- Autor: chemik87
- Kategoria: ROZRYWKA I KULTURA
- Odsłony: 3202
Jak Polacy reagują na zapytanie o możliwość spędzenia wspólnej wigilii przez nieznajomego? Czy zostawianie wolnego miejsca dla zbłąkanego wędrowca to tylko pusta tradycja? Zobaczcie sami...
Materiał video:
https://www.youtube.com/watch?v=mfHqr4N1vzM
- Autor: Tester
- Kategoria: ROZRYWKA I KULTURA
- Odsłony: 2926
Znany polski youtuber z kanału Bobson Pranks sprawdza, czy prawdą jest że okazja czyni złodzieja?
Sprawdźcie sami...
https://www.youtube.com/watch?v=qUQOSP1TdFY
- Autor: Tester
- Kategoria: BIZNES I FINANSE
- Odsłony: 3182
Strasznie pan okrutny?
Dlaczego?
Rozwiewa pan przekonanie, że co jak co, ale transformacja ekonomiczna to nam się udała. Wprawdzie było ciężko, lecz teraz jesteśmy już na najlepszej drodze do trwałego rozwoju. Tymczasem czytając pana najnowszą książkę „Patologia transformacji”, można dojść do wniosku, że polskie przejście od komunizmu do wolnego rynku było niewypałem. A cały związany z tym trud i wyrzeczenia – daremne.
Wcale nie mówię, że to był wysiłek daremny. Uważam, że system gospodarki planowej był nonsensowny. I dobrze się stało, że został zlikwidowany. Podobnie jak panujący przed rokiem 1989 system komunistyczny zakładający, że każdy, kto myśli inaczej, jest wrogiem i należy go zniszczyć. Sam należałem do tych obywateli PRL, którzy nie chcieli się pogodzić z tamtą rzeczywistością. Dowodem niech będzie moja własna biografia. Walczyłem na wojnie, siedziałem w więzieniu i łagrze w Związku Radzieckim, wyrzucano mnie z pracy, był okres, kiedy nie wolno mnie było nawet cytować w pracach naukowych. Mało tego. Sam byłem autorem pierwszego projektu transformacji ekonomicznej.
Przed Balcerowiczem?
Na długo przed nim. W 1972 r. Zakład Prakseologii PAN, którym kierowałem, przygotował plan daleko idących reform gospodarczych. I referowałem to u ministra Tadeusza Wrzaszczyka (który był głównym strategiem ekonomicznym ekipy Gierka – red.). Ten plan przewidywał likwidację zjednoczeń (czyli organów zarządzania całymi branżami usług i przemysłu w czasach PRL – red.), wielu niepotrzebnych ministerstw i stworzenie jednego ministerstwa gospodarki. Proponowaliśmy daleko posuniętą samodzielność kierowników przedsiębiorstw, a w terenie wprowadzenie elementów wolnego rynku. Do tego stworzenie stutysięcznej armii bezrobotnych.
Armii bezrobotnych?
Chodziło o to, żeby skończyć wreszcie z zasadą „czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy”. Pamiętam taką sytuację. Zatrudniałem osobę, która pracowała „na niby”. Więc ją zwolniłem. W ciągu pół roku miałem 25 interwencji w jej sprawie. A to z komitetu partyjnego, a to z dzielnicowego, a to znów ze związku zawodowego. Po to miał być ten rezerwuar 100 tys. bezrobotnych. Żeby była groźba zwolnienia.
I jaka była reakcja?
Usłyszałem, że to są koncepcje antysocjalistyczne i antypartyjne. Z mojej perspektywy jest więc oczywiste, że należało przejść od komunizmu do wolności gospodarczej i swobody politycznej. I dobrze, że w 1989 r. to się stało.
W czym więc problem?
W tym, że polska transformacja została przeprowadzona źle. Mało tego. Ona była zrobiona skandalicznie źle. Ludzie, którzy za nią stali, byli niekompetentni, a niektórzy i nieuczciwi. A przeprowadzona przez nich „reforma gospodarki” polegała głównie na likwidacji potencjału ekonomicznego tego kraju. Bardzo dziękuję za takie „osiągnięcie”!
Pan mówi „likwidacja potencjału ekonomicznego”. Autorzy transformacji powiedzieliby o „koniecznych dopasowaniach naszej zacofanej gospodarki do twardych reguł wolnego rynku i kapitalizmu”.
Powiedziałbym nawet ostrzej. Nas wtedy po prostu okradziono.
Aż tak?
Mój Boże, mogę panu podać konkretne przykłady. Weźmy choćby prywatyzację. 92 proc. polskich przedsiębiorstw przeznaczonych na sprzedaż było wówczas ocenianych i wycenianych przez podmioty zagraniczne. Efekt był taki, że niektóre z nich sprywatyzowano za cenę niższą, niż wyniosły koszty ich oceny.
Mówi pan o przedsiębiorstwach stojących zazwyczaj na granicy bankructwa.
Ich trudna sytuacja była w dużej mierze pochodną fatalnego przeprowadzenia polskiej transformacji. Cała nonsensowna polityka antyinflacyjna dokonywana poprzez natychmiastowe otwieranie granic. Plus takie narzędzia jak popiwek oraz 10-krotny skok oprocentowania kredytów. Przecież to był dla ogromnej części polskiego przemysłu wyrok śmierci. Na domiar złego Polska po 1989 r. nie miała strategicznego planu dotyczącego polityki przemysłowej. Nie oceniono na spokojnie, które gałęzie przemysłu są perspektywiczne i które warto rozwijać, bo mogą przynosić nam zyski, gdy sytuacja się uspokoi. Sprzedawano na ślepo. Efekt był taki, że duża część potencjału gospodarczego została po prostu zmarnowana. Nasze najlepsze przedsiębiorstwa, które miały szanse konkurowania na zagranicznych rynkach, zostały kupione przez kapitał zagraniczny tylko po to, żeby je zaraz pozamykać albo prowadzić marginalną produkcję jakichś elementów.
Jakieś przykłady?
Choćby wrocławski Zakład Komputerowy Elwro, który zakupił niemiecki Siemens, zwolnił bez mała całą załogę, a w jednym pozostałym budynku wprowadził marginalną produkcję wiązek przewodów do komputerów produkowanych w Niemczech. W Dzierżoniowskich Zakładach Radiowych, gdzie z 7 tys. załogi zostało tylko 10 proc., unieruchomiono technologiczne linie specjalistyczne, w rezultacie zbankrutowały zakłady w Wałbrzychu, Jaworze, Nowej Rudzie, Państwowe Przedsiębiorstwo Polam, produkujące urządzenia świetlne w Poznaniu, gdzie w jednym pozostałym budynku produkuje się kartony. Zlikwidowano Megatex w Warszawie, przedsiębiorstwo realizacji obiektów elektrycznych i przemysłowych itd., itd.
Mamy też liczne przykłady zakupu wręcz za darmo.
Choćby Zakłady Produkcji Papieru i Celulozy w Kwidzynie. Były one jedną z licznych inwestycji zaplanowanych w czasach Gierka. Zakłady wytwarzały połowę papieru gazetowego w Polsce i były największym w Europie producentem celulozy. Sprzedano je w 1990 r. amerykańskiemu koncernowi International Paper Group. Inwestor zapłacił 120 mln dol. za 80 proc. akcji. Dostał jeszcze za to od rządu kilkuletnie zwolnienie podatkowe, które – jak się potem okazało – opiewało na kwotę 142 mln dol. To był efekt jednej z pierwszych decyzji nowego właściciela, który podniósł ceny papieru o 150 proc. Kilka lat później jeden z dyrektorów International Paper Group pochwalił się transakcją w rozmowie z branżowym czasopismem „Journal of Business Strategy”. Mówił, że polski rząd wydał na zbudowanie fabryki trzy do czterech razy tyle, za ile ją sprzedał. I że za podobną cenę takiej fabryki nie udałoby się dziś kupić nigdzie na świecie. Ten zakład nie był jego zdaniem żadną ruiną, lecz nowoczesnym, zaprojektowanym według zachodnim wzorców przedsięwzięciem. Inny przykład to cementownie Górażdże i Strzelce Opolskie. Zbudowano je za Gierka w związku z przewidywaną rozbudową polskiej infrastruktury drogowej, ale w latach 90. zostały sprzedane po śmiesznie niskiej cenie firmom belgijskim. W ten sposób obecna budowa polskich autostrad nie staje się źródłem zysku producentów polskich, lecz raczej zagranicznych.
To chyba nie do końca fair. Polska gospodarka dostała jednak wtedy zastrzyk świeżego kapitału i technologii.
Cóż z tego. Co z tego, że u nas produkuje Fiat albo Opel. Jeśli pan sprawdzi, ile te firmy płacą swoim robotnikom we Włoszech czy w Niemczech, zrozumie pan różnicę. Według mnie nie ma co się oszukiwać. Polska transformacja to była klasyczna neokolonizacja. Widziałem takie rzeczy w Afryce.
Panie profesorze, gdzie Afryka, a gdzie Polska.
Będę bronił tego porównania. Każdy ekonomista wie doskonale, że kapitalizm to system twardy i bezwzględny. Jedną z jego podstawowych cech jest to, że zawsze jest nastawiony na ekspansję. A po 1989 r. to Polska stała się terenem takiej ekspansji. Wiem, o czym mówię, bo akurat na przełomie lat 80. i 90. pracowałem w Burundi (Witold Kieżun kierował tam misją rozwojową ONZ w tym kraju – red.). Widziałem tam bardzo podobne procesy i patologie. Pamiętam historię pewnej burundyjskiej fabryki kawy, która miała zostać sprywatyzowana. Oczywiście natychmiast pojawili się komercyjni zachodni doradcy, którzy mieli obiektywnie wycenić wartość fabryki. Jak zobaczyłem wyniki ich analiz, złapałem się za głowę i zaproponowałem prezydentowi Burundi, że powołamy tajną komisję ekspertów ONZ, którzy sprawdzą tę wycenę. I faktycznie. Moim ludziom wyszło, że fabryka jest warta 5 razy tyle. Nabywcy natychmiast podnieśli swoją ofertę trzy i pół razy. I nadal im się to świetnie opłacało. W Polsce było niestety bardzo podobnie. Może nawet było to jeszcze smutniejsze.
Dlaczego smutniejsze?
Ponieważ z punktu widzenia zagranicznych inwestorów Afryka to był trudny teren do inwestowania. Braki w infrastrukturze, słabo wykwalifikowani robotnicy. Na tym tle Polska to było jakieś nieprawdopodobne eldorado. Pamiętam doskonale rozmowę ze znajomym belgijskim importerem kawy. Był w Polsce i po powrocie opowiadał mi o niezwykłych perspektywach zrobienia tam złotego interesu. Z jego punktu widzenia sytuacja była niewiarygodna: kraj w środku Europy, z wykwalifikowaną siłą roboczą i dobrze wykształconymi inżynierami, średnią płacą w wysokości 40 dol. miesięcznie i wprost niewiarygodnie wysoką siłą nabywczą dolara. Twierdził, że można tam bardzo tanio kupić średniej wielkości przedsiębiorstwo państwowe. Nawet tzw. komisyjne, czyli prowizje dla decydentów, było nieporównywalnie niższe niż gdzie indziej.
Dlaczego tak się działo?
Już mówiłem. Niekompetencja, ale i nieraz nieuczciwość ludzi zawiadujących Polską transformacją.
Łatwo dziś rzucać oskarżenia o nieuczciwość.
Jest taki raport Banku Światowego. Zapytano – oczywiście anonimowo – firmy działające w Europie Środkowo-Wschodniej, czy płaciły „prowizje”. 100 proc. z nich odpowiedziało twierdząco.
A zarzut niekompetencji?
Długoletni szef Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego Zdzisław Sadowski opowiedział mi taką historię. W najgorętszym okresie transformacji przyszła do niego Polka mieszkająca na stałe w USA. Powiedziała, że pracuje w zagranicznej korporacji, która doradza przy polskiej transformacji. I mówi Sadowskiemu tak: „Ci Polacy, którzy tu z nami rozmawiają, nie mają zielonego pojęcia o gospodarce. Są jak dzieci. Na wszystko się zgadzają”.
Jeden z ojców polskiej transformacji mówił mi kiedyś z rozbrajającą szczerością: „To była operacja na żywym organizmie. Tylko że żaden z chirurgów nie miał większego pojęcia o medycynie”.
Tym bardziej powinni byli zasięgnąć opinii fachowców. Ludzi, którzy orientują się, że kapitalizm to brutalna gra. I trzeba umieć w nią grać.
Byli tacy?
Oczywiście. W kraju i za granicą.
Gdy Tadeusz Mazowiecki szukał ministra finansów do swojego rządu, pańskie nazwisko było podobno na giełdzie.
Byłem wtedy w Burundi. I dostałem sygnał, że „ktoś” miałby dla mnie „coś”. W sumie żadnych konkretów. Uznałem, że gdyby propozycja była poważna, zostałaby przedstawiona w poważnej formie. Ale mniejsza o moją kandydaturę. Faktem jest, że na zachodnich uniwersytetach czy w kręgach polonijnych było wielu ludzi z ogromnym doświadczeniem, którzy byli gotowi włączyć się w polskie przemiany. W Kanadzie w samym Montrealu są cztery dobre uniwersytety. Pracuje na nich pięciu polskich ekonomistów. I to wybitnych. Komisję złożoną z ekspertów polskich i zagranicznych proponował na przykład redaktor paryskiej „Kultury” Jerzy Giedroyc. Tymczasem w kraju zdecydowano się zrobić transformację pod dyktando młodego, mało doświadczonego Amerykanina Jeffreya Sachsa oraz kilku kapitalistycznie zindoktrynowanych partyjnych naukowców.
Jeden z pionierów polskiej transformacji mówił mi o panu i pańskich krytykujących przemiany kolegach: „Pamiętam tych wszystkich profesorów. Oni na wszystko odpowiadali, że się nie da, że to niebezpieczne. Ale im łatwo było tak mówić, bo nie ponosili politycznej odpowiedzialności. A myśmy musieli działać szybko i w zderzeniu z brutalną rzeczywistością".
Oczywiście, że można było działać szybko. Ale dlaczego to musiało się odbywać według recepty zagranicznych ekspertów? Takich, którzy – jak Sachs – nie rozumieli polskich realiów, a nasz kraj był dla nich co najwyżej poletkiem do ekonomicznych doświadczeń. Inni zaś przyjeżdżali do Polski, żeby zrobić złoty interes. Niektóre kraje naszego regionu podziękowały za ich usługi. Dlaczego my nie mogliśmy postąpić tak samo? Poza tym działanie szybkie nie musi się równać robieniu polityki na oślep. Przecież nawet guru amerykańskiej ekonomii neoliberalnej przestrzegał w 1991 r. polskie władze przed zbyt gorliwym dopasowywaniem się do oczekiwań Zachodu. Milton Friedman mówił wtedy, że kontrola płac nie ma nic wspólnego ze zwalczaniem inflacji. A prywatyzację krytykował mniej więcej tak: „Sprzedaż kluczowych przedsiębiorstw cudzoziemcom uważam za błąd. Po pierwsze dlatego, że moglibyście je sprzedać tylko po bardzo niskich cenach. Prawie za nic. Po drugie, sytuacja, w której duża część środków produkcji danego kraju znajduje się w rękach cudzoziemców, jest na dłuższą metę politycznie nie do zaakceptowania. Pamiętajcie. Cudzoziemcy nie będą inwestować w Polsce po to, żeby pomóc innym, lecz po to, by pomóc sobie. Cudzoziemcy powinni mieć pełną swobodę inwestowania w Polsce, ale tylko wtedy, gdy będzie to w interesie Polski”.
Pan, zdaje się, zapomina trochę o sytuacji, w jakiej znajdowały się wówczas polskie władze. A trzeba przecież pamiętać, że nasz kraj był wtedy bankrutem. Byliśmy uzależnieni od takich instytucji jak MFW. Uczestnicy tamtych wydarzeń przyznają, że tu nie było miejsca na niezależną politykę.
Ale akurat tutaj to Jeffrey Sachs miał rację. On od początku twierdził, że zachodnie banki już dawno spisały na straty polskie zadłużenie. I są gotowe na nowe otwarcie. Trzeba było wtedy powiedzieć, że to są długi zaciągnięte przez komunistyczne władze PRL. A my, rządy wolnej Polski, nie możemy za nie odpowiadać. Powinno się od początku stawiać sprawę właśnie w ten sposób.
I pan sądzi, że wierzyciele by to zaakceptowali?
Proszę pamiętać, że Solidarność to był fenomen o znaczeniu ogólnoświatowym. Sam widziałem to, będąc w USA. To była wielka euforia i historyczna szansa. Należało ją wykorzystać, robiąc transformację po swojemu.
Żeby robić po swojemu, trzeba jednak mieć kapitał.
I polskie państwo go wtedy miało. Zamiast wyprzedawać system bankowy, należało skomasować jego siły i zaciągnąć nowe kredyty zagraniczne. Byłem wówczas doradcą jednego z dużych kanadyjskich banków i wiem, że takie możliwości były. Te pieniądze mogłyby pomóc zrestrukturyzować gospodarkę według długofalowego planu. Dzięki nim moglibyśmy poczekać, aż to wszystko zacznie się odbijać. Ale w Polsce brakuje myślenia długoterminowego. Wynika to pewnie z olbrzymiego bałaganu. Pamiętam, że w latach 90. na moim uniwersytecie Universite de Montreal w Kanadzie powstał projekt pt. „Polska, kraj tranzytu”. Chodziło o budowę autostrady i szerokotorowej linii kolejowej ze wschodu na zachód przez całą Polskę. Miałoby to stać się podstawowym łącznikiem między Europą Zachodnią a obszarem postradzieckim. Udało nam się znaleźć inwestorów w Kanadzie i USA gotowych wyłożyć na projekt pieniądze. Za pośrednictwem Kongresu Polonii wysłaliśmy ten projekt do Warszawy. Odpowiedź nigdy nie nadeszła. Potem sprawdziłem. Sprawa utknęła gdzieś między ministerstwami, rządowymi agencjami. I przypadła na czas politycznego chaosu po upadku rządu Hanny Suchockiej.
Brzmi to wszystko bardzo deprymująco.
Niestety. Kierunek obrany wówczas ustalił strukturę polskiej gospodarki do dziś. Wielki przemysł i handel zdominowane przez kapitał zagraniczny. Podobnie banki. I to jest rzeczywistość. I tę rzeczywistość trzeba przedstawiać bez żadnych upiększeń. Jeszcze do niedawna wierzyłem w łupki.
Znowu te łupki...
Właśnie łupki ratują w tej chwili Amerykę. Dzięki ich eksploatacji gospodarka USA już zaczyna odczuwać pewną ulgę. Nic dziwnego – ceny energii są tam o połowę niższe niż w Europie. Dlatego rozpoczęło się wielkie ściąganie z zagranicy firm i spółek córek działających w różnych branżach, bo koszty produkcji w Ameryce nie są już aż tak wysokie. A to zmniejszy bezrobocie. Już trzy lata temu stawiałem sprawę jasno. Łupki to nasza szansa. Jedyna, by na dobre wydostać się z pozycji ekonomicznych peryferii. Należałoby teraz na dobrą sprawę wejść w to przedsięwzięcie pełną parą. Nie oglądając się przy tym na zastrzeżenia Unii Europejskiej. Najnowsze pomysły Brukseli zmierzają bowiem do tego, by wydobycie łupków utrącić, czyniąc to przedsięwzięcie zupełnie nieopłacalnym. Czołowe kraje Europy – choćby Francja – zakazały u siebie eksploatacji złóż i będą dążyły do tego, by inni poszli w tym samym kierunku.
Czyli wszystkiemu winna Unia.
Ależ nie! Wina leży też po naszej stronie. Przez dwa lata nie potrafiliśmy uchwalić ustawy ekologicznej, bez której nie można wydobywać łupków.
Pytanie, czy faktycznie chcemy je wydobywać. Bo ja się na przykład łupków obawiam.
A czego się tu bać?
Boję się klątwy zasobów. I tego, że kraje najsowiciej obdarzone przez naturę to niekoniecznie te, w których żyje się najlepiej. Odwrotnie. To są zazwyczaj zamordystyczne, kleptokratyczne i niedemokratyczne monokultury gospodarcze. Spójrzmy na Rosję albo na Arabię Saudyjską.
Tu stajemy przed poważnym problemem. Zawiera się on w pytaniu: czy demokracja z nędzą, czy delikatna forma autokratyzmu w stylu II RP i perspektywa bogactwa.
Ja tam wolę demokrację.
Problem polega na tym, jak pan zdefiniuje demokrację. W tej chwili w Polsce demokracja niewiele się różni od autokratyzmu.
Co pan mówi?!
Praktycznie rzecz biorąc, obecna forma polskiej demokracji dzieli ludzi. Wśród moich znajomych jest sporo osób, które działały w PO, i jest spora grupa z PiS. I to są dwie zwaśnione ze sobą grupy. Patrzą na siebie jak na wrogów.
Ostre spory polityczne to przecież sól demokracji.
Ale te spory już nieraz w najnowszej polskiej historii sprawiły, że do życia politycznego wkradł się chaos. Mieliśmy totalne rozdrobnienie sceny politycznej w latach 90. W czasie pierwszej kadencji Sejmu 140 posłów od dwóch do czterech razy zmieniało przynależność partyjną. Jeśli ktoś myśli, że to się skończyło, jest w błędzie. Proszę zwrócić uwagę, że jeszcze niedawno było jedno PiS. A teraz wypączkowały z niego cztery partie. Było jedno ugrupowanie lewicowe. Dziś są trzy. Kiedyś zadałem sobie trud przeanalizowania programu wyborczego PO z 2007 r. W ogóle nie został zrealizowany. Chodzi pan na wybory? A ile osób na liście wyborczej pan zna? Pewnie ze trzech–czterech kandydatów. Nie więcej. Bo ostatecznie skład tych list jest ustalany przez szefostwo partii. Dodajmy do tego realia panujące w administracji. A tu niestety jest tak, że nikt, kto chce zrobić w niej karierę, nie powinien głosić poglądów niezgodnych z poglądami rządzących. Ktoś taki nie ma żadnych szans na stanowisko kierownicze. Mogę jeszcze wymienić brak fachowości po stronie władzy ustawodawczej czy sądowniczej. U nas niektóre ustawy były zmieniane po 120 razy! A typowy spór gospodarczy trwa u nas przed sądem 380 dni! To wszystko są poważne zarzuty każące się poważniej zastanowić nad tym, czy nasza forma demokracji jest faktycznie demokratyczna. Ostatnio czytałem książkę austriackiego wybitnego myśliciela Erika von Kuehnelt-Leddihna pod znamiennym tytułem „Demokracja, opium dla ludu”. Mam wrażenie, że w dzisiejszej Polsce taka diagnoza jest bardzo aktualna.
Witold Kieżun jeden z nestorów polskiej ekonomii i zarządzania. Walczył w Powstaniu Warszawskim. Potem był więziony w sowieckim łagrze. Po wojnie pracował w Narodowym Banku Polskim i Polskiej Akademii Nauk. W 1980 r. wyjechał z kraju. Wykładał na uniwersytetach w USA i Kanadzie. Kierował też ONZ-etowską misją rozwojową w Burundi w Afryce. W latach 90. wrócił do Polski. Obecnie jest związany z Akademią Leona Koźmińskiego w Warszawie. Ma 92 lata.
Źródło: forsal.pl
- Autor: Tester
- Kategoria: SPORT
- Odsłony: 3107
Treningi ciężkoatletów klubu „Elektryczność” z Warszawy, materiał filmowy pochodzi z roku 1938.
http://repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/8204
- Autor: Tester
- Kategoria: KOBIECY KĄCIK
- Odsłony: 3148
Dziś większość przyszłych mam wie, że ćwiczenia w czasie ciąży, tych niezwykłych dziewięciu miesięcy, są bezpieczne.
Mimo to wciąż pokutuje wiele mitów dotyczących aktywności fizycznej w ciąży, a część szczegółowych pytań pozostaje bez odpowiedzi. Na przykład: czy nadal mogę brać udział w treningu ABS? Czy muszę porzucić ulubione bieganie? Czy wskazane byłoby utrzymanie niskiego tętna? Warto wyjaśnić owe nieporozumienia i rozwiać chociaż niektóre wątpliwości po to, by ciężarna mama mogła w pełni cieszyć się ruchem, czerpiąc korzyści z różnorakich ćwiczeń fizycznych.
Mit: Jeśli nie wykonywałaś ćwiczeń zanim zaszłaś w ciążę, nie powinnaś ich rozpoczynać w ciągu najbliższych 9 miesięcy.
Nieprawda. Ciąża to idealny czas, aby się poruszać. Żadne badania, literatura medyczna nie wykazują, że umiarkowane ćwiczenia, takie jak na przykład chodzenie, są niebezpieczne, nawet dla kobiet, które wcześniej prowadziły siedzący tryb życia.Prawdziwym zagrożeniem jest bezczynność, która przyczynia się do nadmiernego przyrostu masy ciała, wysokiego ciśnienia krwi, zwiększa problemy z kręgosłupem, ból z tym związany, a także ryzyko cesarskiego cięcia i cukrzycy ciążowej. Około 70 do 80 % kobiet z cukrzycą ciążową, zapada w późniejszym okresie życia na cukrzycę typu II. Co więcej, ich dzieci również są bardziej narażone na nadwagę i cukrzycę.
Jeśli nie masz prenatalnych powikłań, lekarze zalecają chodzenie 30 do 60 minut dziennie. Oczywiście można ten czas podzielić na krótsze spacerki. Nie ma potrzeby, abyś w tym okresie biła rekordy. Więcej korzyści osiągniesz ruszając się w przyjaznym, umiarkowanym tempie
Mit: Trening wytrzymałościowy i siłowy w czasie ciąży może powodować uszkodzenia stawów.
To prawda, że w czasie ciąży organizm wydziela relaksynę, hormon, który powoduje zwiotczenie więzadeł i poszerzenie przestrzeni w stawach krzyżowo-biodrowych oraz w obrębie spojenia łonowego. W 28-32 tygodniu ciąży relaksyna rozluźnia więzadła kości spojenia łonowego i rozmiękcza tkanki miękkie kanału rodnego, dzięki czemu szyjka macicy też jest rozluźniona, a kanał rodny lepiej przygotowany do tego, by dziecko mogło wydostać się na zewnątrz.Badania przeprowadzone na Uniwersytecie w stanie Georgia, USA, wykazały, że program o niskiej do umiarkowanej intensywności jest bezpieczny, nawet dla nowicjuszek. Ryzyko związane z relaksyną jest w dużej mierze teoretyczne, co potwierdza współautor badania Patrick O'Connor. Do badania zaproszono kobiety w 21 do 25 tygodnia ciąży. Ćwiczyły dwa razy w tygodniu, zwiększając ilość podnoszonej masy średnio o 36%. Ani jedna nie doznała kontuzji. Zanotowano kilkanaście przypadków zawrotów głowy, bóle głowy i bóle miednicy szczególnie w pierwszych tygodniach, zanim uczestniczki nauczyły się prawidłowej techniki oddychania. Ich ciśnienie krwi nie wzrastało ani w trakcie treningu, ani potem. Oczywiście trzeba pamiętać, że intensywny trening siłowy może zwiększyć ciśnienie krwi, dlatego tak ważne jest, by zachować czujność i przerwać ćwiczenia wraz z pierwszymi oznakami zawrotów głowy.
Niektóre kobiety, przestrzegane przez „specjalistów od prenatalnych wypadków” mają wątpliwości, czy ćwiczenia takie jak pompki i przysiady są bezpieczne. Odpowiedź jest prosta - tak, jeśli nie ma przeciwwskazań ze strony ginekologa.
Mit: Jeśli jesteś bardzo wysportowana i do tej pory intensywnie zajmowałaś się aktywnością fizyczną, teraz powinnaś zwolnić.
Rzeczywistość. Możesz zachować swój program treningowy tak długo, jak długo twoje ciało na to pozwala i lekarz nie widzi przeciwwskazań. Jeśli nie ma żadnych komplikacji, kobiety mogą nadal trenować dość intensywnie, ale pod stałym i regularnym nadzorem medycznym.Na początku ciąży, podwyższona temperatura ciała może być szkodliwa dla płodu, dlatego dbaj o odpowiednie nawodnienie, pij w czasie treningu i nie ćwicz na zewnątrz w upale dni. Jeśli chodzi o bezpieczne dla kobiet w ciąży tętno, kilkadziesiąt lat temu zalecano, aby podczas wysiłku fizycznego nie przekraczało ono 140 uderzeń serca na minutę (American College Położnictwa i Ginekologii). Później zweryfikowano owe wytyczne, ponieważ bezpieczna wysokość tętna różni się i może być inna dla każdej z ciężarnych. Wystarczy słuchać swojego ciała i ćwiczyć wtedy, kiedy masz wystarczająco dobre samopoczucie, a zrezygnować z treningu w te dni, gdy czujesz wyraźny spadek energii.
Mit: Bieganie w czasie ciąży jest niebezpieczne.
Nieprawda. Nie można „wytrząsnąć dziecka” biegając. Kołysząc się podczas joggingu w parku, otoczone płynem owodniowym, jest ono bezpieczne i zadowolone. Dopóki nie masz zmian w stawach i więzadłach, możesz spokojnie kontynuować biegi.Niektóre sprinterki biegają przez wiele miesięcy, ale w końcu dyskomfort zmusza je do przejścia na niższe obroty i wyboru takich ćwiczeń, jak chodzenie czy pływanie.
Mit: Nie powinnaś pracować nad wzmacnianiem mięśni brzucha i w czasie ciąży musisz porzucić ulubione ćwiczenia ABS.
To prawda, że po upływie pierwszego trymestru ciąży powinnaś unikać brzuszków na plecach. Twoja rosnąca macica uciska żyłę główną (aortę), co potencjalnie może zmniejszać przepływ utlenionej krwi do ciała (także do łożyska) i powodować zawroty głowy oraz mdłości. Jednak tylko 10% kobiet jest podatnych na tego typu dolegliwości, dlatego dowiedz się, czy jesteś jedną z nich. Istnieje wiele innych sposobów, pozycji, w których możesz pracować nad wzmacnianiem tych bardzo ważnych mięśni, na przykład stojąc lub klęcząc. Dla niektórych kobiet dobrym ćwiczeniem będzie deska, czyli plank.Skonsultuj się z lekarzem
Wybierając odpowiednie ćwiczenia, najpierw skonsultuj się z lekarzem i zapytaj o ewentualne przeciwwskazania. Następnie weź pod uwagę: swoje możliwości i kondycję sprzed ciąży, trymestr ciąży, twoje samopoczucie oraz upodobania związane z aktywnością fizyczną. Poszukaj instruktora, który ma doświadczenie w pracy z kobietami ciężarnymi i do dzieła! Pamiętaj, że ruch to zdrowie nie tylko fizyczne, ale i psychiczne, reguluje pracę serca, płuc, mięśni i stawów, eliminuje bezsenność, poprawia apetyt, korzystnie wpływa na trawienie. Ponadto, regularne ćwiczenia, kondycja fizyczna utrzymywana w czasie ciąży, po urodzeniu dziecka pomogą w pozbywaniu się zbędnych kilogramów i szybszym powrocie do dawnej sylwetki.Anna Czajkowska
Źródło: babyboom.pl
- Autor: Tester
- Kategoria: ROZRYWKA I KULTURA
- Odsłony: 2952
Kojarzysz tego pana z obrazka? To znaczy, że odczuwasz prawdziwą magię świąt... :)
- Autor: Tester
- Kategoria: SPORT
- Odsłony: 3866
Mowa tu o Walterze Ottenadzie Juniorze, który mimo 80 lat potrafi zrobić więcej pompek niż 90% nastolatków obecnego pokolenia.
https://www.youtube.com/watch?v=mgkqJJbKYvg
- Autor: chemik87
- Kategoria: WIADOMOŚCI
- Odsłony: 1833
Po raz kolejny w Niemczech odbyła się manifestacja przeciwko islamizacji kraju i zachodu oraz religijnemu fanatyzmowi. Tym razem w Dreźnie zgromadziło się rekordowo dużo Niemców; policja szacuje, że w proteście uczestniczyło 17 500 ludzi. Organizatorów akcji potępia niemiecki minister sprawiedliwości, Heiko Maas.
Organizatorem cotygodniowej manifestacji jest PEGIDA (Patriotyczni Europejczycy Przeciwko Islamizacji Zachodu). Protest miał pokojowy przebieg i zgromadził o 2 tys. więcej uczestników niż tydzień temu.
Manifestacje w Dreźnie organizowane są od 10 tygodni. Na początku swoje negatywne zdanie o napływie imigrantów z krajów muzułmańskich wyrażało niecałe 1000 osób, jednak z tygodnia na tydzień jest ich coraz więcej.
Lewicowa organizacja Dresdner Nazifrei, opowiadająca się za wielokulturowością, tradycyjnie starała się zakłócić przebieg manifestacji jednak interwencja policji zapobiegła konfrontacji obydwu grup. Przeciwnicy islamizacji są przez nią określani jako faszyści i rasiści.
Sami protestujący twierdzą, że nie mają nic wspólnego z faszyzmem a bronią jedynie swoich wartości i kultury.
Negatywnie do manifestantów odnosi się także niemiecki rząd. Minister Sprawiedliwości, Heiko Maas, oświadczył, że manifestacje organizowane przez PEGIDA są hańbą dla Niemiec. Z kolei Kanclerz Niemiec, Angela Merkel ostrzegła rodaków przed „zwodniczą” retoryką ksenofobicznych środowisk i zapewniła, że w Niemczech panuje wolność zgromadzeń jednak nie ma miejsca na podżeganie do nienawiści.
Islam jest drugą co do wielkości religią w Niemczech skupiającą nawet 4,5 mln wyznawców z czego blisko 1,8 mln to rodowici Niemcy, którzy przeszli na islam. Tylko w 2014 roku do Niemiec przybyło 200 tys. imigrantów z krajów arabskich, głównie z Syrii, Iraku i Afganistanu.
https://www.youtube.com/watch?v=CrCds1hfi0g
Źródło: pikio.pl
- Autor: Tester
- Kategoria: WIADOMOŚCI
- Odsłony: 1871
Przez stulecia alchemicy w swoich laboratoriach bezskutecznie próbowali przemienić ołów w złoto. W XXI w. na Ukrainie udał się proces odwrotny – złoto „zamieniło się” w ołów.
Miesiąc po tym, jak szefowa Narodowego Banku Ukrainy przyznała, że „w skarbcach banku centralnego praktycznie nie ma złota – zostało nieco, ale to zaledwie 1% rezerw”, a kontrolowana przez nią instytucja sprzedała 1/3 krajowych rezerw, wokół ukraińskiego złota robi się coraz ciekawiej. Doniesienia zza naszej wschodniej granicy po raz kolejny potwierdziły, że tak, jak pieniądze lubią ciszę, tak złoto od ciszy jest wręcz uzależnione.
Jak donosi ukraiński portal „Kapitał” – a za nim inne media zza naszej wschodniej granicy - w odeskim oddziale ukraińskiego banku centralnego wykryto przestępstwo. Sztaby, które w dokumentach figurowały jako złoto, okazały się być jedynie … pomalowanym na złoto ołowiem. Stratę banku centralnego, który został wmanewrowany w kupno ołowiu, oszacowano na 5 milionów hrywien (ok. 319 000 dolarów lub 1,112 mln złotych).
To relatywnie niewiele – przy obecnej cenie złota kwota ta pozwala kupić zaledwie kilka kilogramowych sztabek. Oszustwo datowane na okres od sierpnia do października było jednak dosyć zuchwałe. W ostatnich latach głośno było raczej o używaniu do tych praktyk wolframu pokrytego cienką warstwą złota. W 2012 r. takie przypadki wykryto m.in. w Stanach Zjednoczonych, Niemczech i Wielkiej Brytanii.
W przeszłości zdarzały się jednak bardziej spektakularne fałszerstwa. W 2008 r. bank centralny RPA odmówił przyjęcia etiopskiego złota ze względu na wątpliwości co do jego jakości. Próby przeprowadzone w Etiopii potwierdziły, że w skarbcu banku centralnego znajdowało się ... pozłacane żelazo udajace kilkadziesiąt kilogramów złota.
W rozmowie z rzecznikiem lokalnej policji portalowi udało się ustalić, że w sprawie tej toczy się już śledztwo. Ze wstępnych ustaleń wynika, że oszuści mieli swoją „wtyczkę” w banku, która umożliwiła im sprzedaż fałszywego złota. Wykryto też, że zakup „złotego złomu” nie był należycie kontrolowany. Jak informuje portal „Vesti-Ukr”, podejrzane o udział w procederze osoby zbiegły m.in. na Krym.
Informacje o wykryciu fałszerstwa w Odessie zbiegają się z publikacją danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego o aktywności banków centralnych na rynku złota. Według nich, Narodowy Bank Ukrainy sprzedał w listopadzie 2,488 tony złota i posiada – przynajmniej oficjalnie, bez rozróżniania na prawdziwe złoto i ołów – 23,639 tony cennego kruszcu (najmniej od 9 lat). Dla porównania w 2014 r. Ukraina wchodziła jeszcze z 42,61 t złota na koncie.
Źródło: bankier.pl
- Autor: Tester
- Kategoria: KOBIECY KĄCIK
- Odsłony: 3965
W krzyżu łupie, nogi puchną, a przez głowę przelatują setki niepokojących myśli. O nie, nie tak wyobrażałaś sobie ciążę. Jesteś zestresowana i zmęczona.
Możesz naturalnie wszystko zrzucić na hormony i - zakopawszy się pod kołdrą - jakoś dotrwać do dnia porodu. Możesz też wziąć sprawy w swoje ręce i zadbać o swoją kondycję i samopoczucie. Doskonałym pomysłem są zajęcia jogi.Dobroczynna joga
Joga dobroczynnie wpływa nie tylko na ciało - dba o jego kondycję, ale także odpręża, uspokaja, relaksuje - ma niezwykle korzystny wpływ na samopoczucie.W przypadku kobiety w ciąży ćwiczenia jogi:
· obniżają poziom stresu i niepokoju, które wpływają na zwiększenie ryzyka przedwczesnego porodu i prawdopodobieństwa urodzenia dziecka z niską wagą,
· zwiększają świadomość ciała, pomagają się skoncentrować, wsłuchać w ciało, kontrolować oddech,
· zmniejszają ból w dole pleców, koją zespół cieśni nadgarstka, bóle głowy,
· przygotowują mięśnie i więzadła do akcji porodowej, wpływa na ich elastyczność, łagodzą napięcia,
· łagodzą bóle podczas porodu.
Jednym słowem jogi prenatalna wpływa na zdrowie fizyczne, psychiczne, a także przygotowuje mamę do porodu.
Joga prenatalna
Ważne, by zajęcia jogi, na jakie uczęszcza przyszła mama, nie były przypadkowe. Powinna to być joga prenatalna – skierowana właśnie do pań w ciąży. Instruktor na takich zajęciach tak układa sekwencje ruchów, by te były bezpieczne dla kobiet w ciąży. Nie ma w nich wymachów, silnych wygięć, pozycji wzmacniających brzuch czy asan, które mogłyby stanowić zagrożenie dla ciąży.Najlepszy czas, aby rozpocząć ćwiczenia jogi, to drugi trymestr – po 14. tygodniu ciąży. Jeśli zdecydujesz się ćwiczyć jogę w pierwszym trymestrze, zajęcia powinny ograniczać się do ćwiczeń relaksacyjnych i oddechowych.
Źródło: babyboom.pl
- Autor: Tester
- Kategoria: WIADOMOŚCI
- Odsłony: 1627
Czyżby Smok zaczął się powoli przebudzać? Skok gospodarczy Chińskiej Republiki Ludowej przyniesie skutek w postaci prężenia muskułów, prowadząc w niedalekiej przyszłości do ekspansywnej polityki militarnej państwa środka?
Fragment z Polskiej Agencji Prasowej:
"Państwowa agencja informacyjna Nowe Chiny (Xinhua) zakomunikowała, że ChRL w ramach operacji pokojowej ONZ skieruje swoje siły zbrojne do Sudanu Południowego. Do tego ogarniętego wojną domową państwa uda się batalion piechoty Armii Ludowo-Wyzwoleńczej liczący 700 żołnierzy, wyposażony m.in. w drony, transportery opancerzone, moździerze i broń przeciwpancerną. Pierwszych 180 chińskich żołnierzy wyląduje w Sudanie Południowym już w styczniu przyszłego roku; pozostali dołączą do nich w marcu."
Źródło: PAP
- O religii...- George Carlin
- Robią nas w konia: Przemilczane przesłuchanie Komorowskiego i nocna próba zmiany Konstytucji
- Od jakich książek zacząć? - odpowiada Ron Paul
- Zlatan Ibrahimovic - Piłkarski karateka
- Obama chce regulować Internet! - Max Kolonko Mówi Jak Jest
- Idzie wojna? Armia przeprowadza dyslokację jednostek na wschodnią granicę!
- POPIS ma jedną tą samą twarz. Oto dowód...
- Zagraniczni dziennikarze pytają o kompromitującego się Tuska w Brukseli: Czy to dzieje się naprawdę?
- Sposób na długowieczność mojego dziadka (91 lat!) - ćwiczenia
- 104-latek znów zadziwia i bije kolejne rekordy
- Polacy - zajebisty naród! - Historia Bez Cenzury
- Konfiskata depozytów w Europie coraz bardziej prawdopodobna
- Rząd USA szykuje się na katastroficzne zdarzenie
- George Orwell o świecie. Pomimo upływu czasu tych 10 sentencji nie straciło na aktualności!
- Islamiści na ulicach Warszawy: Niech Allah poprowadzi Polaków