęło się na wiele miesięcy przed zbrodnią? On szedł na śmierć samotny. Opuszczony przez własne środowisko. Niszczony. Robiono mu straszliwą czarną propagandę. Prawda na pewno nie zaszkodzi procesowi kanonizacyjnemu, tak jak nie zaszkodziła procesowi beatyfikacyjnemu. Jeśli ktoś tak twierdzi, to jest to po prostu przykre, bo taki argument to swego rodzaju manipulacja. Niech ci, którzy nie chcą prawdy nie zasłaniają się procesem kanonizacyjnym. Co do ks. Przekazińskiego, to każdy z nas został przy swoim zdaniu. I co się okazało? Dwa lata później PN publikuje dokumenty, z których wynika, że ks. Przekaziński był agentem SB, który donosił na ks. Jerzego. Nie chodziło mu o to, że moje działania zablokują proces beatyfikacyjny. Chodziło mu o to, żeby ktoś nie dotarł do dokumentów dotyczących jego samego. Kiedy słyszę takie argumenty, czasami myślę o tej postaci. I zastanawiam się, czy opór niektórych ludzi nie ma przypadkiem drugiego dna.

Z tego, co mówi pan o układach zawieranych po śmierci ks. Jerzego wynika, że osób, które nie chcą prawdy może być dużo i mogą być wysoko postawione.

Z całą pewnością tak jest. To nie jest zwyczajna sprawa. Uważam ją za jedną z najważniejszych dla zrozumienia najnowszej historii Polski. Ks. Stanisław Małkowski chyba jako pierwszy nazwał ją zbrodnią założycielską III RP. W stu procentach podpisuje się pod tą wypowiedzią. To rzeczywiście była zbrodnia założycielska III RP.

Wydał pan książkę, która dotyczy innej sprawy, a mianowicie tego, co „Masa” zeznał, a raczej czego nie zeznał na temat polskiej mafii. Czy mafia pruszkowska to jest zamknięty temat? Zjawisko z lat 90., które już nie istnieje?

Ta książka nie jest opowieścią o gangsterach. Jarosław „Masa” Sokołowski mówi dużo o gangsterach. Jednak cały zarząd „Pruszkowa” to byli w PRL agenci Służby Bezpieczeństwa i Wojskowych Służb Wewnętrznej. Dokładnie cały zarząd. Jarosław Sokołowski tam, gdzie trzeba było o tym powiedzieć - bo na procesie karnym trzeba mówić całą prawdę - gryzł się w język i starał się powiedzieć jak najmniej. Potem wyjaśnił w wywiadzie dla Onetu, że o niektórych rzeczach mówić nie będzie, bo byłoby to zbyt niebezpieczne. Uczciwie przyznał, że mówi prawdę, ale tylko jej część. Książka jest o tym, czego nie mówi Sokołowski. Oczywiście grupa pruszkowska była największą organizacją przestępczą działającą w Polsce w latach 90. i na początku XXI w., ale to nie była żadna mafia. Pewien prokurator powiedział kiedyś, co to jest mafia: trzy firmy startują w przetargu na kilka miliardów złotych. Jedna ma wielkie doświadczenie, druga ma kontakty międzynarodowe, trzecia powstała miesiąc temu i została założona przez tajne służby. Przetarg wygrywa ta trzecia. To jest mafia. I tym się różni od organizacji przestępczej, jaką był „Pruszków”. Prawdziwą mafię tworzą tajne służby i politycy. Oczywiście we współpracy z gangsterami, bo Pruszkowem się posługiwano. Tam, gdzie trzeba było coś rozwiązać siłowo bywało niejednokrotnie, że oficerowie WSW, a później WSI korzystali z „usług” swoich byłych współpracowników. Czyli tych którzy tworzyli później wierchuszkę organizacji pruszkowskiej, której świadomie nie nazywam mafią. To była świetnie zorganizowana grupa, największa w Polsce, mająca swoje agendy na Śląsku, w Olsztynie, Szczecinie, Gdańsku. O tym Sokołowski mówi zgodnie z prawdą, potwierdzali mi to oficerowie z CBŚ. Służby pozwoliły „Pruszkowowi” działać, ale do pewnego poziomu. Czasem gangsterzy próbowali wejść na wyższy poziom. W Katowicach próbowali założyć loterię finansową „Zielone Bingo”. Po mieście jeździły tramwaje pomalowane na zielono, w Spodku zorganizowano koncert zespołu De Mono na 8 tys. ludzi, co miało być otwarciem loterii. Jednak uruchomienie jej uniemożliwili funkcjonariusze UOP. Do pewnego poziomu gangsterzy mogli działać, ale wyższy poziom nie był dla nich. „Pruszków” skupił się zatem na haraczach, czerpaniu zysków z nierządu, narkotykach, napadach na TIR-y. Nie weszli nigdy do prawdziwego wielkiego biznesu, którym zajmowały się tajne służby. Takiej organizacji jak „Pruszków” dziś już nie ma. Tu się z „Masą” zgadzam - to była największa organizacja typowo gangsterska w Polsce. Jednak to nie była mafia. Sokołowski dziś otwarcie mówi: my przy prawdziwej mafii byliśmy mafią trzepakową. To są jego słowa potwierdzone przez ludzi z CBŚ, z którym rozmawiałem.

Grupy porównywalnej z „Pruszkowem” już nie ma, ale środowisko WSI mimo rozwiązania tej służby cały czas istnieje. Czy układ między służbami a gangsterami nadal funkcjonuje?

Ależ oczywiście, że tak się dzieje. Siedzący obok mnie ks. Małkowski miał być tego ofiarą jeszcze w latach 80. Grzegorz Piotrowski zeznał na procesie toruńskim, że idealnie by było gdyby, jak się wyraził Piotrowski, Małkowskiego napadł jakiś bandziorek, a jeszcze lepiej by było, gdyby tego bandziorka potem złapano. Generalnie służby posługiwały się takimi ludźmi wtedy i posługują się dzisiaj. To jest dla nich w jakiś sposób bezpieczne. Wynajmuje się łobuzów, żeby utrudniali czy wręcz niszczyli określonym ludziom życie. To bywa bardzo skuteczne. Wokół ks. Jerzego Popiełuszki działały całe grupy recydywistów, którzy mieli immunitet i mogli robić co im się żywnie podobało. Tzw. Milicja Obywatelska nie była w ogóle zainteresowana ich działalnością. To się działo wtedy i to się dzieje dziś. Ja miałem wielkie podejrzenia, że pobicie ks. Stanisława, które miało miejsce rok temu dokonane przez recydywistę, któremu ksiądz pomagał po jego wyjściu z wiezienia, to właśnie taki mechanizm. Wiele przesłanek na to wskazywało. Na początku prokuratura umorzyła sprawę. Ksiądz miał na całym ciele ślady pobicia, widać było, że ma podbite oczy i siniaki. Co w takim razie oznaczało umorzenie sprawy? Że ks. Stanisław sobie to wszystko wymyślił. Sprawcę znaleziono, ale śledztwo umorzono, co de facto miało oznaczać, że nie było żadnego pobicia, a ksiądz pobił się sam. Dopiero kiedy zaszły jakieś zmiany w prokuraturze, drugi prokurator wszczął śledztwo w tej sprawie. Kontakty na linii służby – gangsterzy były i są. Jest na to wiele dowodów. 
 
Źródło: fronda.pl 
Foto: facebook.com / youtube.com / sumlinski.pl

Powiązane:


Kontrrewolucja informacyjna!

Masz ciekawe informację? Zarejestruj się i podziel się nimi!
Wystąp z inicjatywą i zostań liderem OMON-u w swoim mieście! Poszukujemy chętnych do współpracy na zasadzie oddolnego i niezależnego dziennikarstwa. Zbudujmy wspólną strukturę wiadomości regionalnych! 
Kontakt: 
 
"Zbuduj z nami naszą nową rzeczywistość".

OMON - skr. OUR MEDIA & OUR NEWS
0% Cenzury i Propagandy
50% Zysków dla Najaktywniejszych Użytkowników
100% Otwartego i Oddolnego Dziennikarstwa

OMON.pl to pierwszy portal informacyjny tego rodzaju w Polsce. Dzieli się ze swoimi najlepszymi użytkownikami połową zysków(50%) uzyskanych z reklam i darowizn pod koniec każdego roku kalendarzowego. 
Jest to nowatorska koncepcja otwartego i oddolnego dziennikarstwa, gdzie każdy ma szansę zamieścić dowolną wiadomość, materiał filmowy, zdjęcie itp.
Każdy zarejestrowany użytkownik ma również szansę ocenić dany artykuł i materiał, który przypadł mu do gustu i zasłużył na upublicznienie po przez przyznanie medalu. Użytkownicy z największą liczbą uzyskanych medali pod koniec roku kalendarzowego dostają odpowiedni procent z dochodów portalu, odpowiadający ich miejscu rankingowemu.
Charakter portalu odpowiada strukturze wojskowej, gdzie uzyskuje się odznaczenia i stopnie wojskowe, za określone działania związane z aktywnością na portalu jak i poza nim. Im większy stopień wojskowy(odpowiadający określonej liczbie medali), tym większe możliwości, uprawnienia i oddziaływanie w jakim kierunku ma się rozwijać portalu OMON.pl. Za wybitne osiągnięcia i od stopnia podoficerskiego można otrzymać odpowiednie odznaczenia i szarże do rąk własnych.
Portal ma stanowić alternatywę i przeciwwagę dla obecnych mediów głównego nurtu, gdzie informacje i wiadomości są kierowane i zatwierdzane odgórnie.
Portal OMON.pl daje całkowicie wolną rękę swoim użytkownikom, nie cenzuruje kontrowersyjnych treści, czy ciężkich tematów, które nie są poruszane przez mainstreamowe media, celowo bądź nie. 
OMON ma na celu zintegrować wokół siebie wszystkie niezależne środowiska, witryny, blogi, dziennikarzy, aby zbudować i wykreować zupełnie nową rzeczywistość, jak i jakość w polskiej przestrzeni medialnej.


Zapraszam do rejestracji pod moim linkiem polecającym.
http://omon.pl/index.php/rejestracja?invitecode=chemik87 
 
Jeżeli posiadasz Facebooka zapraszam do polubienia fanpage'a pod adresem: 
https://www.facebook.com/OmonPL