- Autor: Tester
- Kategoria: BIZNES I FINANSE
- Odsłony: 2665
Od czasu rozpoczęcia kryzysu finansowego w 2008 roku praktycznie wszystkie banki centralne na świecie drukują walutę w ogromnych ilościach. Część nowo kreowanych środków idzie na pokrycie ogromnych deficytów. Część na skup obligacji rządowych oraz toksycznych aktywów, które bezmyślnie skupowały banki komercyjne w czasach boomu gospodarczego.
Wielokrotnie podkreślałem, że programy typu QE, czyli popularne quantative easing nie mają nic wspólnego ze stymulacją gospodarki, lecz są ukrytą formą ratowania sektora bankowego. Innym celem dodruku jest skup obligacji zbankrutowanych rządów, na które bez ingerencji banków centralnych nie byłoby kupców, co z kolei przerodziłoby się w bankructwa całych krajów. Dodrukiem waluty politycy kupują czas, jednocześnie pogarszając sytuację.
Jak do tej pory bankiem centralnym, który dewaluował (niszczył) walutę w najmniejszym stopniu był Europejski Bank Centralny. Polityka EBC była odmienna od pozostałych banków centralnych wyłącznie dzięki Niemcom, doskonale pamiętającym tragiczne skutki hiperinflacji.
Międzynarodowa finansjera przez ostatnie miesiące bardzo intensywnie naciskała na Europejski Bank Centralny, aby ten przejął część dodruku wypełniając lukę po FED. Mario Draghi, Prezes EBC (człowiek Goldmana) robił co mógł, by uzyskać zgodę na masowy dodruk, ale wszystko wskazuje na to, że dodruk w strefie Euro został zablokowany.
Draghi, mimo iż od dawna forsował projekt „stymulacji” gospodarki europejskiej dodrukiem Euro, to ostatecznie stracił resztki poparcia wewnątrz samego banku centralnego.
W praktyce oznacza to, że dwoma walutami najwolniej niszczonymi w kolejnym roku będą Euro oraz CHF sztywno powiązany z walutą europejską. Konserwatywna polityka monetarna jest niezbędna dla prawidłowego funkcjonowania, zarówno pojedynczego państwa, jak i całej strefy walutowej.
Dodruk absolutnie nie jest żadnym lekarstwem na problemy gospodarcze, czego najlepszym dowodem jest Japonia, która mimo 20 lat systematycznego osłabiania waluty nie może wyjść z recesji. Mimo tylu czytelnych dowodów na nieefektywność takiej polityki Japonia przyśpiesza tempo dodruku. Efekty już widać w bardzo wysokiej inflacji.
Wracając jednak do Europy, pozytywna decyzja jaką jest niewątpliwie odmowa dodruku niesie za sobą bardzo poważne konsekwencje. Wiele krajów europejskich jest bowiem zadłużonych ponad stan umożliwiający spłatę długów. Problem szczególnie dotyczy tzw. Południowców, czyli Hiszpanii, Portugalii, Włoch, Grecji, a także Francji.
Szybko może się okazać, że międzynarodowy kapitał, aby ukarać niepokorny EBC zacznie wyprzedawać obligacje eurobankrutów. Z pokazem siły mieliśmy już do czynienia kilka dni temu, kiedy to rentowność obligacji greckich nagle wzrosła z 7% do 9%, a giełda w Atenach zanotowała spadki najsilniejsze od 20 lat.
To, co się stało w Grecji jest tylko przedsmakiem tego, co nas czeka na szerszą skalę. Nie ma, bowiem fizycznej możliwości, aby długi wielu krajów były uczciwie spłacone.
Z punktu widzenia międzynarodowej finansjery optymalnym wyjściem byłby dodruk do samego końca, czyli do upadku waluty, gdyż długi automatycznie zresetowałyby się wraz z oszczędnościami społeczeństwa.
Jeżeli, jednak EBC blokuje taką możliwość ktoś inny musi ponieść koszty bankructwa kilku krajów. W normalnym świecie koszty spadłyby na banki komercyjne, które bezmyślnie skupowały obligacje licząc, że w przypadku problemów wyratuje je EBC, biorąc złe długi na siebie.
W sytuacji, w której bank centralny nie pali się do pomocy należy zmienić prawo, aby chronić sektor bankowy. Jak się okazało, na niedawnym szczycie G20 w Australii zdecydowano, że rządy nie będą już odpowiedzialne za bail-out największych banków sklasyfikowanych, jako SIFI (systemically important financial institutions), czy TBTF (too big to fail).
Zmieniono zatem techniczne definicje sprowadzające właścicieli depozytów do roli wierzycieli banków na równi z posiadaczami obligacji, czy innych papierów wartościowych.
Implikacje tego mogą być różnorakie. Od wykluczenia z systemu gwarantowanych depozytów, na pokrycie których i tak nie ma wystarczających środków, po zamianę depozytów na akcje upadłego banku, o czym pisałem przy okazji Cypru (Grabież depozytów na globalną skalę czyli Cypr 2.0). Ciężko jest obecnie prorokować, w którą stronę pójdą rozwiązania, ale biorąc pod uwagę postawę EBC, konfiskata części depozytów jest coraz bardziej realna.
Optymistycznie patrząc możemy domniemywać, że ryzyko upadku części sektora bankowego w związku z bail-in jest na tyle duże, że długi południowców będące w posiadaniu wielu banków, zostaną przejęte przez bank centralny Japonii kosztem wyższej inflacji w tym kraju. Być może po krótkim okresie przejściowym FED znowu przyśpieszy dodruk i podobnie, jak w 2008 roku wyratuje europejskie banki.
Z drugiej strony, jeżeli w USA pojawią się problemy, czy chociażby petrodolar zostanie zaatakowany, to celowe wywołanie problemów w strefie Euro byłoby Amerykanom na rękę. Ostatecznie, rozpadający się jen oraz problemy strefy euro przekierowałyby natychmiast ogromny strumień kapitału w kierunku dolara.
Podsumowanie
Niezależnie czy działania EBC zostały wymuszone groźbą porzucenia strefy Euro przez Niemcy, czy innymi czynnikami, to na dłuższą metę są bardzo pozytywne. Niestety rozsądne i trudne decyzje czasami oznaczają krótkotrwałe problemy. A problemy mogą oznaczać znaczny wzrost niebezpieczeństwa dla cełego sektora bankowego.
Jeżeli żaden bank centralny nie zacznie skupować długów europejskich, to ich ciężar ostatecznie spadnie na społeczeństwo. W pierwszej kolejności, zapewne straty dotkną posiadaczy depozytów powyżej 100 tys. euro.
Moim zdaniem, ucierpią także posiadacze mniejszych kwot, których depozyty mogą być zamienione na bezwartościowe akcje banków.
W Polsce, co prawda sytuacja sektora bankowego jest dobra na tle innych krajów, ale nie zapominajmy, że większość „polskich” banków jest w posiadaniu zagranicznych instytucji finansowych.
W mojej opinii, trzymanie w bankach większych środków, zwłaszcza w sytuacji zerowych stóp procentowych jest niepotrzebnym ryzykiem. Aby sytuacja wróciła do normy niezbędnych jest kilka ruchów, na które potrzeba czasu.
Po pierwsze, należy ponownie rozgraniczyć bankowość oszczędnościowo – kredytową od bankowości inwestycyjnej. Po drugie, należy wprowadzić ograniczenia, co do stopnia zalewarowania na rynku derywatów.
Ostatecznie, co najbardziej bolesne, należy zredukować zadłużenie niemalże wszystkich rozwiniętych krajów do rozsądnych poziomów. Ruch ten jednak związany jest z koniecznym, ale i bardzo bolesnym resetem, który różnymi trikami jest ciągle odsuwany w czasie.
Źródło: independenttrader.pl
- Autor: Tester
- Kategoria: OMOMIX
- Odsłony: 1732
Ekonomista Martin Armstrong twierdzi, że zakup zestawów surwiwalowych dla tysięcy pracowników, którzy nadzorują system bankowy Departamentu Skarbu USA może być związany z pewnego rodzaju krytycznym zdarzeniem typu „Mad Max”.
Wcześniej w ubiegłym tygodniu okazało się, że Departament Skarbu wydał 200 000 dolarów na zestawy surwiwalowe, które mają być dostarczone do każdego dużego banku w Stanach Zjednoczonych. Zestawy mają zawierać koc słoneczny, batony wysokokaloryczne, tabletki do oczyszczania wody, maskę przeciwpyłową, bandaże, leki oraz wiele innych przedmiotów.
„Te alarmowe zestawy będą dla każdego pracownika w Urzędzie Kontroli Waluty (OCC), która opiniuje na miejscu banki w całym kraju” – poinformował Washington Free Beacon.
Armstrong, który poprawnie przewidział krach, Czarny Poniedziałek 1987 roku, jak również rosyjską zapaść finansową 1998 roku, pisze, iż ruch ten jest „bardzo dziwny” i brzmi „jakby przygotowywali się na zdarzenia typu MadMax”.
Armstrong dodaje, że zakup zestawów przetrwania może być związany z kryzysem, który ma wyłonić się z upadku europejskich banków.
„Podatki i regulacje niszczą europejską gospodarkę w zastraszającym tempie. To z kolei prowadzi do niespłacania kredytów i dalszego osłabienia systemu bankowego, na który żądają jeszcze więcej podatków”, pisze Armstrong.
[…] Armstrong napisał wcześniej o możliwości zaistnienia takiego zdarzenia, w wyniku załamania się systemu opieki społecznej. „Co się dzieje, gdy rząd upadnie, a ludzie są zupełnie na to nieprzygotowani, ponieważ nigdy nie przyszło im na myśl to, że rząd może upaść?” pytał ekonomista.
W zeszłym miesiącu, Armstrong, będący bohaterem nadchodzącego filmu The Forecaster, przewidział również, że kryzys zadłużenia spowoduje chaos na rynkach finansowych około roku 2015, a także w wyniku rozwarstwienia społecznego około 2016 roku masowe powstania w Ameryce.
Paul Joseph Watson
Źródło: PrisonPlanet.com, PrisonPlanet.pl
George Orwell o świecie. Pomimo upływu czasu tych 10 sentencji nie straciło na aktualności!
HOT! ODSŁONY: 1682- Autor: Tester
- Kategoria: OMOMIX
- Odsłony: 1682
Osoba George’a Orwella pozostaje dla mnie od lat wzorem i źródłem inspiracji, nie bez powodu swoim pseudonimem postanowiłem nawiązać właśnie do niego. Poniżej prezentuję garść niezwykle ciekawych sentencji tego wielkiego pisarza i publicysty komentujących współczesny mu świat. Czy tylko współczesny? Spójrzmy na tych 10 zdań i zastanówmy się jak niezwykle uniwersalne okazały się spostrzeżenia Orwella.
1) „W naszych czasach nie ma czegoś takiego jak trzymanie się z dala od polityki. Każda rzecz ma podłoże polityczne, a polityka sama w sobie jest zbiorem kłamstw, uników, głupoty, nienawiści i schizofremii”
2) „Cała ta wojenna propaganda, cały ten krzyk, kłamstwa i nienawiść biorą się z obojętności ludzi, którzy nie podejmują walki”
3) „Wojna przeciwko obcemu państwu zdarza się wyłącznie wtedy klasy bogate myślą, że będą czerpać z niej zysk”
4) Koncepcja prawdy obiektywnej w naszych czasach powoli zanika ze świata. Kłamstwa zaczną wkraczać do historii.”
5) W czasach oszustw mówienie prawdy jest aktem rewolucyjnym”
6) Dziennikarstwo jest drukowaniem tego, czego ktoś inny nie chce by zostało wydrukowane: wszystko poza tym jest public relations.
7) W prawdziwym życiu to kowadło rozbija młot.
8) Nacjonalista nie tylko nie potępia zbrodni popełnionych po jego stronie, ale posiada też niezwykłą zdolność do nie słuchania o nich
9) Zagrożenia dla wolności słowa, pisma i działania, mimo że często śmieszne w odizolowaniu od innych, kumulują się i jeśli nie sprawdzane prowadzą do zupełnego braku poszanowania dla praw obywatela.
10) Jeśli chcecie obrazka z przyszłości to wyobraźcie sobie bucior depczący po ludzkiej twarzy – na zawsze.
Źródło:
orwellsky.blog.onet.pl
- Autor: Tester
- Kategoria: OMOMIX
- Odsłony: 1877
Na początku grudnia grupa muzułmanów rozdawała na ulicach Warszawy ulotki i rozmawiała z przechodniami o islamie. Członkowie Zespołu Dawah Polska – bo to oni stoją za akcją – poinformowali na swoim facebookowym profilu, że przeprowadzili „wiele dobrych rozmów” i mają nadzieję, iż może warszawiaków, z którymi się spotkali, „poprowadzi Allah”.
W pierwszym tygodniu grudnia do Warszawy przyjechali trzej muzułmanie z Zespołu Dawah z Wielkiej Brytanii. To oni, wraz z Polakiem Jakubem Filipem Wasilewskim, który przeszedł na islam, utworzyli polski oddział organizacji. Zespoły Dawah działają w ramach światowej struktury Mission Dawah, zajmującej się misyjną działalnością islamu.
Goście z Wysp najpierw odwiedzili meczet przy ulicy Wiertniczej, a następnie na Placu Zamkowym głosili wśród przechodniów swoją wiarę.
Po całej akcji umieścili na swoim profilu na Facebooku krótką relację z jej przebiegu. Zdjęcia opisywali następująco: „We had many good dawah conversations, may Allah guide them” lub „Polish people are welcoming and open to Islam”.
Profil Zespołu Dawah Polska działa od niedawna, bo od połowy listopada tego roku. Poza relacją z wspomnianej akcji, jest na niej również opublikowany kilkadziesiąt godzin temu długi tekst, który w zamyśle autorów ma obalać „jeden z najbardziej utartych stereotypów dotyczących traktowania kobiet” przez wyznawców Allaha.
Ciekawe jest to, do kogo wpis zatytułowany „Bicie żon” jest skierowany. Wstęp brzmi następująco: „Tym, którzy nas wspierają, tym którzy nam dobrze życzą, tym którzy zainteresowani są poznaniem i dialogiem wreszcie i tym obrażającym, wulgarnym, chamskim i grożącym, kibicom i pseudokibicom, patriotom i tym co za patriotów się mają”…
Materiał video:
https://www.youtube.com/watch?v=cJgyoT9krGI
Źródło:
Niezalezna.pl
- Autor: Tester
- Kategoria: WIADOMOŚCI
- Odsłony: 1799
W nocy ze środy na czwartek rządząca koalicja Platformy i PSL-u znowu zdecydowały się „pomagać” przedsiębiorstwu Lasy Państwowe, proponując wprowadzenie do Konstytucji RP dziwnego zapisu, który z jednej strony miał bronić jego zasoby przed prywatyzacją, z drugiej otwierał do niej furtkę.
Zapis proponowany przez większość rządową miał brzmieć „lasy stanowiące własność Skarbu Państwa nie podlegają przekształceniom własnościowym z wyjątkiem uzasadnionego celu publicznego”.
Wyjątki te określałaby stosowna ustawa więc jak łatwo się domyślać jeżeli znalazłaby się w Sejmie większość, która szeroko zakreśliłaby uzasadniony cel publiczny to zasoby Lasów Państwowych mogłyby być użyte np. do zaspakajania roszczeń reprywatyzacyjnych.
W nocnym głosowaniu 291 posłów koalicji Platformy i PSL-u wspieranych także przez SLD i Ruch Palikota opowiedziało się za tą zmianą, 150 posłów Prawa i Sprawiedliwości, a także Sprawiedliwej Polski było przeciw i dzięki temu zmiana Konstytucji RP została zablokowana (rządzącym do jej przeforsowania na szczęście zabrakło 5 głosów).
Przypomnijmy tylko, że to już kolejne „podejście” koalicji Platformy i PSL-u pod zasoby Lasów Państwowych.
Nowy minister środowiska Maciej Grabowski już w styczniu 2014 roku (do 27 listopada poprzedniego roku, wiceminister finansów), zaproponował w ustawie o lasach „rabunkowe” zmiany w ich gospodarce finansowej.
Otóż od 2016 roku Lasy Państwowe mają co roku wpłacać do budżetu państwa kwotę 100-150 mln zł rocznie (2% rocznych przychodów, a więc swoisty podatek obrotowy) i to niezależnie od tego czy ich wynik finansowy w danym roku budżetowym będzie zyskiem czy stratą.
W związku z tym, że w ostatnich 5 latach, Lasy osiągały dodatnią różnicę pomiędzy przychodami a kosztami na poziomie około 200 mln zł rocznie, oznacza to efektywną stawkę tego podatku w wysokości około 80% (stawka podatku dochodowego od osób prawnych (CIT) wynosi w Polsce 19%, a stawka karnego podatku z nieujawnionych źródeł wynosi 75%).
Ale jeszcze bardziej absurdalny jest zapis zobowiązujący przedsiębiorstwo Lasy Państwowe do wpłaty do budżetu państwa w latach 2014-2015, jak to ujęto z kapitału własnego, astronomicznej kwoty 1,6 mld zł po 0,8 mld zł rocznie (w ratach kwartalnych).
Środki te w wysokości po 650 mln zł rocznie w latach 2014-2015 mają być przeznaczone na finansowanie budowy dróg lokalnych realizowanych przez samorządy gminne i powiatowe, a po 150 milionów rocznie zostanie w budżecie państwa.
A więc w 2014 roku, roku kampanii wyborczej do jednostek samorządu terytorialnego, samorządy gminne i powiatowe (ponieważ środki na drogi lokalne dzielą poszczególni wojewodowie, dotrą one najprawdopodobniej tylko do tych, którymi kierują burmistrzowie, wójtowie i starostowie z Platformy i PSL-u), otrzymały od rządu prezent pochodzący ze swoistej „grabieży” zasobów finansowych Lasów Państwowych.
Teraz już wiadomo, że konieczność wpłacania przez Lasy Państwowe co kwartał już w tym roku po 200 mln zł, paraliżuje ich gospodarkę finansową (Lasy tracą płynność), a ponadto oznacza radykalne obniżenie nakładów inwestycyjnych z przewidywanych wcześniej kwoty 1,2 mld zł do zaledwie 0,6 mld zł.
Utrzymanie tak dramatycznie wysokiego dodatkowego obciążenia podatkowego do końca 2015 roku, może doprowadzić Lasy Państwowe do załamania się ich gospodarki finansowej i w konsekwencji utraty możliwości finansowania swoich zadań, a to z kolei może skłonić rządzących do powołania na ich majątku spółki Skarbu Państwa i rozpoczęcia procesu jej prywatyzacji.
W przypadku takiego rozwoju sytuacji, ogromnym zagrożeniem dla Lasów jest zniesienie z dniem 1 maja 2015 roku ograniczeń kapitału zagranicznego w dostępie do polskiej ziemi, która będzie mogła być nabywana bez ograniczeń przez cudzoziemców.
Wspaniale się więc stało, że kolejne „zainteresowanie się” koalicji Platformy i PSL-u zasobami Lasów Państwowych jednak się nie powiodło.
Autor: Zbigniew Kuźmiuk
Źródło: Stefczyk.info
- Autor: Tester
- Kategoria: OMOMIX
- Odsłony: 2176
„Obecnie w Stanach Zjednoczonych, począwszy od ziarenka a skończywszy na talerzu, produkcja, dystrybucja, marketing, testy bezpieczeństwa i konsumpcja żywności kontrolowana jest przez kilka firm, z których wiele ma swoje interesy handlowe w technologii inżynierii genetycznej.” Organizacje pozarządowe, ugrupowania przeciwne GMO, celebryci, producenci żywności i inni przedstawiciele 57 milionów Amerykanów publikują list otwarty skierowany do Wielkiej Brytanii i całej Unii Europejskiej, ostrzegając przed poważnymi i wielorakimi zagrożeniami, jakie niosą z sobą uprawy GMO, i obiecując wsparcie w naszej walce przeciwko nim.
Living with GMOs - a letter from America [Żyjąc z GMO - list z Ameryki]
Zwracamy się do Was, jako zaniepokojeni obywatele Ameryki, aby podzielić się z Wami naszymi doświadczeniami związanymi z uprawami zmodyfikowanymi genetycznie (GMO) oraz będącymi ich konsekwencją zniszczeniem naszego rolnictwa i obniżeniem jakości żywności.
W naszym kraju, uprawy GMO stanowią około połowę plonów z pól uprawnych. Około 94% uprawianej soi, 93% kukurydzy i 96% bawełny to GMO.
Wielka Brytania oraz reszta Unii Europejskiej jeszcze nie przyjęła upraw GMO w taki sposób, jak my to zrobiliśmy, ale obecnie znajdujecie się pod olbrzymią presją ze strony rządów, lobbystów biotechnologicznych i dużych korporacji, aby przyjąć to, co my teraz postrzegamy jako niezdającą egzaminu technologię rolniczą.
Sondaże stale pokazują, iż 72% Amerykanów nie chce jeść żywności GMO, a ponad 90% Amerykanów uważa, że żywność GMO powinna być oznakowana.
Pomimo tego olbrzymiego mandatu społecznego, wysiłki zmierzające do tego, by władze federalne i stanowe wprowadziły lepsze regulacje prawne odnośnie GMO lub po prostu oznakowanie, podkopywane są przez olbrzymie korporacje biotechnologiczne i produkujące żywność, posiadające nieograniczone budżety i nadmierne wpływy.
Jako że rozważacie właśnie Wasze możliwości, chcielibyśmy podzielić się z Wami tym, co przyniosły nam dwie dekady upraw GMO w Stanach Zjednoczonych. Wierzymy, że nasze doświadczenia będą przestrogą przed tym, co się stanie w Waszych krajach, gdybyście podążyli tą samą drogą, co my.
Złamane obietnice
Uprawy GMO zostały wpuszczone na rynek z obietnicą, że będą one systematycznie zwiększać plony i zmniejszać użycie pestycydów. Nic z tych rzeczy nie miało miejsca. W rzeczywistości, według najnowszego raportu Rządu USA, plony z upraw GMO mogą być niższe niż z ich niezmodyfikowanych genetycznie odpowiedników.
Rolnikom powiedziano, że uprawy GMO przyniosą im również większe zyski. Według Amerykańskiego Departamentu Rolnictwa, rzeczywistość jest inna. Zyskowność jest bardzo zmienna, a koszt uprawiania tych upraw wzrasta w szybkim tempie.
Nasiona GMO nie mogą być zgodnie z prawem wysiane ponownie, co oznacza, że rolnicy muszą każdego roku kupować nowe nasiona. Firmy biotechnologiczne kontrolują cenę nasion, co kosztuje rolników 3-6 razy więcej niż konwencjonalne nasiona. To, w zestawieniu z ogromnym nakładem chemikaliów, których uprawy GMO wymagają, oznacza, że okazały się one bardziej kosztowne w uprawie niż uprawy konwencjonalne.
Jako że nacisk na uprawy GMO jest niewspółmiernie większy, konwencjonalne odmiany nasion nie są już powszechnie dostępne, co pozostawia rolnikom mniejszy wybór i kontrolę nad tym, co uprawiają.
Pola rolników, którzy nie chcą uprawiać GMO, mogą być skażone uprawami GMO na skutek zapylania krzyżowego pomiędzy pokrewnymi gatunkami roślin oraz pomieszania nasion GMO i nasion niezmodyfikowanych genetycznie w trakcie przechowywania.
Z tego powodu nasi rolnicy tracą rynki eksportowe. Wiele krajów posiada ograniczenia lub kategoryczne zakazy upraw lub importu GMO i w efekcie uprawy te odpowiedzialne są za wzrost sporów handlowych, kiedy okazuje się, że dostawy zboża skażone są organizmami zmodyfikowanymi genetycznie (GMO).
Rozwijający się tutaj w Stanach Zjednoczonych rynek ekologiczny jest również tym dotknięty. Wielu rolników ekologicznych traci kontrakty na nasiona ekologiczne z powodu wysokich poziomów skażenia. Problem ten narasta i przewiduje się, że będzie jeszcze większy w nadchodzących latach.
Pestycydy i super-chwasty
Najczęściej uprawiane rodzaje upraw GMO znane są pod nazwą upraw „Roundup Ready”. Uprawy te, głównie kukurydza i soja, zostały zmodyfikowane genetycznie i gdy opryskuje się je herbicydem Roundup (TM), którego aktywnym składnikiem jest glifosat, chwasty giną, a uprawa rośnie dalej.
Stworzyło to błędne koło. Chwasty stały się odporne na herbicyd, zmuszając rolników, aby stosowali jeszcze więcej oprysku. Stosowanie większej ilości herbicydów sprawia, że powstaje jeszcze więcej „super-chwastów” i stosuje się jeszcze więcej herbicydów.
Niedawny przegląd pokazał, że pomiędzy 1996 a 2011 rokiem rolnicy, którzy uprawiali uprawy Roundup Ready, zastosowali o 24% więcej herbicydu niż rolnicy uprawiający te same lecz niezmodyfikowane genetycznie uprawy.
Jeśli podążymy dalej w tym kierunku, uprawiając uprawy Roundup Ready, możemy spodziewać się, że ilości stosowanych herbicydów będą wzrastać o 25% każdego roku w przewidywalnej przyszłości.
Ta pestycydowa spirala oznacza, że w ciągu ostatniej dekady w Stanach Zjednoczonych pojawiło się przynajmniej 14 nowych odpornych na glifosat gatunków chwastów, a ponad połowa farm boryka się z odpornymi na herbicydy chwastami.
Firmy biotechnologiczne, które sprzedają zarówno nasiona GMO, jak i herbicydy, zaproponowały, że problem należy rozwiązać poprzez stworzenie nowych odmian, które będą w stanie znieść jeszcze mocniejsze i bardziej toksyczne herbicydy, takie jak 2,4-D i dicamba.
Jednakże szacuje się, że jeśli te nowe odmiany zostaną zatwierdzone, może to doprowadzić do wzrostu ilości stosowanych herbicydów aż o 50%.
Szkodliwość dla środowiska
Badania pokazują, że wzrost ilości herbicydów stosowanych przy uprawach Roundup Ready jest wysoce szkodliwy dla środowiska naturalnego. Przykładowo, Roundup zabija trojeście, które są głównym źródłem pokarmu dla słynnego motyla danaida wędrownego (monarcha) i stwarza zagrożenie dla innych ważnych owadów, jak np. pszczoły.
Niszczy on również glebę, zabijając potrzebne organizmy, które zapewniają jej zdrowie i żyzność i sprawia, że kluczowe mikroskładniki są niedostępne dla rośliny.
Pokazano również, że inne rodzaje roślin GMO, które zostały zmodyfikowane tak, aby wytwarzały swój własny środek owadobójczy (np. bawełna Bt), szkodzą pożytecznym owadom, w tym sieciarkom, Rozwielitce wielkiej (Daphnia magna) i innym wodnym owadom oraz biedronkom (bożym krówkom).
Odporność na środki owadobójcze w tych roślinach także wzrasta, w efekcie czego powstają nowe odmiany odpornych „super-owadów” i potrzeba kolejnych dawek środków owadobójczych na różnych etapach cyklu wzrostu, np. zanim nasiona zostaną wysiane. Pomimo tego, nowe odmiany kukurydzy i soi Bt zostały u nas zatwierdzone i wkrótce będą wysiewane.
Zagrożenie dla zdrowia ludzkiego
Genetycznie zmodyfikowane składniki znajdują się wszędzie w naszym łańcuchu pokarmowym. Szacuje się, że 70% żywności przetworzonej spożywanej w Stanach Zjednoczonych produkowane jest przy użyciu składników GMO. Jeśli wliczymy w to produkty zwierzęce pochodzące ze zwierząt karmionych paszą GMO, odsetek ten jest znacznie wyższy.
Badania pokazują, że uprawy Roundup Ready zawierają wielokrotnie więcej glifosatu i jego toksycznego produktu rozpadu – AMPA – niż normalne uprawy.
Ślady glifosatu znaleziono w mleku i moczu amerykańskich matek oraz w ich wodzie pitnej. Jego poziom w mleku matek był niepokojąco wysoki – około 1600 razy wyższy niż to, co jest dozwolone w wodzie pitnej w Europie.
Przekazany niemowlętom wraz z mlekiem matki lub wodą, na której przyrządza się mleko modyfikowane, może on stanowić niedopuszczalne zagrożenie dla zdrowia dzieci, ponieważ podejrzewa się, że glifosat wywołuje zaburzenia hormonalne. Najnowsze badania wskazują, iż ten herbicyd jest także toksyczny dla spermy.
We krwi matek i ich dzieci znaleziono również ślady toksyny Bt.
Przed wprowadzeniem żywności zmodyfikowanej genetycznie (GMO) do łańcucha pokarmowego nie przeprowadzono badań klinicznych z udziałem ludzi, a konsekwencji zdrowotnych krążenia tych substancji i akumulowania się ich w naszych organizmach nie bada żadna agencja rządowa ani firmy, które je produkują.
Jednakże badania nad zwierzętami karmionymi żywnością GMO i/lub glifosatem, pokazują niepokojące tendencje, w tym uszkodzenia kluczowych organów, takich jak wątroba i nerki, uszkodzenia tkanek jelitowych i flory jelitowej, zaburzenia systemu odpornościowego, zaburzenia płodności a nawet guzy.
Te badania naukowe wskazują na potencjalnie poważne problemy ze zdrowiem ludzi, których nie można było przewidzieć, gdy nasz kraj po raz pierwszy przyjął GMO, a jednak mimo to problemy te są nadal ignorowane przez tych, którzy powinni nas chronić.
Zamiast tego nasze organy sprawujące nadzór opierają się na przedawnionych badaniach i innych informacjach finansowanych i dostarczanych przez firmy biotechnologiczne, które, co nie jest zaskoczeniem, odrzucają wszelkie obawy odnośnie zdrowia.
Zaprzeczanie nauce
Taka interpretacja przez naukowców korporacyjnych kontrastuje z odkryciami niezależnych naukowców.
W 2013 roku prawie 300 niezależnych naukowców z całego świata opublikowało powszechne ostrzeżenie mówiące o tym, że nie ma konsensusu naukowego w kwestii bezpieczeństwa spożywania żywności zmodyfikowanej genetycznie oraz że zagrożenia, jak pokazały niezależne badania, stanowią „poważny powód do niepokoju”.
Nie jest łatwo takim niezależnym naukowcom przemawiać otwarcie. Ci, którzy to robią, mają trudności z publikacją wyników badań, są systematycznie szkalowani przez naukowców pro-GMO, odmawia się im finansowania badań, a w niektórych przypadkach ich praca i kariera są zagrożone.
Kontrola dostaw żywności
Na podstawie naszych doświadczeń zrozumieliśmy, że w inżynierii genetycznej żywności nigdy tak naprawdę nie chodziło o dobro publiczne czy też nakarmienie głodnych lub wspieranie naszych rolników. Nie chodzi tutaj także o wybór konsumenta. Zamiast tego, chodzi w niej o prywatną, korporacyjną kontrolę systemu żywieniowego.
Kontrola ta rozciąga się na obszary życia, które mają ogromny wpływ na nasz codzienny dobrobyt, w tym bezpieczeństwo żywnościowe, naukę i demokrację. Osłabia ona rozwój autentycznie zrównoważonego, przyjaznego dla środowiska rolnictwa i powstrzymuje stworzenie przejrzystych dostaw zdrowej żywności dla wszystkich.
Obecnie w Stanach Zjednoczonych, począwszy od ziarenka a skończywszy na talerzu, produkcja, dystrybucja, marketing, testy bezpieczeństwa i konsumpcja żywności kontrolowana jest przez kilka firm, z których wiele ma swoje interesy handlowe w technologii inżynierii genetycznej.
Stwarzają one problemy, a potem sprzedają nam tak zwane rozwiązania w zamkniętym cyklu generowania zysków, który nie ma sobie równych w żadnym innym rodzaju handlu.
Wszyscy musimy jeść i dlatego każdy obywatel powinien starać się zrozumieć te kwestie.
Czas zacząć głośno o tym mówić!
Amerykanie zbierają żniwo negatywnych skutków tej ryzykownej i niesprawdzonej technologii rolniczej. Kraje UE powinny odnotować, że nie ma tak wielkich korzyści z upraw GMO, które mogłyby zrównoważyć te skutki. Urzędnicy, którzy nadal ignorują ten fakt, winni są wielkiego zaniedbania swoich obowiązków.
My, niżej podpisani, dzielimy się z Wami naszym doświadczeniem i tym, czego się nauczyliśmy, po to, byście nie popełnili naszych błędów.
Usilnie wzywamy Was, abyście sprzeciwili się zatwierdzeniu genetycznie zmodyfikowanych upraw, nie godzili się na uprawianie tych, które zostały zatwierdzone, odrzucili import i/lub sprzedaż pasz dla zwierząt zawierających GMO i żywności przeznaczonej dla ludzi i zaczęli głośno wypowiadać się przeciwko wpływom korporacji na politykę, przepisy prawne i naukę.
Jeśli Wielka Brytania i reszta Europy stanie się nowym rynkiem dla genetycznie zmodyfikowanych upraw i żywności, nasze własne wysiłki w kwestii oznaczenia GMO i regulacji prawnych staną się tym trudniejsze, jeśli nie niemożliwe. Jeśli nasze wysiłki nie powiodą się, Wasze próby niewpuszczenia GMO do Europy również się nie powiodą.
Jeżeli jednak podejmiemy wspólną pracę, możemy odbudować nasz globalny system żywieniowy, upewniając się, że będziemy mieć zdrową glebę, zdrowe pola uprawne, zdrową żywność i zdrowych ludzi.
Źródło:
schodamidonieba.pl
Oryginał listu opublikowany na The Ecologist
Szczegółowe przypisy do tego tekstu oraz listę sygnatariuszy znajdziesz na stronie ICPPC (Kampania "Stop dla GMO w Polsce"), gdzie opublikowano powyższe tłumaczenie listu na język polski
- Autor: Tester
- Kategoria: WIADOMOŚCI
- Odsłony: 1624
"Oczywiście, że przestraszyć nas, wstrzymać, izolować Rosji nikomu się nie udało. Nigdy się nie udawało i nigdy się nie uda" - powiedział Władimir Putin, którego cytuje rosyjska agencja RIA Novosti.
Prezydent Rosji zaznaczył, że tego typu próby podejmowano już na prezestrzeni stuleci, z czego nie jeden raz w XX wieku.
Putin powiedział również, że najczęściej słychać oświadczenia o tym, że Rosja powinna "drogo zapłacić za swoje niezależne stanowisko, za to, że wspiera rodaków, za Krym, za Sewastopol, czasami, zdaje się, że po prostu za to, że istniejemy" - mówił.
"Rośnie liczba niebezpieczeństw i zagrożeń, ignorowane są normy praw międzynarodowego, w ruch idą wszystkie środki: i szantaż, i prowokacje, presja ekonomiczna i informacyjna, postawiono na radykalne elementy, ugrupowania nacjonalistyczne, próby zdestabilizowania sytuacji wewnętrznej i tym samym wzięcia pod pełną kontrolę całych państw" - uważa prezydent Rosji.
Źródło: RIA Novosti / Kresy.pl
- Autor: Tester
- Kategoria: BIZNES I FINANSE
- Odsłony: 2072
Straszeni widmem apokalipsy i zachęcani syrenim śpiewem rozmaitych promotorów do bezkrytycznego wchodzenia w metale szlachetne niektórzy inwestorzy mogli nawet nie zauważyć że od 3 lat jesteśmy w bessie. Ci którzy liczyli na łatwe zyski kapitałowe w złocie czy srebrze a weszli zbyt późno zamiast zysków mogli stracić koszule. Srebro ze swojego szczytu w 2011 straciło blisko 2/3 a złoto ponad 1/3. Dla kogoś kto niefortunnie wszedł w srebro w szczycie 2011 metal z obecnego poziomu musiałby wzrosnąć blisko 3X po to tylko aby wyjść na zero, nie mówiąc już nic o zyskach. Mimo pulsującego od dawna czerwonego światła bessy w metalach szlachetnych niektórzy wciąż widzą tylko światło zielone i wzrosty czekające tuż za rogiem.
W pewnym sensie jest to zrozumiałe. Każdy sprzedawca swój towar chwali. Stąd też internet ciągle pełen jest optymistycznych raportów korporacyjnych i ekspertyz dealerskich wskazujących od trzech lat na bliski koniec spadków i na gwarantowane tym razem odbicie cen. Wejdź w srebro i złoto jeszcze dziś bo jutro może być za późno! – brzmi narracja. Na szczęście większość tych dealerskich ekspertyz jest przynajmniej darmowa co pozwala je nabyć po koszcie równym ich wartości, bez narażania się na dodatkowe straty… ;-)
Nie znaczy to aby złoto fizyczne straciło swoje znaczenie jako część zrównoważonego, długoterminowego portfela inwestycyjnego, ani że cena metalu nie sięgnie kiedyś znowu szczytów we wznowionej hossie. Tak nie jest. Złoto, od czasów plemiennych szamanów po demokratyczne rządy, było i jest ostoją bezpieczeństwa i polisą ubezpieczeniową na zakusy elit na wolność i własność poddanych. Globalny reset i przechodzenie do nowego, multipolarnego systemu monetarnego obawy w tej mierze czynią bardziej niż uzasadnionymi. W nieuniknionych turbulencjach związanych z globalną restrukturyzacją zadłużenia, odchodzeniem od dolara jako „waluty rezerwowej” i kolejną odsłoną kryzysu w strefie euro część portfela inwestycyjnego w złocie fizycznym jest prawdopodobnie ważniejsza niż kiedykolwiek.
Wszystko ma jednak swój cel który należy zrozumieć i swój czas który inwestor musi wyczuć. Czas na wchodzenie w złoto po łatwe zyski kapitałowe prawdopodobnie minął wraz z wieloletnią hossą (obszar zielony w diagramie) w czasie której wzrosło ono o ponad 650%. Odbyło się to nie bez pomocy masowej ekspansji liquidity jaką były fale QE. Podkreślić należy że ekspansja ta była częścią szerszych przekształceń światowego ładu monetarnego i miała charakter globalny, z Chinami czy Japonią również biorącymi w niej udział.
Od pewnego czasu QE jest jednak zwijane a ekspansywna polityka monetarna stopniowo moderowana. Tłumaczy to, uwzględniając pewne przesunięcie czasowe, bessę w złocie które oddało w ciągu 3 lat więcej niż 1/3 wartości. Inwestor kontemplujący złoto fizyczne obecnie musi zdawać sobie sprawę z tego że nie powinien oczekiwać szybkiej gratyfikacji kapitałowej. Nie taka jest jednak główna rola złota w zrównoważonym portfelu a nabywanie złota fizycznego jedynie w celu zysków kapitałowych jest krótkowzroczne. Większy lewar przy ewentualnych wzrostach złota zapewni inwestorowi prawdopodobnie sensownie wybrany producent metalu, z których wielu po biciu jakiego doznali w tej bessie przedstawia w perspektywie dużo atrakcyjniejsze potencjały wzrostowe.
Pamiętać jednak zawsze należy o ryzyku i o horyzoncie czasowym. Walor nie chciany i mijany z daleka może być tani, ale często staje się jeszcze tańszy zanim stanie się droższy. W szczególności dotyczy to złota w którym dalsze spadki nie są wykluczone, tym bardziej że wkraczamy w okres wygaszania ekspansji liquidity i silniejszego dolara. Przed nami jeszcze, wg wszelkiego prawdopodobieństwa, jest kulminująca typową bessę faza poddania się. Ostatni inwestorzy porzucają wtedy nadzieję i w panice masowo wyprzedają swoje aktywa opuszczając rynek. W kryzysie 2008 widzieliśmy taką wyprzedaż w złocie po stronie instytucjonalnej właśnie w desperackim poszukiwaniu liquidity.
Dopiero wtedy gdy ostatnie słabe ręce rzucą z rezygnacją ręcznik na ring zacząć się może nowa hossa. Potrzebny do tego będzie szerszy udział mas, napędzany słabnącą wiarą w omnipotencję państwa opiekuńczego w obliczu nieuniknionej dewaluacji aktywów papierowych. Stąd też dopiero deflacyjne przesilenie (global reset) w stronę którego świat zmierza, poprzedzające falę globalnej reflacji poprzez SDR-y, okazać się może punktem zwrotnym dla perspektyw złota.
Z drugiej strony potencjał spadkowy złota z obecnych poziomów wydaje się ograniczony. Po długim okresie spadków metal jest mocno wyprzedany a sentyment w nim jest fatalny. To samo w sobie jest wskaźnikiem kontrarnym, podobnie jak kontrast pomiędzy szybującymi wysoko rynkami equity, a/k/a Dow Jones, a taniejącym stale złotem. Jeszcze innym, i być może najwięcej mówiącym sygnałem jest narastająca w ostatnich latach rozbieżność między malejącą ceną złota a rosnącym cały czas globalnym zadłużeniem. Historycznie wielkości te były dobrze skorelowane. W końcu nie należy zapominać że przy obecnych cenach około 40% operacji wydobywczych złota jest w deficycie, choć taniejąca energia szacunki te może zmienić.
W sumie więc wydaje się że metale szlachetnie, a zwłaszcza kompanie je wydobywające, popadły w dostateczną niełaskę aby z kontrarnego punktu widzenia zacząć znowu wyglądać interesująco… Przynajmniej dla tych inwestorów którzy znajdą odwagę szukać szans w surowym krajobrazie bessy z globalnym resetem w tle, w której dalsze spadki złota nie są wykluczone.
Źródło: DwaGrosze.com
Wojciech Sumliński, Antoni Macierewicz, Marzena Nykiel po przesłuchaniu Bronisława K.
HOT! ODSŁONY: 1931- Autor: Tester
- Kategoria: WIADOMOŚCI
- Odsłony: 1931
Mówi Wojciech Sumliński:
https://www.youtube.com/watch?v=HyKsI4MjFNk
Mówi Antoni Macierewicz:
https://www.youtube.com/watch?v=5eRPJLXdJEI
Mówi red. Marzena Nykiel (wSieci i wpolityce.pl)
https://www.youtube.com/watch?v=of6dbTj8WD8
- Autor: Tester
- Kategoria: OMOMIX
- Odsłony: 2280
Co druga polska potrawa opatrzona jest przymiotnikiem „staropolska”. Mamy więc przyprawy do mięsa, chleby, gulasze, bigosy i pierogi. Pytanie brzmi: ile z tego wszystkiego jest staropolskie?
Na początku warto ustalić, co znaczy sam termin „staropolski”. Zazwyczaj rozumie się pod tym pojęciem różne aspekty polskiej kultury, które nie są już obecne w czasach współczesnych lub funkcjonują jako relikty. Zwyczajowo uważa się, że staropolszczyzna to polska kultura do rozbiorów, zaś wiek XIX jest już zupełnie inną sprawą. Tymczasem niemalże sto procent potraw, które szumnie określa się jako „staropolskie”, pochodzi z czasów Marii Ochorowicz, czyli schyłku wieku XIX.
Nie ma w tym nic dziwnego – prawdziwa kuchnia staropolska dla większości ludzi byłaby raczej niestrawna, a przynajmniej niesmaczna. Pierwsza zachowana książka kucharska pt. „Compendium Ferculorum albo zebranie potraw” wyszła w 1682 roku spod pióra Stanisława Czarnieckiego, kuchmistrza wojewody Aleksandra Michała Lubomirskiego, czyli magnata, co ma szalenie istotnie znaczenie. Nie jest ona bowiem dla polskiej kultury kulinarnej typowa.
W wieku XVII (nawet jeżeli zawęzimy nasze spojrzenie do szlachty) królowały staropolskie kasze gryczane i staropolskie kasze jaglane, staropolskie chleby żytnie oraz staropolska kapusta i groch. Mięsa i różnego rodzaju wykwintne potrawy należały raczej do rzadkości, co było w dużej mierze wynikiem zawieruchy drugiej połowy XVII wieku i zniszczenia kraju – stół ojca pana Kmicica był nieporównywalnie bogatszy niż pułkownika Andrzeja. Na zamożniejszych dworach było jednak jak dawniej, pojawiały się też nowe przysmaki, takie jak kawa, czekolada czy też herbata.
Przyjrzyjmy się zatem wybranym potrawom staropolskim z magnackiego stołu, o których większość szlachty mogła co najwyżej pomarzyć. Zapraszamy zatem do staropolskiego stołu (wyjaśnienie terminów nieznanych, za wydaniem Compendium… z Muzeum Pałacu w Wilanowie, na końcu tekstu).
ROSÓŁ POLSKI
Faktycznie, klasyczny niedzielny rosół ma swoje korzenie w czasach zamierzchłych:
„Sposób polskiego rosołu gotowania taki. Weź materyją mięśną wołową albo cielącą, jarząbka albo kuropatwę, gołąbie i cokolwiek mieśniego jest, co może do rosołu gotowano i zwierzyny wszystkie. Wympocz, wysoluj pięknie i ułóż w garnku, ociągnej. Ten zaś rosół w którymeś ociągał kiedy się postoi, przecedz przez sito i wlej w tę materyją mięsną, włóż pietruszki, masłam przysól, odszymuj. A gdy dowre, daj gorąco na stół. Trzeba też wiedzieć, że na każdy rosół co potrzeba, żeby wodą albo wiatrem nie śmierdział, to jest pietruszki albo kopru, cebulę albo czosnku, kwiatu muszkatowego albo rozmarynu, albo całkiem pieprzu, według smaku albo upodobania, limona tez i rozmaryn żadnego nie oszpeci rosołu.”
POTRAWA CZARNO GOTOWANA Z JUSZYCĄ
Skoro jesteśmy przy zupach nie mogło zabraknąć czarnej polewki, którą podano między innymi Jackowi Soplicy. Jest to jedna z nielicznych potraw uważanych za staropolskie i będących taką faktycznie:
„Gąskę młodą albo zajączka albo cokolwiek młodego bijesz, spuść juszycę tak; weźmiej octu dobrego, zgrzej, juszycę albo krew tę, co żywego bijesz, spuść na ten ocet, a mieszaj, też zaś materyję mięsną porąbawszy albo rozebrawszy, dowarz i odbierz, wlej tę krew z octem, którą juszycą zowiesz, a warz, usmaż cebulę w maśle, przebij przez sito chleba żytniego trochę. Przydaj octu, słodkości, pieprzu, imbieru, cynamonu, goździków, soku wiśniowego. Przywarz soli nie przyjmując daj lubo gorąco, lubo na zimno.”
POTRAWKA Z PISTACJAMI
Skoro zjedliśmy zupę czas zacząć insze potrawy. Na przykład potrawkę:
„Weź kapłona albo gołębi, ochędoż, a nie płocz, rozbierz, włóż w rynkę, przydaj masła dorego, cebule, pietruszki drobno, rosołu trochę warzy nakrywszy. Weź jadręk pistacjami, pięknych niemało, włóż w tę potrawę, przydaj pieprzu, i kwiatu, warz nakrywszy. A gdy dowiera, daj gorące na stół.”
KAPŁON OCTEM NALANY ŻYWCEM
Nie tylko kuchnia francuska znała potrawy, od których włos jeży się wszystkim obrońcom zwierząt, czy nawet ludziom o mniejszej dozie wrażliwości na cierpienie:
„Weź kapłona żywego, nalej mu lejkiem w gardło octu winnego a zawiąż i zawieś na godzin pięć. Oskub pięknie, ochędoż, upiecz zwyczajnie albo nagotuj jak chcesz.”
BIGOSEK Z JARZĄBKA
Bigos jaki znamy dzisiaj ma tylko trochę wspólnego z tym, co jadali nasi antenaci. Bigosem nazywano kiedyś każdą potrawę która była drobno posiekana. Z zasady były one znacznie rzadsze niż dzisiejszy przysmak:
„Uwarz albo upiecz jarząbka, obierz mięso osobno, skrajaj bardzo drobno, wlej trochę rosołu, masła młodego, kminu tartego. Przywarz, a daj ciepło. Możesz też kwiatu przydać i wcisnąć cytrynę.”
COMBER JELENI
Jednak nie samym ptactwem szlachcic żyje! Czas więc przygotować upolowanego niedawno jelenia:
„Weź comber jeleni, danieli, bawoli, wołowy, sarni, wieprza dzikiego, którego według deskrypcyjej wzwyż mianowanej masz uyciąć, a ochędożywszy namocz w occie dobrym, przysypawszy ten ocet soli, majeronu, kolendry, a mocz to godziny cztery czy pięć. Weźmij potym słoniny, nakrajaj długo i przez mięsiste, a chudsze miejsca prześpikuj uwiń w płótno, warz w tym occie w którymeś moczył, zasoliwszy dobrze. A gdy uwrem wyłóż na misę, potrzesnąwszy różnym kwieciem daj na zimno.”
OZORKI KARPIOWE
Na tym skończymy przygodę z królestwem zwierząt lądowych i przeniesiemy się do rzek, stawów i mórz. Dziś niektórzy jadają ozorki wołowe albo cielęce – Pan Lubomirski jadał karpiowe, choć w tym wypadku chodziło po prostu o mięso z pyska ryby:
„Powybierawszy ozorki karpiom, włóż w rynkę masła dobrego, cebulę, siekanej pieczonej, ociągnij to w maśle, wlej trochę wody, soli, limoną usiekają drobno, pieprzu i gałki. Przeważ a daj na stół.”
BIGOSEK Z RYB JAKICH CHCESZ
Podaliśmy przepis na bigos z jarząbka – teraz czas na bigos z ryby:
„Rybę weźmij jaką chcesz, oczesz, upiecz pięknie, podrap, kości wyrzuć, limonę drobniusieńko usiekaj i w talarki wkrajaj, oliwek nawyłupuj, wlej oliwy, wina, octu, cukru, pieprzu, cynamonu. Przywarz, a daj a możesz i na zimno dać, nie przewarzając.”
KARP BEZ KOŚCI
Oczywiście nie może zabraknąć absolutnej klasyki polskich stołów, czyli karpia bez ości:
„Weź karpia dobrego, zdejmij skórę z niego tak ostrożnie, żebyś dziury nie uczynił, głowę usmaż, a to mięso z karpa odjąwszy i od kości, i usiekaj drobno surowo, drugiego karpia do tego przyłożywszy. Usmaż te siekaninę w maśle albo oliwie, przydawszy do tego bardzo drobno siekanej pieczonej albo smażonej. Daj rożenków drobnych, cukru, pieprzu, soli, cynamonu i trochę tartego chleba, zmieszawszy to wszystko nałóż tę skórę karpiową, miej brytfannę glinianą, wlej oliwy albo masła, żeby zamókł ten karp, włóż w brytfannę karpia nałożonego i głowę przyłóż i figatellami z tejże materyjej robionego obłóż. Ociągaj wywracając a gdy się ociągnie, wlej wina, octu winnego, limonią, cukru, cynamonu i pieprzu. Przywarz a daj całkiem na misę.”
JESIOTR
Rzecz jasna nie tylko karpie królowały na staropolskich stołach. Znaleźć można tam było również przepisy na innego popularnego mieszkańca polskich wód, czyli jesiotra:
„Weżmij kilka dzwonów jesiotra, ociągnij w oliwie albo w maśle. Usmaż cebule i pietruszki drobno krojoanej w maśle albo w oliwie, złóż to społem, daj wina, różenków obojga, słodkości, pieprzu, imbieru, cynamonu, masła albo oliwy, szafranu. Przyważ a daj na stół.”
Z RAKÓW BIGOSKIEM RYBY BEZ BOTWINY
Ryby to nie jedyni mieszkańcy polskich wód. Tradycja jedzenia raków sięga dawnych czasów:
„Bigosek z raków wyłupanych miej, szczupaka oczeasnego zrysuj i we dzwonka skrajaj, włóż w rynkę, cebulę i pietruszkę drobno zasól, wody wlej a warz. A gdy odważysz bigosek, daj masła, pieprzu, kwiatu, a przywarzywszy daj na stół. Możesz cytrynę wycisnąć albo octu winnego kieliszek wlać.”
BOBROWY OGONY
W „Compendium” co prawda pojawiły się ślimaki, jednak książka Czarnieckiego obfitowała w znacznie ciekawsza propozycje – na przykład bobrowe ogony:
„Odważywszy ogon bobrowy, który jeżeli chcesz, możesz w sztuki porabać, który w occie i soli odważysz. Uwierć czosnku jako masło, octu winnego, oliwy albo masła. Przywarz, polej a daj na stół.”
POLEWKA MIGDAŁOWA
Po przegryzieniu ostatniego kęsa bobrowego ogona i popiciem go kielichem węgrzyna, czas zabrać się za rzeczy innego rodzaju, czyli słodkości:
„Oparzone migały pokrajaj i uwierć w donicy, rozpuść wodą włóż cukru, rożenków drobnych, przywarz. Miej ryz osobno warzony ładź na półmiski a zalewaj polewką.”
JAJECZNICA Z WINEM
Czasem zamiast migdałów człowiek po niełatwej nocy ma ochotę zjeść jajecznicę. Wtedy może czekać go odpowiednie śniadanie:
„Masła w rynce rozpuść, jajec rozbij z winem i cukrem i cynamonem, ubij to społem a wlej na gorące masło, usmażywszy daj z rynką a nie mieszaj.”
CIASTO NA POST OPŁATCZANE
Czasami zaś chociaż noc był ciężka, wypadał post, a przecież i wtedy warto było zjeść coś innego:
„Weźmij opłatków pokrajaj w kwadrat jak wielkie chcesz sztuczki, rozrób mąki wodą i drożdżami, a poczekaj, aż pocznie robić, przydaj szafranu. Weźm i konfektu, jakiego chcesz, składaj po dwa opłatki, a w śrzodek kładź konfektu, a kraje maczaj w tym cieście zrabiony puszczaj na gorącą oliwę albo olej. Smaż a pocukrowawszy daj na stół.”
Przytoczone powyżej przepisy wymagają pewnego komentarza. Po pierwsze, tak jak pisałem na początku, potrawy te gościły na stołach magnatów i co bogatszych szlachciców. U większości herbowych pojawiały się przy świętach i różnego rodzaju okazjach jak wesela, pogrzeby czy chrzciny.
Po drugie, ilość przypraw, które Czarniecki sypał do swoich potraw, teraz zabiłaby przeciętnego Polaka. Powody takiego stanu był dwa: po pierwsze mięso nie zawsze było wzorem świeżości i bywało nieco zaśmierdłe. Przyprawy były też jednym z atrybutów bogactwa i trzeba było je sprowadzać z daleka. Zastaw się, przypraw mięsiwo i pokaż się przed sąsiadem, że comber jeleni pływa w gałce muszkatołowej – tak można streścić filozofię szlacheckiego gotowania.
SŁOWNIK
A oto obiecany słownik, który pomoże w czytaniu przepisów:
Donica – gliniana naczynie do ucierania.
Figatelle – pulpety z różnego rodzaju mięs.
Juszyca – krew lub krew z octem.
Konfekt – owoce, ziele albo płatki róż smażone w miodzie lub w cukrze, a następnie zaprawione słodkim sokiem.
Kwiat – gałka muszkatułowa.
Ochędożyć – oprawić.
Rynka – naczynie o płaskim danie, służące do smażenia, podobne do rondla.
Zrysować – oprawić z łusek ryby.
Autorstwo: Paweł Rzewuski
Ilustracja: obraz „Uczta u Wierzynka” Bronisława Abramowicza z 1876 r.
Źródło: Histmag.org
Licencja: CC BY-SA 3.0
- Autor: Tester
- Kategoria: WIADOMOŚCI
- Odsłony: 2047
O godz. 10.00 rozpoczęła się rozprawa, w której zeznaje Bronisław Komorowski. Prezydent jest świadkiem w procesie dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego i byłego oficera WSI płk. Aleksandra L., oskarżonych o płatną protekcję przy weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych. Transmisja jest dostępna w Telewizji Republika. Warto zaznaczyć że na sali jest obecna telewizja TVN, ale nie prowadzi transmisji.
Komorowski zeznaje w nietypowych okolicznościach, bo nie w gmachu sądu, a w Kancelarii Prezydenta. Rzekomo ze względów bezpieczeństwa.
14.15
Sąd odroczył sprawę do 11 lutego 2015 roku.
14.12
Zakończyło się przesłuchanie świadka Bronisława Komorowskiego. Sumliński wydał na zakończenie oświadczenie ws. zeznań prezydenta – zaznaczył w nim, że sprawa fundacji Pro Civili nigdy nie trafiła do sądu.
Bronisław Komorowski wyszedł z sali.
(TV Republika)
14.07
Komorowski: - Od dłuższego czasu wmawia się opinii publicznej na temat moich związków z oficerami WSI. To absurdalne zarzuty i oskarżenia. Moje kontakty z WSI zawsze były kontaktami wynikającymi ze zwierzchnictwa. Wynikały one z moich obowiązków z czasów MON.
14:01
Sąd uchyla kolejne pytania Wojciecha Sumlińskiego. Oskarżony pyta o znajomości ludzi z fundacji Pro Civili i świadka Komorowskiego.
13.49
- Czy świadek słyszał coś o fundacji Pro Civili, kiedy był ministrem obrony narodowej? - dopytuje Sumliński. Przewodniczący uchyla pytanie, bo nie ma związku ze sprawą. Wcześniej Sumliński zwrócił się do sądu o włączeniu do akt sprawy jego dziennikarskiego materiału dotyczącego fundacji Pro Civili.
(TV Republika)
- Rozmowa z Jasnowidzem - Krzysztof Jackowski - 12.12.2014
- Niemcy kupują polskie pociągi
- Wiersz Kombatanta RP
- Marian Kowalski kandydatem RN w wyborach prezydenckich
- USA: Kolejne dowody na to że Bush oszukiwał Amerykanów
- Rosyjski deputowany: jeśli USA wyśle broń na Ukrainę, Rosja powinna wysłać wojska
- Oficjalnie: Chiny największą gospodarką świata
- Jak zrobić własnoręcznie balsam do ust
- Jędrne pośladki i smukłe nogi (trening A) - Natalia Świenc
- Ciasto z powidłami i masą z kaszy mannej
- Mleko NAN - mleko po karmieniu piersią
- Francja: Bezdomny Kulturysta
- Izrael dla Żydów- Mariusz Max Kolonko
- Ranking 35 największych potęg militarnych świata
- USA: Producenci w Stanach Zjednoczonych ukrywają obecność GMO w produktach