Stanisław Kowalski ze Świdnicy pobił rekord świata w biegu na 60 metrów i w pchnięciu kulą podczas Drużynowych Halowych Mistrzostwach Polski Weteranów, które odbyły się w weekend w Toruniu.

Materiał video:
{youtube}https://www.youtube.com/watch?v=IL5DZZRJrmw{youtube}

W zawodach w Toruniu uczestniczyło 140 zawodników, którzy ustanowili aż 14 rekordów Polski i 2 rekordy świata. Te ostatnie pobił świdniczanin. 104-letni Stanisław Kowalski w kategorii wiekowe M 100 był bezkonkurencyjny w biegu na 60 m (czas 19.72) i w pchnięciu kulą (5.08 m). To nie pierwsze rekordy seniora, bo w maju pobił rekord Europy w biegu na 100 metrów. 

Pan Stanisław urodził się 14 kwietnia 1910 roku w powiecie Końskie. Od ponad 20 lat mieszka razem z 78-letnią córką w Świdnicy. Pochodzi z długowiecznej rodziny. Mama dożyła 99 lat, żona i teściowa 90. 
Senior jest w znakomitej formie mimo, że nie miał łatwego życia. Przeżył dwie wojny i zwłaszcza ta druga dała mu się mocno we znaki. 
- Dziadek nie raz opowiadał o czasach okupacji, o ukrywaniu się przed Niemcami w stogach siana, spaniu w jakiś normach na mrozie, o tym, że chodził głodny – wspomina jego wnuk Marek Baszak. - Potem przez lata była ciężka praca na kolei i na gospodarstwie rolnym. Odpoczywa to on dopiero od 25 lat, kiedy to zamieszkał w bloku u córki i wszyscy się nim opiekujemy, choć on niekoniecznie to lubi – dodaje. 
Pan Stanisław wytyka, że bliscy czasem traktują go jak staruszka. Do lekarzy każą chodzić, badać się i oszczędzać. 
- Bo dziadka to trzeba pilnować jak dziecko. Jak kiedyś miał brać lekarstwa, to tabletki znaleźliśmy potem schowane za łóżkiem – odpowiada pan Marek. 
Wnuk podkreśla jednak, że dziadek zawsze miał niezwykłą pogodę ducha i poczucie humoru.
Uwielbia na przykład żartować sobie z tego jak bardzo muszą nie lubić go w ZUS-ie za to że wciąż muszą mu płacić emeryturę. 
- To człowiek, który się nigdy niczym się nie stresuje. No może jedynie grą w totolotka, bo gra nałogowo. Z sukcesami zresztą, choć te odległe. 30 lat temu trafił „5” - opowiada Marek Baszak. 
Pytany o sposób na dobre zdrowie i długowieczność pan Stanisław odpowiada że do tego trzeba z pewnością dobrych genów, ale też chęci do życia. - Nie wolno też objadać się i raczej nie jadać na noc. Ale trzeba sobie też dawać luz. Ja czasem to nawet i trzy kawy dziennie wypiję, choć nie powinienem. Ba! Zdarza mi się nawet trochę alkoholu. Konieczny jest też ruch. Siedzenie w domu nikomu nie pomaga - mówi. 
Sam przez kilkadziesiąt lat dojeżdżał 12 kilometrów do pracy na rowerze. I to niezależnie od pory roku i aury na dworze. 
*** 
Kiedy rodzina zabroniła mu jazd zaczął chodzić. Każdego dnia maszeruje nawet po 10 kilometrów przy okazji sprawdzając swoją kondycję. Lubi wypatrywać kogoś dużo młodszego przed sobą i go gonić, albo choć dotrzymywać mu kroku. Zazwyczaj mu się ta sztuka udaje. To właśnie podczas takiego spaceru zauważył go kiedyś starosta świdnicki, sam na co dzień mocno związany ze sportem (jest szefem Dolnośląskiego Związku Lekkiej Atletyki). Kiedy poznał dziarskiego seniora, przekonał się ile w nim pogody ducha, postanowił pokazać innym, że w formie można być w każdym wieku. 
- A pana Stanisława do próby bicia rekordu nie trzeba było długo namawiać – mówił. 
I choć córka seniora denerwowała się, że ojciec chce w tym wieku wyczynowo uprawiać sport, senior postawił na swoim. Oklaskiwany przez kilkaset osób stanął na bieżni stadionu lekkoatletycznego wrocławskiego AWF i przebiegł sto metrów najszybciej jak potrafił. Na mecie wcale nie był zmęczony. 
- Czuję się tak, jakbym się dopiero narodził – oznajmił. Zaznaczył, nie przygotowywał się specjalnie do tej próby. Przez ostatnie dni jak zwykle maszerował. A miał jedynie dodatkowe trzy treningi, aby zapoznać się z bieżnią. 

*** 
- Dziadek z dnia na dzień stał się gwiazdą i ta popularność bardzo mu się podobała. Wywiady, zdjęcia, rozmowy. Był w swoim żywiole. To jeszcze dodało mu skrzydeł i odmłodziło – mówi Marek Baszak. Przyznaje jednak, że musiał go chronić przez tym oblężeniem mediów. 
- A to chcieli filmować dziadka na siłowni, choć przecież na nią nie chodzi, a to podczas treningu na bieżni. Musiałem być asertywny i mówić nie – opowiada. 
Dziś pan Stanisław jest w Świdnicy rozpoznawalny, zwłaszcza w dzielnicy gdzie mieszka ma sporą grupę fanów. Przyznaje, że lubi ludzi, lubi zatrzymać się, porozmawiać i pożartować. 
Ma też swoją stronę w internecie, gdzie rodzina gromadzi materiały, które na jego temat opublikowano. 
 
 
Źródło: swidnica.naszemiasto.pl